niedziela, 29 września 2013

Rozdział 11

 Kiedy łamiesz zasady, łam je mocno i na dobre.

- Brandon zaginął! - powiedziałam z łzami w oczach.
Może i krótko znałam tego malucha, ale się do niego bardzo przywiązałam. Był dla mnie jak synek.
Słodki bobas, biegający po domu, gdzie jest go wszędzie. Tak się zamyśliłam że nie czułam jak ktoś mną szarpie za ramiona.
Ariel! Ariel kurwa! - Justin krzyczał na mnie i potrząsał. Spojrzałam na niego i widziałam że także był bliski płaczu. Nie możliwe, wielki JUSTIN BIEBER powstrzymuje się od płaczu. - Gdzie jest kurwa Brandon?! - krzyknął wściekły, a także załamany.
Nie wiem.- szepnęłam, po czym po moim policzku spłynęła jedna łza. Justin szybko pobiegł w stronę lasku, gdy zauważyłam że go już nie ma obok mnie, także potruchtałam w tamtą stronę. Usłyszałam jak Justin nawołuje Brandona, również się przyłączyłam. Chodziłam w przeciwną stronę niż Bieber, cały czas naowłując malucha. Przytrzymywałam gałęzie by nie walnęły mi w twarz, lecz nic to prawie nie dawało, gdyż iż tak dostawałam liścimi w twarz. Chodziłam po tym lasku już bardzo długi czas i nadal nie znalazłam żadnego śladu po Brandonie. To wszystko moje wina. Moja kurwa jebana wina. Mogłam ja iść po tą piłkę. Na początku Lux, teraz Brandon. Nie, to nie może się tak skończyć.
- Brandon! Brandooon! - krzyczałam na całe gardło. Usłyszałam szeleszczące liście. Może i byłam głupia, ale wiem że to na pewno nie wiatr. Szłam w stronę miejsca z którego było słychać dźwięki. Nagle w oddali zauważyłam czarną kurtkę, taką samą jakom ma dzisiaj Brandon na sobie.
- Brandon! - krzyknęłam, po czym zaczęłam biec w stronę danego przedmiotu. Gdy zauważyłam że tam leży maluch, łzy zaczęły ciec mi z oczu jeszcze bardziej, ale przyspieszyłam. Padłam na kolana i zaczęłam przytulać Brandona, na widok mnie maluch się szeroko uśmiechnął.
- Ari. Ja tak baldzo pseplasam. Nie chciałem się zgubić. - mówił zasmucony. Podniosłam go z ziemi, pocałowałam w policzek i skierowałam się z nim na rękach do wyjścia z tego cholernego lasu.
- Nic się nie stało Brandon. To nie twoja wina. - powiedziałam uśmiechając się.
- Pseprasam ale zgubiłem piłkę. - szepnął po czym się mocniej we mnie wtulił.
- Najważniejsze jest to że ty jesteś cały, a nie jakaś głupia piłka. Kupię ci nową. - Mini Bieber na moje słowa szeroko się uśmiechnął i pocałował w policzek. Dochodziliśmy powoli do wyjścia z tego jebanego miejsca, z daleka mogłam zobaczyć Justina klękającego na ziemi, schował głowę w ręce. To niemożliwe, jak jedna malutka osóbka, może złagodzić Justina, jak umie się dla niej poświęcić, jak go bardzo kocha.
- Zrobimy niespodziankę tacie. - powiedziałam do Brandona pokazując głową na Justina. On (Brandon) się szeroko uśmiechnął, po czym skinął głową że się zgadza. Weszliśmy w las i przeszliśmy tak by móc stać za plecami Justina. Odstawiłam Brandona za moje nogi i pokazałam mu palcem że ma tu na razie stać. Odwróciłam głowę do Biebera i szturchnęłam jego ramię. Podniósł się do góry i odwrócił. Dzięki Bogu Brandon jest taki niski i Justin go nie widzi.
- Znalazłaś go?- spytał z nadzieją. Spuściłam głowę by ukryć mój uśmieszek i by tym gestem powiedzieć że go nie znalazłam. Ponownie podniosłam głowę by spojrzeć w jego zaszklone oczy i w tym momencie już nie mogłam wytrzymać. Roześmiałam się. Justin spojrzał na mnie dziwnie, a ja przesunęłam się w lewo by mógł zauważyć Brandona. Spojrzał na małą postać, po czym się szeroko uśmiechnął, przykucnął i mocno przytulił Brandona. Maluch odwzajemnił gest. Z mojej perspektywy to naprawdę słodko wyglądało. Nigdy nie widziałam żeby ktoś był tak oddany swojemu synowi. Maluch nie ma matki, a on stara się jak może by zastąpić mu ją i żeby mu niczego nie brakowało.
- Za dużo wrażeń jak na dzisiaj, wracajmy do domu. - oznajmił Justin, kierując się z Brandonem na rękach do domu, szłam za nimi ze spuszczoną głową. Co by było jakby się okazało że nie znaleźliśmy Brandona? Że ktoś go porwał. Nie wyobrażam sobie tego jakby mój syn/córka zniknęli. Justin gdy się dowiedział że nie mogę znaleźć Brandona, nie okazywał na zewnątrz uczuć, ale wiedziałam że rozpierdala go od środka. Po przekroczeniu progu domu, ściągnęłam buty z nóg i weszłam wgłąb korytarza. Przeszłam przez białe pomieszczenie i znalazłam się w salonie gdzie siedzieli chłopcy. Zauważyłam że Justin skierował się z maluchem do kuchni, pewnie obaj zgłodnieli. Usiadłam obok Crisa i patrzyłam się w telewizor na którym leciał akurat mecz. Usiadłam wygodnie i wpatrywałam się w piłkarzy biegających po boisku, ale zaczęło przeszkadzać mi to że czułam pary oczu na sobie. Spojrzałam w lewo. Wszyscy chłopcy patrzyli się na mnie z rozdziawionymi ustami, włącznie z Justinem który przed chwilą przyszedł.
- Co? - spytałam zdziwiona.
- Od. kiedy. dziewczyna. ogląda. mecz? - Cris zadając pytanie robił znaczącą pauzę co każde słowo.
- Nie wszystkie dziewczyny są takie same Cris. - oznajmiłam po czym wróciłam do dalszego oglądania, lecz nadal czułam to że chłopaki się na mnie patrzą. - Jeszcze raz się kurwa któryś na mnie spojrzy to was wykastruje i powieszę wasze małe klejnoty nad drzwiami. - syknęłam przez zęby, przez co chłopaki od razy odwrócili wzrok.
- Suka. - mruknął pod nosem Travis
- Kutas. - odburknęłam
- Dziwka. - 
- Chuj. -
- Pizda. -
- Niedoruchany płód. - powiedziałam po czym się uśmiechnęłam w jego stronę, chłopaki cicho zachichotali pod nosem.
- Przegięłaś nadęta dziwko. - splunął po czym wstał do mnie, ja również podniosłam się z miejsca. Zamachnął się pięścią, lecz nawet jego ręka nie dotknęła mojej twarzy gdyż czyjaś ręka zatrzymała ją.
- Jeśli ją kurwa tkniesz będziesz 6 stóp pod ziemią. - syknął mój brat. Nigdy nie widziałam żeby ktoś się o mnie tak troszczył i nigdy nie widziałam go tak wzburzonego. Uśmiechnęłam się z satysfakcją po czym ponownie usiadłam obok Crisa. Po obejrzeniu meczu przypomniało mi się że chciałam porozmawiać z moim bratem. Zdjęłam Brandona z kolan, gdyż jak była połowa meczu to przyszedł do nas i się spytał czy może z nami pooglądać, po czym usiadł mi na kolanach. Szturchnęłam Mendlera w ramię i skinęłam głową by poszedł za mną do kuchni.
- Będę mogła wrócić do mojego domu, do dziewczyn? - spytałam z nadzieją siadając na blacie kuchennym.
- Nie - odpowiedział po czym skierował się do wyjścia z kuchni lecz przystał w miejscu kiedy usłyszał moje pytanie.
- Dlaczego mnie tu trzymasz? Po co ja wam tu? Z tego waszego gangu to jedyne co, to ty mnie jeszcze znosisz - odpowiedziałam i podniosłam wzrok na niego, widziałam w jego oczach zakłopotanie
 i ...zdenerwowanie.
- Im mniej wiesz tym lepiej śpisz. - rzekł po czym już ostatecznie wyszedł z kuchni. Zeskoczyłam z blatu i poszłam w stronę salony gdzie poszedł Cris. Usiadł na sofie obok Biebera i Brandona i wrócił wzrokiem na telewizję.
- Proszę daj mi do nich pojechać, chociaż na godzinę. Możesz pojechać ze mną, tylko błagam daj mi je odwiedzić. - prosiłam zasłaniając mu i chłopakom telewizor, spojrzał na mnie po czym przewrócił oczami i wypuścił powietrze z ust.
- Dobra. Ale ja z tobą nie pojadę, Nick i Travis też nie. Czyli Justin tylko może. - odpowiedział. Wytrzeszczyłam oczy i spojrzałam na Biebera, który na twarzy miał ten szyderczy uśmiech. Miałam wielką ochotę przyjebać mu w tego ryja.
- CO KURWA?- syknęłam przez zęby. Justin schylił się do Brandona, powiedział mu coś na ucho po czym maluch pobiegł na górę.
- Albo Justin, ale nie jedziesz wcale. - skwitował. Przewróciłam oczami.
- Dobra - mruknęłam pod nosem.
- Czekaj, co? Bo nie usłyszeliśmy. - drażnił się Bieber. Ale kutas.
- Dobra - mruknęłam głośniej lecz nadal cicho. - CO? - krzyknęli wszyscy. Oni się kurwa specjalnie droczą ze mną.
- DOBRA! - również krzyknęłam wkurwiona. Zaczęli się głupio śmiać, ponownie zrobiłam młynek oczami, weszła po schodach by po chwili znaleźć się w 'moim' pokoju. Podeszłam do torby i wyjęłam stamtąd świeże ubrania. Wskoczyłam szybko do łazienki, zdjęłam brudne ubrania i bieliznę, po czym weszłam do kabiny i przemyłam swoje ciało wodą i płynem. Musiałam odchylić głowę do tyłu by nie zmoczyło mi włosów, gdyż nie miałam tu suszarki. Wyszłam spod prysznica i owinęłam się ręcznikiem by się wytrzeć. Założyłam obcisłe jeansy i białą bokserkę, a do tego granatową ciepłą bluzę. Spojrzałam się w lustro i zobaczyłam że mam strasznie potargane włosy. Gdy zdejmowałam gumkę do włosów z nadgarstka, zauważyłam że mam na rękach siniaki. Aha... Ślady po Justinie. Naciągnęłam bluzę na nadgarstki i wyszłam z łazienki, zarzuciłam torbę na ramię po czym zbiegłam na dół. Justin razem z Brandonem siedzieli na sofie oglądając tv.
- Chodź Brandon. Zawiozę cię do babci. - oznajmił Bieber po czym wstał z sofy. Maluch szybko do mnie pobiegł i przytulił się do moich nóg. Podniosłam go i posadziłam na biodrze po czym skierowałam się za Justinem w stronę drzwi. Założyłam sobie i Brandonowi trampki po czym wyszliśmy na dwór do samochodu. Usadowiłam go w siodełku, zapinając go, po czym usiadłam obok kierowcy na miejscu pasażera, również zapinając pasy.
- Pojedziemy do tych twoim przyjaciółeczek, ale najpierw zawieziemy Brandona do mojej matki. - powiedział cicho, wyjeżdżając z podwórka.
- Do twojej matki? - zdziwiłam się. Justin jest w najniebezpieczniejszym gangu w Kanadzie, a jego matka jak gdyby nigdy nic się z nim zadaje i opiekuje jego dzieckiem.
- Nie wiesz kto to matka? - spytał rozbawiony i lekko zirytowany.
- Nie rób ze mnie idiotki. Wiem kto to matka. Po prostu... - chciałam już coś powiedzieć, lecz zapauzowałam. Odwróciłam się do Brandona, zabierając Justina telefon i słuchawki, po czym mu je dałam. - Trzymaj Brandon, nie będzie się nudzić. - maluch założył słuchawki i włączył sobie jakąś grę. - Po prostu jesteś w gangu znanym w całej Kanadzie a twoja mama jak gdyby nigdy nic opiekuję się Brandonem. - powiedziałam lekko zdziwiona. Justin spojrzał na mnie, po czym się kpiąco uśmiechnął.
- No chyba cię pojebało żeby moja matka wiedziała o tym że zabijam ludzi. Ona myśli że jestem mechanikiem w nielegalnych wyścigach. - parsknął śmiechem, po czym zrobił kilka manewrów skrzynią biegów by wyprzedzić jadącego przed nami FORDA.
- Nie widziała cię nigdy w telewizji że jesteś ścigany? - spytałam ciekawa. Mnie nigdy nie pokazywali w telewizji że jestem ścigana przez policję, ale wolałam się spytać. Niektóre małe 'gangi' są tak niedoświadczone, że dają sobie zrobić zdjęcie, po czym policja pokazuję to w telewizji i tak łapią te małe suczki.
- No chyba ciebie kurwa pojebało. Jak jesteś już w tym całym gównie, to musisz chronić swoją dupę, a zwłaszcza jak masz dla kogo. - powiedział.
- Co ja mam powiedzieć twojej matce? Że kim dla ciebie jestem? Że kim jestem dla Brandona? - pytałam spanikowana.
- Powiedz że poznaliśmy się na jakieś imprezie. Że jesteś moją przyjaciółką, a Brandon cię traktuję jak ciocię, więc jesteś przyszywaną ciocią. - oznajmił. Włączył kierunkowskaz, skręcając w prawą uliczkę, po kilku minutach dojechaliśmy do naprawdę ładnego domu jednorodzinnego. Wysiedliśmy z samochodu, otworzyłam drzwi od strony Brandona i odpięłam go z pasów podnosząc i usadawiając sobie na biodro. Podeszliśmy do beżowych drzwi, Justin je otworzył i wszedł do środka, a ja z Brandonem za nim. Pff...Ale dżentelmen. 
- Jesteśmy! - krzyknął Duży Bieber. Odstawiłam Małego Biebera na ziemie, łapiąc go za rączkę.
- Ooo... jak dobrze was widzieć. - oznajmiła promiennie piękna kobieta wychodząca zza ściany. Przyznam była naprawdę pogodna, miła i wesoła. Przeciwieństwo Justina.
- Babciaa! - krzyknął Brandon, puszczając moją rękę i podbiegając do kobiety rzucając jej się na szyje. Na ten widok sama się uśmiechnęłam. Justin pociągnął mnie za nadgarstek w stronę jego matki, cicho syknęłam z bólu, ponieważ złapał mnie za tą rękę na której miałam siniaki.
- Mamo, poznaj Ariel, moją dziewczynę. - powiedział po czym owinął ręce wokół mojej talii, kładąc swój podbródek na moim ramieniu, spojrzałam na niego spod byka, szepcząc cicho 'what'. On tylko się głupio uśmiechnął po czym pocałował mnie w policzek, odwróciłam wzrok od niego i uśmiechnęłam się sztucznie do mamy Justina. Wyciągnęłam rękę, lecz ona machnęłam ręką i przytuliła mnie. 
- Jestem Pattie. Miło cię poznać. - Ciepło biło od niej na kilometr. Również odwzajemniłam gest, gdyż poczułam się jak malutka dziewczynka. Moja mama zawsze mnie tak przytulała. Po jakimś czasie oderwaliśmy się od siebie.
- Zrobiłam obiad, chodźcie. - uśmiechnęła się, po czym zniknęła za drzwiami. Jednak zanim weszłam do kuchni, usłyszałam ten chrapliwy seksowny głos... Czekaj. Seksowny? Ari ty go nienawidzisz...
- Dobra robota, kochanie - powiedział Justin po czym przegryzł płatek mojego ucha, przez co zadrżałam. Uśmiechnął się na mój tik. W mgnieniu oka był już w kuchni, ja również weszłam do środka.
- Może w czymś pani pomóc? - spytałam gdy zauważyłam jak miesza zupę. Odwróciła się do mnie z uśmiechem na ustach.
- Żadna pani, mów mi Pattie. - skinęłam głową i powtórzyłam pytanie zmieniając nieco formę.
- Pomóc ci w czymś Pattie? - spytałam grzecznie.
- Mogłabyś jeśli możesz porozstawiać naczynia - oznajmiła, po czym wróciła do mieszania zupy.
- Oczywiście - podniosłam z blatu naczynia i skierowałam się do wyjścia z kuchni.
- Chodź kochanie, pokarze ci gdzie jest jadalnia. - oznajmił Justin to, tak żeby Pattie usłyszała. Poprowadził mnie do jadalni, po czym pomógł mi rozstawić naczynia, już chciałam wrócić do kuchni kiedy nagle ktoś złapał mnie za talię i odwrócił w swoją stronę. Oczywiście nie kto inny, tylko Justin. Spojrzałam w jego brązowe tęczówki w których widziałam rozbawienie. Chciałam już się spytać z czego on jest taki wesoły lecz przerwał mi jego głos.
- Kto by pomyślał że Ariel Evans może być miła dla kobiety która urodziła najniebezpieczniejszego gangstera w Kanadzie. - rzekł po czym się zaśmiał. Przewróciłam oczami i chciałam mu odpowiedzieć jakąś ciętą ripostą, lecz przycisnął mnie z mocną siłą do ściany. Zdziwiłam się że Pattie nie przybiegła przez ten huk. Niezłe mają tu ściany. Justin przybliżył się, przez co dotykaliśmy się czołem i nosem.
- Nie wywracaj na mnie oczami, suko. - skwitował, po czym puścił mnie, lecz zanim to zrobił pocałował mnie w czoło i uśmiechnął się do właśnie wchodzącej Pattie. Uśmiechała się do nas, co oznaczało że nie widziała i nie słyszała co się stało. Justin odsunął mi i swojej mamie krzesło, zdziwiło mnie to, ale cicho podziękowałam i usiadłam na swoim miejscu. Brandon szybko przybiegł i usadowił mi się na kolanach.
- Brandon zejdź z kolan Ari, tak nie ładnie. - oznajmiła Mama Bieber, nakładając nam zupy. Brandon mruknął i się zasmucił, chciał już zejść z moich kolan, lecz go zatrzymałam.
- Nie, mi to nie przeszkadza. Jeśli chce może siedzieć. - uśmiechnęłam się i pocałowałam Brandona w policzek.
- Smacznego. - powiedziałam po czym zaczęłam karmić siebie i Brandona. Rozmawialiśmy wszyscy ze sobą w miłej atmosferze. Po chwili usłyszałam pytanie, na które tak bardzo nie chciałam odpowiedzieć.
- A kim są twoi rodzice? - spytała z uprzejmością Pattie. Justin tak samo jak ja zamarł, ale szybko się otrząsnęłam i ponownie wsadziłam łyżkę zupy do buzi Brandona.
- Mamo...nie. - powiedział cicho Justin.
- Justin, spokojnie. - powiedziałam do niego, lekko się uśmiechając. - Moi rodzice nie żyją. - następna łyżka zupy wylądowała w buzi malucha. Chciałam już mówić dalej ale przeszkodziłam mi w tym Pattie.
- Nie musisz mówić, jeśli nie chcesz. - oznajmiła mama Justina, pocierając moje ramię.
- Kiedyś to musiałabym powiedzieć. Gdy mój brat zginął, moi rodzice się załamali, mama zaćpała się na śmierć, a tata upił do nieświadomości i zeskoczył z mostu. - powiedziałam znowu dając łyżkę pełną zupy Brandonowi. Poczułam jak czyjaś ciepła ręka gładzi moje kolano,dodając mi otuchy, spojrzałam w tamtą stronę i dostrzegłam rękę Justina, podniosłam wzrok na niego i uśmiechnęłam się, co odwzajemnił. Nie był to jakiś zboczony, czy kpiący lub sztuczny uśmiech. Było to naprawdę szczere.
- Przepraszam, nie wiedziałam. - zasmuciła się Pattie. Pogłaskałam ją po ramieniu, przez co podniosła wzrok na mnie.
- Nic się naprawdę nie stało, to już przeszłość. - rzekłam uśmiechając się. Po przegadaniu jeszcze kilkunastu minut, wstaliśmy i posprzątaliśmy. Przyszła pora się pożegnać.
- Ari, bardzo miło było cię poznać. Mam nadzieje że jeszcze się zobaczymy. Chcę lepiej poznać moją synową. - powiedziała po czym mnie mocno przytuliła. Odwzajemniłam gest i uśmiechnęłam się.
- Mamo... - przewrócił oczami Justin. Pattie do niego podeszła i również przytuliła.
- Masz o nią dbać, jest tego warta. Jeśli ją skrzywdzisz będziesz mieć ze mną do czynienia. - Powiedziała i pogroziła mu palcem, zaśmialiśmy się wszyscy. Poczułam jak ktoś mnie ciągnie w dół za rękę, przykucnęłam i dostrzegłam Brandona, który rzucił mi się na szyje i zaczął tulić. Również go przytuliłam.
- Kocham cę. - powiedział mi na ucho maluch, uśmiechnęłam się i mocniej w niego wtuliłam.
- Ja ciebie też skarbie. - wyszeptałam po czym wstałam i skierowałam się w stronę Justina. Pomachaliśmy jeszcze na pożegnanie i weszliśmy do samochodu. No to teraz do dziewczyn. Jechaliśmy cały czas w cichy, tylko muzyka grała. Położyła głowę na szybę i patrzyłam jak mijamy drzewa z dużą prędkością.
- Polubiła cię - powiedział cicho Justin, spojrzałam się na niego ze zdezoriętowaniem, gdyż odpłynęłam myślami. Spojrzał na mnie i najwyraźniej zobaczył że nie wiem o co chodzi, gdyż wytłumaczył swoją wypowiedź.
- Moja mama cię polubiła. - a więc o to chodzi.
- Aaa... Też ją bardzo polubiłam. - odpowiedziałam uśmiechając się do siebie. - Czemu nazwałeś mnie swoją dziewczyną, skoro ustaliliśmy że jesteśmy przyjaciółmi? - spytałam zaciekawiona.
- Bo jakbym powiedział ci w samochodzie że powiemy że jesteś moją przyjaciółką, to wpadłabyś w szał, a był z nami Brandon, dlatego tego nie chciałem. A do tego Pattie by mi nie uwierzyła że jesteś moją przyjaciółką, dlatego że nigdy w życiu nie miałem żadnej przyjaciółki. - skwitował, co oznaczało, koniec rozmowy. Szczerze? Miał rację, bym zrobiła mu w samochodzie zadymę. Jednak nie jest taki głupi jak myślałam. Po jakimś czasie dojechaliśmy do domu dziewczyn i wyszliśmy z samochodu, zabierając jeszcze swoją torbę z ubraniami. Był to mój dom, więc nie pukałam i weszłam do środka. Było strasznie cicho, to nie możliwe że drzwi są otwarte, a nikogo nie ma w domu. Przeszłam przez korytarz by otworzyć szafkę na kluczę, wyjęłam stamtąd broń i odbezpieczyłam ją. Odwróciłam się do Justina i pokazałam mu by wyjął swoja broń, tak też zrobił. Pokazałam mu byśmy się rozdzielili, skinął głową że się zgadza i ruszył w przeciwną stronę niż ja. Wymierzyłam pistolet przed siebie i przeszłam przez salon, który był pusty, weszłam cicho do kuchni przeszukując czy nikogo nie ma, był pusty tak jak salon. Sprawdziłam jeszcze jadalnie, pokój Sevany, Neli i były pokój Lux. Justin sprawdził gabinet i wszystkie łazienki, było pusto. Został tylko mój pokój. Wymierzyliśmy pistolet w zamknięte drzwi. Justin skinął głową że wyważy drzwi, zgodziłam się po czym lekko odsunęłam. Stanął w jednej pozycji, po czym kopnął drzwi z całej siły, przez co futryna wyleciała razem z nimi. Wycelowaliśmy pistolet poziomo i weszliśmy do środka, osłaniając siebie nawzajem. Gdy przeszukaliśmy wszystkie zakamarki wyjęłam torbę z szafy po czym wszystkie ciuchy schowałam do środka. Weszłam do łazienki i przeżyłam szok.
- Justin. - pisnęłam. Szybko zjawił sie obok mnie, na jego twarzy też malował się szok. Ciało Sevany i Neli leżały w wannie całe we krwi. A na lustrze widnieje napis 'Ty będziesz następna suko' namalowany krwią. Poczułam jak moje policzki stają się mokre, przez Niagarę łez. Justin zabrał moją torbę po czym wrzucił wszystkie moje rzeczy do niej. Wyszłam z łazienki gdyż nie mogłam już patrzeć na ten piekielny widok. To nie możliwy. Wciągu tygodnia straciłam wszystko co było dla mnie najważniejsze.Wyjęłam kluczyk spod biurka, po czym podniosłam dywan i rzuciłam go na drugi koniec pokoju, przykucnęłam i odnalazłam wzrokiem kontury prostokąta wyciętego z podłogi. Wsadziłam kluczyk do środka i przekręciłam go 2 razy, a następnie pociągnęłam do góry by się otworzył, tak tez się stało. Zauważyłam że w środku znajduję się jakieś czerwone opakowanie w ładnie zawiniętą kokardkę, wyjęłam to i poczułam że to jest naprawdę ciężkie.
- Co to? - spytał Justin, przykucając przy mnie. Ruszyłam ramionami z odpowiedzą że nie wiem. Przyłożyłam do ucha i potrząsnęłam, usłyszałam tylko lekki stukot metalu, lecz też było mi to ciężko usłyszeć gdyż strasznie głośno oddychałam. Justin spojrzał ze strachem na czerwone opakowanie, po czym przyłożył swoją rękę do moim ust, by uciszyć mnie. Oboje usłyszeliśmy ciche tykanie, które stawało się coraz szybsze. To oznaczało tylko jedno...
- BOMBA! - krzyknął Bieber uprzedzając mnie.

*~*
Starałam się ten rozdział jak najszybciej napisać. Lecz nie było to łatwe bo straciłam wenę na 3 dni.
Ale moja kochana przyjaciółka mi pomogła.
Mam nadzieję że wam sie spodoba.
KOMENTUJESZ - JA MAM LEPSZĄ WENĘ! ♥

6 komentarzy:

  1. Kocham to! *_* Jestem uzależniona od twojego opowiadania!/ @Majunia3000
    http://scary-fanfiction.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo...bardzo dziękuje! ♥ Na pewno wejdę na twojego bloga ;>

      Usuń
  2. Super czekam nn mam nadziejne ze bedzie szybkooo... Opowiadnaie jest wspaniałe *.* Kocham ;**

    OdpowiedzUsuń