niedziela, 29 września 2013

Rozdział 11

 Kiedy łamiesz zasady, łam je mocno i na dobre.

- Brandon zaginął! - powiedziałam z łzami w oczach.
Może i krótko znałam tego malucha, ale się do niego bardzo przywiązałam. Był dla mnie jak synek.
Słodki bobas, biegający po domu, gdzie jest go wszędzie. Tak się zamyśliłam że nie czułam jak ktoś mną szarpie za ramiona.
Ariel! Ariel kurwa! - Justin krzyczał na mnie i potrząsał. Spojrzałam na niego i widziałam że także był bliski płaczu. Nie możliwe, wielki JUSTIN BIEBER powstrzymuje się od płaczu. - Gdzie jest kurwa Brandon?! - krzyknął wściekły, a także załamany.
Nie wiem.- szepnęłam, po czym po moim policzku spłynęła jedna łza. Justin szybko pobiegł w stronę lasku, gdy zauważyłam że go już nie ma obok mnie, także potruchtałam w tamtą stronę. Usłyszałam jak Justin nawołuje Brandona, również się przyłączyłam. Chodziłam w przeciwną stronę niż Bieber, cały czas naowłując malucha. Przytrzymywałam gałęzie by nie walnęły mi w twarz, lecz nic to prawie nie dawało, gdyż iż tak dostawałam liścimi w twarz. Chodziłam po tym lasku już bardzo długi czas i nadal nie znalazłam żadnego śladu po Brandonie. To wszystko moje wina. Moja kurwa jebana wina. Mogłam ja iść po tą piłkę. Na początku Lux, teraz Brandon. Nie, to nie może się tak skończyć.
- Brandon! Brandooon! - krzyczałam na całe gardło. Usłyszałam szeleszczące liście. Może i byłam głupia, ale wiem że to na pewno nie wiatr. Szłam w stronę miejsca z którego było słychać dźwięki. Nagle w oddali zauważyłam czarną kurtkę, taką samą jakom ma dzisiaj Brandon na sobie.
- Brandon! - krzyknęłam, po czym zaczęłam biec w stronę danego przedmiotu. Gdy zauważyłam że tam leży maluch, łzy zaczęły ciec mi z oczu jeszcze bardziej, ale przyspieszyłam. Padłam na kolana i zaczęłam przytulać Brandona, na widok mnie maluch się szeroko uśmiechnął.
- Ari. Ja tak baldzo pseplasam. Nie chciałem się zgubić. - mówił zasmucony. Podniosłam go z ziemi, pocałowałam w policzek i skierowałam się z nim na rękach do wyjścia z tego cholernego lasu.
- Nic się nie stało Brandon. To nie twoja wina. - powiedziałam uśmiechając się.
- Pseprasam ale zgubiłem piłkę. - szepnął po czym się mocniej we mnie wtulił.
- Najważniejsze jest to że ty jesteś cały, a nie jakaś głupia piłka. Kupię ci nową. - Mini Bieber na moje słowa szeroko się uśmiechnął i pocałował w policzek. Dochodziliśmy powoli do wyjścia z tego jebanego miejsca, z daleka mogłam zobaczyć Justina klękającego na ziemi, schował głowę w ręce. To niemożliwe, jak jedna malutka osóbka, może złagodzić Justina, jak umie się dla niej poświęcić, jak go bardzo kocha.
- Zrobimy niespodziankę tacie. - powiedziałam do Brandona pokazując głową na Justina. On (Brandon) się szeroko uśmiechnął, po czym skinął głową że się zgadza. Weszliśmy w las i przeszliśmy tak by móc stać za plecami Justina. Odstawiłam Brandona za moje nogi i pokazałam mu palcem że ma tu na razie stać. Odwróciłam głowę do Biebera i szturchnęłam jego ramię. Podniósł się do góry i odwrócił. Dzięki Bogu Brandon jest taki niski i Justin go nie widzi.
- Znalazłaś go?- spytał z nadzieją. Spuściłam głowę by ukryć mój uśmieszek i by tym gestem powiedzieć że go nie znalazłam. Ponownie podniosłam głowę by spojrzeć w jego zaszklone oczy i w tym momencie już nie mogłam wytrzymać. Roześmiałam się. Justin spojrzał na mnie dziwnie, a ja przesunęłam się w lewo by mógł zauważyć Brandona. Spojrzał na małą postać, po czym się szeroko uśmiechnął, przykucnął i mocno przytulił Brandona. Maluch odwzajemnił gest. Z mojej perspektywy to naprawdę słodko wyglądało. Nigdy nie widziałam żeby ktoś był tak oddany swojemu synowi. Maluch nie ma matki, a on stara się jak może by zastąpić mu ją i żeby mu niczego nie brakowało.
- Za dużo wrażeń jak na dzisiaj, wracajmy do domu. - oznajmił Justin, kierując się z Brandonem na rękach do domu, szłam za nimi ze spuszczoną głową. Co by było jakby się okazało że nie znaleźliśmy Brandona? Że ktoś go porwał. Nie wyobrażam sobie tego jakby mój syn/córka zniknęli. Justin gdy się dowiedział że nie mogę znaleźć Brandona, nie okazywał na zewnątrz uczuć, ale wiedziałam że rozpierdala go od środka. Po przekroczeniu progu domu, ściągnęłam buty z nóg i weszłam wgłąb korytarza. Przeszłam przez białe pomieszczenie i znalazłam się w salonie gdzie siedzieli chłopcy. Zauważyłam że Justin skierował się z maluchem do kuchni, pewnie obaj zgłodnieli. Usiadłam obok Crisa i patrzyłam się w telewizor na którym leciał akurat mecz. Usiadłam wygodnie i wpatrywałam się w piłkarzy biegających po boisku, ale zaczęło przeszkadzać mi to że czułam pary oczu na sobie. Spojrzałam w lewo. Wszyscy chłopcy patrzyli się na mnie z rozdziawionymi ustami, włącznie z Justinem który przed chwilą przyszedł.
- Co? - spytałam zdziwiona.
- Od. kiedy. dziewczyna. ogląda. mecz? - Cris zadając pytanie robił znaczącą pauzę co każde słowo.
- Nie wszystkie dziewczyny są takie same Cris. - oznajmiłam po czym wróciłam do dalszego oglądania, lecz nadal czułam to że chłopaki się na mnie patrzą. - Jeszcze raz się kurwa któryś na mnie spojrzy to was wykastruje i powieszę wasze małe klejnoty nad drzwiami. - syknęłam przez zęby, przez co chłopaki od razy odwrócili wzrok.
- Suka. - mruknął pod nosem Travis
- Kutas. - odburknęłam
- Dziwka. - 
- Chuj. -
- Pizda. -
- Niedoruchany płód. - powiedziałam po czym się uśmiechnęłam w jego stronę, chłopaki cicho zachichotali pod nosem.
- Przegięłaś nadęta dziwko. - splunął po czym wstał do mnie, ja również podniosłam się z miejsca. Zamachnął się pięścią, lecz nawet jego ręka nie dotknęła mojej twarzy gdyż czyjaś ręka zatrzymała ją.
- Jeśli ją kurwa tkniesz będziesz 6 stóp pod ziemią. - syknął mój brat. Nigdy nie widziałam żeby ktoś się o mnie tak troszczył i nigdy nie widziałam go tak wzburzonego. Uśmiechnęłam się z satysfakcją po czym ponownie usiadłam obok Crisa. Po obejrzeniu meczu przypomniało mi się że chciałam porozmawiać z moim bratem. Zdjęłam Brandona z kolan, gdyż jak była połowa meczu to przyszedł do nas i się spytał czy może z nami pooglądać, po czym usiadł mi na kolanach. Szturchnęłam Mendlera w ramię i skinęłam głową by poszedł za mną do kuchni.
- Będę mogła wrócić do mojego domu, do dziewczyn? - spytałam z nadzieją siadając na blacie kuchennym.
- Nie - odpowiedział po czym skierował się do wyjścia z kuchni lecz przystał w miejscu kiedy usłyszał moje pytanie.
- Dlaczego mnie tu trzymasz? Po co ja wam tu? Z tego waszego gangu to jedyne co, to ty mnie jeszcze znosisz - odpowiedziałam i podniosłam wzrok na niego, widziałam w jego oczach zakłopotanie
 i ...zdenerwowanie.
- Im mniej wiesz tym lepiej śpisz. - rzekł po czym już ostatecznie wyszedł z kuchni. Zeskoczyłam z blatu i poszłam w stronę salony gdzie poszedł Cris. Usiadł na sofie obok Biebera i Brandona i wrócił wzrokiem na telewizję.
- Proszę daj mi do nich pojechać, chociaż na godzinę. Możesz pojechać ze mną, tylko błagam daj mi je odwiedzić. - prosiłam zasłaniając mu i chłopakom telewizor, spojrzał na mnie po czym przewrócił oczami i wypuścił powietrze z ust.
- Dobra. Ale ja z tobą nie pojadę, Nick i Travis też nie. Czyli Justin tylko może. - odpowiedział. Wytrzeszczyłam oczy i spojrzałam na Biebera, który na twarzy miał ten szyderczy uśmiech. Miałam wielką ochotę przyjebać mu w tego ryja.
- CO KURWA?- syknęłam przez zęby. Justin schylił się do Brandona, powiedział mu coś na ucho po czym maluch pobiegł na górę.
- Albo Justin, ale nie jedziesz wcale. - skwitował. Przewróciłam oczami.
- Dobra - mruknęłam pod nosem.
- Czekaj, co? Bo nie usłyszeliśmy. - drażnił się Bieber. Ale kutas.
- Dobra - mruknęłam głośniej lecz nadal cicho. - CO? - krzyknęli wszyscy. Oni się kurwa specjalnie droczą ze mną.
- DOBRA! - również krzyknęłam wkurwiona. Zaczęli się głupio śmiać, ponownie zrobiłam młynek oczami, weszła po schodach by po chwili znaleźć się w 'moim' pokoju. Podeszłam do torby i wyjęłam stamtąd świeże ubrania. Wskoczyłam szybko do łazienki, zdjęłam brudne ubrania i bieliznę, po czym weszłam do kabiny i przemyłam swoje ciało wodą i płynem. Musiałam odchylić głowę do tyłu by nie zmoczyło mi włosów, gdyż nie miałam tu suszarki. Wyszłam spod prysznica i owinęłam się ręcznikiem by się wytrzeć. Założyłam obcisłe jeansy i białą bokserkę, a do tego granatową ciepłą bluzę. Spojrzałam się w lustro i zobaczyłam że mam strasznie potargane włosy. Gdy zdejmowałam gumkę do włosów z nadgarstka, zauważyłam że mam na rękach siniaki. Aha... Ślady po Justinie. Naciągnęłam bluzę na nadgarstki i wyszłam z łazienki, zarzuciłam torbę na ramię po czym zbiegłam na dół. Justin razem z Brandonem siedzieli na sofie oglądając tv.
- Chodź Brandon. Zawiozę cię do babci. - oznajmił Bieber po czym wstał z sofy. Maluch szybko do mnie pobiegł i przytulił się do moich nóg. Podniosłam go i posadziłam na biodrze po czym skierowałam się za Justinem w stronę drzwi. Założyłam sobie i Brandonowi trampki po czym wyszliśmy na dwór do samochodu. Usadowiłam go w siodełku, zapinając go, po czym usiadłam obok kierowcy na miejscu pasażera, również zapinając pasy.
- Pojedziemy do tych twoim przyjaciółeczek, ale najpierw zawieziemy Brandona do mojej matki. - powiedział cicho, wyjeżdżając z podwórka.
- Do twojej matki? - zdziwiłam się. Justin jest w najniebezpieczniejszym gangu w Kanadzie, a jego matka jak gdyby nigdy nic się z nim zadaje i opiekuje jego dzieckiem.
- Nie wiesz kto to matka? - spytał rozbawiony i lekko zirytowany.
- Nie rób ze mnie idiotki. Wiem kto to matka. Po prostu... - chciałam już coś powiedzieć, lecz zapauzowałam. Odwróciłam się do Brandona, zabierając Justina telefon i słuchawki, po czym mu je dałam. - Trzymaj Brandon, nie będzie się nudzić. - maluch założył słuchawki i włączył sobie jakąś grę. - Po prostu jesteś w gangu znanym w całej Kanadzie a twoja mama jak gdyby nigdy nic opiekuję się Brandonem. - powiedziałam lekko zdziwiona. Justin spojrzał na mnie, po czym się kpiąco uśmiechnął.
- No chyba cię pojebało żeby moja matka wiedziała o tym że zabijam ludzi. Ona myśli że jestem mechanikiem w nielegalnych wyścigach. - parsknął śmiechem, po czym zrobił kilka manewrów skrzynią biegów by wyprzedzić jadącego przed nami FORDA.
- Nie widziała cię nigdy w telewizji że jesteś ścigany? - spytałam ciekawa. Mnie nigdy nie pokazywali w telewizji że jestem ścigana przez policję, ale wolałam się spytać. Niektóre małe 'gangi' są tak niedoświadczone, że dają sobie zrobić zdjęcie, po czym policja pokazuję to w telewizji i tak łapią te małe suczki.
- No chyba ciebie kurwa pojebało. Jak jesteś już w tym całym gównie, to musisz chronić swoją dupę, a zwłaszcza jak masz dla kogo. - powiedział.
- Co ja mam powiedzieć twojej matce? Że kim dla ciebie jestem? Że kim jestem dla Brandona? - pytałam spanikowana.
- Powiedz że poznaliśmy się na jakieś imprezie. Że jesteś moją przyjaciółką, a Brandon cię traktuję jak ciocię, więc jesteś przyszywaną ciocią. - oznajmił. Włączył kierunkowskaz, skręcając w prawą uliczkę, po kilku minutach dojechaliśmy do naprawdę ładnego domu jednorodzinnego. Wysiedliśmy z samochodu, otworzyłam drzwi od strony Brandona i odpięłam go z pasów podnosząc i usadawiając sobie na biodro. Podeszliśmy do beżowych drzwi, Justin je otworzył i wszedł do środka, a ja z Brandonem za nim. Pff...Ale dżentelmen. 
- Jesteśmy! - krzyknął Duży Bieber. Odstawiłam Małego Biebera na ziemie, łapiąc go za rączkę.
- Ooo... jak dobrze was widzieć. - oznajmiła promiennie piękna kobieta wychodząca zza ściany. Przyznam była naprawdę pogodna, miła i wesoła. Przeciwieństwo Justina.
- Babciaa! - krzyknął Brandon, puszczając moją rękę i podbiegając do kobiety rzucając jej się na szyje. Na ten widok sama się uśmiechnęłam. Justin pociągnął mnie za nadgarstek w stronę jego matki, cicho syknęłam z bólu, ponieważ złapał mnie za tą rękę na której miałam siniaki.
- Mamo, poznaj Ariel, moją dziewczynę. - powiedział po czym owinął ręce wokół mojej talii, kładąc swój podbródek na moim ramieniu, spojrzałam na niego spod byka, szepcząc cicho 'what'. On tylko się głupio uśmiechnął po czym pocałował mnie w policzek, odwróciłam wzrok od niego i uśmiechnęłam się sztucznie do mamy Justina. Wyciągnęłam rękę, lecz ona machnęłam ręką i przytuliła mnie. 
- Jestem Pattie. Miło cię poznać. - Ciepło biło od niej na kilometr. Również odwzajemniłam gest, gdyż poczułam się jak malutka dziewczynka. Moja mama zawsze mnie tak przytulała. Po jakimś czasie oderwaliśmy się od siebie.
- Zrobiłam obiad, chodźcie. - uśmiechnęła się, po czym zniknęła za drzwiami. Jednak zanim weszłam do kuchni, usłyszałam ten chrapliwy seksowny głos... Czekaj. Seksowny? Ari ty go nienawidzisz...
- Dobra robota, kochanie - powiedział Justin po czym przegryzł płatek mojego ucha, przez co zadrżałam. Uśmiechnął się na mój tik. W mgnieniu oka był już w kuchni, ja również weszłam do środka.
- Może w czymś pani pomóc? - spytałam gdy zauważyłam jak miesza zupę. Odwróciła się do mnie z uśmiechem na ustach.
- Żadna pani, mów mi Pattie. - skinęłam głową i powtórzyłam pytanie zmieniając nieco formę.
- Pomóc ci w czymś Pattie? - spytałam grzecznie.
- Mogłabyś jeśli możesz porozstawiać naczynia - oznajmiła, po czym wróciła do mieszania zupy.
- Oczywiście - podniosłam z blatu naczynia i skierowałam się do wyjścia z kuchni.
- Chodź kochanie, pokarze ci gdzie jest jadalnia. - oznajmił Justin to, tak żeby Pattie usłyszała. Poprowadził mnie do jadalni, po czym pomógł mi rozstawić naczynia, już chciałam wrócić do kuchni kiedy nagle ktoś złapał mnie za talię i odwrócił w swoją stronę. Oczywiście nie kto inny, tylko Justin. Spojrzałam w jego brązowe tęczówki w których widziałam rozbawienie. Chciałam już się spytać z czego on jest taki wesoły lecz przerwał mi jego głos.
- Kto by pomyślał że Ariel Evans może być miła dla kobiety która urodziła najniebezpieczniejszego gangstera w Kanadzie. - rzekł po czym się zaśmiał. Przewróciłam oczami i chciałam mu odpowiedzieć jakąś ciętą ripostą, lecz przycisnął mnie z mocną siłą do ściany. Zdziwiłam się że Pattie nie przybiegła przez ten huk. Niezłe mają tu ściany. Justin przybliżył się, przez co dotykaliśmy się czołem i nosem.
- Nie wywracaj na mnie oczami, suko. - skwitował, po czym puścił mnie, lecz zanim to zrobił pocałował mnie w czoło i uśmiechnął się do właśnie wchodzącej Pattie. Uśmiechała się do nas, co oznaczało że nie widziała i nie słyszała co się stało. Justin odsunął mi i swojej mamie krzesło, zdziwiło mnie to, ale cicho podziękowałam i usiadłam na swoim miejscu. Brandon szybko przybiegł i usadowił mi się na kolanach.
- Brandon zejdź z kolan Ari, tak nie ładnie. - oznajmiła Mama Bieber, nakładając nam zupy. Brandon mruknął i się zasmucił, chciał już zejść z moich kolan, lecz go zatrzymałam.
- Nie, mi to nie przeszkadza. Jeśli chce może siedzieć. - uśmiechnęłam się i pocałowałam Brandona w policzek.
- Smacznego. - powiedziałam po czym zaczęłam karmić siebie i Brandona. Rozmawialiśmy wszyscy ze sobą w miłej atmosferze. Po chwili usłyszałam pytanie, na które tak bardzo nie chciałam odpowiedzieć.
- A kim są twoi rodzice? - spytała z uprzejmością Pattie. Justin tak samo jak ja zamarł, ale szybko się otrząsnęłam i ponownie wsadziłam łyżkę zupy do buzi Brandona.
- Mamo...nie. - powiedział cicho Justin.
- Justin, spokojnie. - powiedziałam do niego, lekko się uśmiechając. - Moi rodzice nie żyją. - następna łyżka zupy wylądowała w buzi malucha. Chciałam już mówić dalej ale przeszkodziłam mi w tym Pattie.
- Nie musisz mówić, jeśli nie chcesz. - oznajmiła mama Justina, pocierając moje ramię.
- Kiedyś to musiałabym powiedzieć. Gdy mój brat zginął, moi rodzice się załamali, mama zaćpała się na śmierć, a tata upił do nieświadomości i zeskoczył z mostu. - powiedziałam znowu dając łyżkę pełną zupy Brandonowi. Poczułam jak czyjaś ciepła ręka gładzi moje kolano,dodając mi otuchy, spojrzałam w tamtą stronę i dostrzegłam rękę Justina, podniosłam wzrok na niego i uśmiechnęłam się, co odwzajemnił. Nie był to jakiś zboczony, czy kpiący lub sztuczny uśmiech. Było to naprawdę szczere.
- Przepraszam, nie wiedziałam. - zasmuciła się Pattie. Pogłaskałam ją po ramieniu, przez co podniosła wzrok na mnie.
- Nic się naprawdę nie stało, to już przeszłość. - rzekłam uśmiechając się. Po przegadaniu jeszcze kilkunastu minut, wstaliśmy i posprzątaliśmy. Przyszła pora się pożegnać.
- Ari, bardzo miło było cię poznać. Mam nadzieje że jeszcze się zobaczymy. Chcę lepiej poznać moją synową. - powiedziała po czym mnie mocno przytuliła. Odwzajemniłam gest i uśmiechnęłam się.
- Mamo... - przewrócił oczami Justin. Pattie do niego podeszła i również przytuliła.
- Masz o nią dbać, jest tego warta. Jeśli ją skrzywdzisz będziesz mieć ze mną do czynienia. - Powiedziała i pogroziła mu palcem, zaśmialiśmy się wszyscy. Poczułam jak ktoś mnie ciągnie w dół za rękę, przykucnęłam i dostrzegłam Brandona, który rzucił mi się na szyje i zaczął tulić. Również go przytuliłam.
- Kocham cę. - powiedział mi na ucho maluch, uśmiechnęłam się i mocniej w niego wtuliłam.
- Ja ciebie też skarbie. - wyszeptałam po czym wstałam i skierowałam się w stronę Justina. Pomachaliśmy jeszcze na pożegnanie i weszliśmy do samochodu. No to teraz do dziewczyn. Jechaliśmy cały czas w cichy, tylko muzyka grała. Położyła głowę na szybę i patrzyłam jak mijamy drzewa z dużą prędkością.
- Polubiła cię - powiedział cicho Justin, spojrzałam się na niego ze zdezoriętowaniem, gdyż odpłynęłam myślami. Spojrzał na mnie i najwyraźniej zobaczył że nie wiem o co chodzi, gdyż wytłumaczył swoją wypowiedź.
- Moja mama cię polubiła. - a więc o to chodzi.
- Aaa... Też ją bardzo polubiłam. - odpowiedziałam uśmiechając się do siebie. - Czemu nazwałeś mnie swoją dziewczyną, skoro ustaliliśmy że jesteśmy przyjaciółmi? - spytałam zaciekawiona.
- Bo jakbym powiedział ci w samochodzie że powiemy że jesteś moją przyjaciółką, to wpadłabyś w szał, a był z nami Brandon, dlatego tego nie chciałem. A do tego Pattie by mi nie uwierzyła że jesteś moją przyjaciółką, dlatego że nigdy w życiu nie miałem żadnej przyjaciółki. - skwitował, co oznaczało, koniec rozmowy. Szczerze? Miał rację, bym zrobiła mu w samochodzie zadymę. Jednak nie jest taki głupi jak myślałam. Po jakimś czasie dojechaliśmy do domu dziewczyn i wyszliśmy z samochodu, zabierając jeszcze swoją torbę z ubraniami. Był to mój dom, więc nie pukałam i weszłam do środka. Było strasznie cicho, to nie możliwe że drzwi są otwarte, a nikogo nie ma w domu. Przeszłam przez korytarz by otworzyć szafkę na kluczę, wyjęłam stamtąd broń i odbezpieczyłam ją. Odwróciłam się do Justina i pokazałam mu by wyjął swoja broń, tak też zrobił. Pokazałam mu byśmy się rozdzielili, skinął głową że się zgadza i ruszył w przeciwną stronę niż ja. Wymierzyłam pistolet przed siebie i przeszłam przez salon, który był pusty, weszłam cicho do kuchni przeszukując czy nikogo nie ma, był pusty tak jak salon. Sprawdziłam jeszcze jadalnie, pokój Sevany, Neli i były pokój Lux. Justin sprawdził gabinet i wszystkie łazienki, było pusto. Został tylko mój pokój. Wymierzyliśmy pistolet w zamknięte drzwi. Justin skinął głową że wyważy drzwi, zgodziłam się po czym lekko odsunęłam. Stanął w jednej pozycji, po czym kopnął drzwi z całej siły, przez co futryna wyleciała razem z nimi. Wycelowaliśmy pistolet poziomo i weszliśmy do środka, osłaniając siebie nawzajem. Gdy przeszukaliśmy wszystkie zakamarki wyjęłam torbę z szafy po czym wszystkie ciuchy schowałam do środka. Weszłam do łazienki i przeżyłam szok.
- Justin. - pisnęłam. Szybko zjawił sie obok mnie, na jego twarzy też malował się szok. Ciało Sevany i Neli leżały w wannie całe we krwi. A na lustrze widnieje napis 'Ty będziesz następna suko' namalowany krwią. Poczułam jak moje policzki stają się mokre, przez Niagarę łez. Justin zabrał moją torbę po czym wrzucił wszystkie moje rzeczy do niej. Wyszłam z łazienki gdyż nie mogłam już patrzeć na ten piekielny widok. To nie możliwy. Wciągu tygodnia straciłam wszystko co było dla mnie najważniejsze.Wyjęłam kluczyk spod biurka, po czym podniosłam dywan i rzuciłam go na drugi koniec pokoju, przykucnęłam i odnalazłam wzrokiem kontury prostokąta wyciętego z podłogi. Wsadziłam kluczyk do środka i przekręciłam go 2 razy, a następnie pociągnęłam do góry by się otworzył, tak tez się stało. Zauważyłam że w środku znajduję się jakieś czerwone opakowanie w ładnie zawiniętą kokardkę, wyjęłam to i poczułam że to jest naprawdę ciężkie.
- Co to? - spytał Justin, przykucając przy mnie. Ruszyłam ramionami z odpowiedzą że nie wiem. Przyłożyłam do ucha i potrząsnęłam, usłyszałam tylko lekki stukot metalu, lecz też było mi to ciężko usłyszeć gdyż strasznie głośno oddychałam. Justin spojrzał ze strachem na czerwone opakowanie, po czym przyłożył swoją rękę do moim ust, by uciszyć mnie. Oboje usłyszeliśmy ciche tykanie, które stawało się coraz szybsze. To oznaczało tylko jedno...
- BOMBA! - krzyknął Bieber uprzedzając mnie.

*~*
Starałam się ten rozdział jak najszybciej napisać. Lecz nie było to łatwe bo straciłam wenę na 3 dni.
Ale moja kochana przyjaciółka mi pomogła.
Mam nadzieję że wam sie spodoba.
KOMENTUJESZ - JA MAM LEPSZĄ WENĘ! ♥

poniedziałek, 16 września 2013

Rozdział 10

'Żyjemy nie tak, jak chcemy, lecz tak, jak potrafimy.'

Ciepłe promienie słońca, padały na moją twarz. Siedziałam na parapecie skulona, na moich ramion spoczywał niebieski koc. Moje tęczówki studiowały panoramę znajdującą się za oknem. Mnóstwo drzew, kilkanaście domów, droga przez którą od czasu do czasu przejeżdżały samochodu i grupka ludzi ubranych na czarno. Widać było że chociaż połowa z nich jedzie na sterydach, najdziwniejsze było to że za nimi wlokła się jakaś dziewczyna, nawet z daleka mogłam dostrzec że jest naprawdę ładna, jej wygląd kaleczyła tylko duża blizna wzdłuż policzka i kilka siniaków. Była bita. Jak patrzę na tą dziewczynę, to myślę że w miejscy w którym teraz jestem, to nie jest tak źle. Pamiętam że od kiedy wpadłam w to całe gówno z gangiem, starałam się żeby nikt nie podniósł ręki na Lux, Sevane i Neli. Wystarczająco że przeze mnie dołączyły do gangu. Może to "porwanie" które zaintrygował Bieber nie jest takie złe, może dzięki temu dziewczyny już nie będą w tym całym gównie. Wystarczająco im w życiu namieszałam, nie chce by przeze mnie straciły życie. I tak już przeze mnie zginęła Lux. Tak, myślę że to był bardzo dobry pomysł i chyba jedyny najlepszy. Tylko żebym mogła chociaż się pożegnać z nimi dwoma. Chociaż, też nie wiem czy to jest dobry pomysł. Może będą miały mi to za złe że je zostawiłam, ale przecież ja nie zrobiłam tego celowo. Nawet nie wiem czemu mnie porwali. Zawsze jak zaczynam ten temat, chłopaki się wściekają i nie chcą mi powiedzieć, po kilku próbach 'dowiedzenia się' czegoś, odpuściłam. Po moim dzisiejszym omdleniu, miałam mętlik w głowię. Jak to możliwe że Cris jest moim bratem? Przecież mojego brata zastrzelili, prawda? Usłyszałam jak drzwi się lekko uchylają, lecz nie odwróciłam wzroku od okna. Nadal patrzyłam na już trochę przyciemnione niebo. Czułam że ta osoba stoi centralnie za mną.
- Domyślam się że masz mętlik w głowie. - usłyszałam stłumiony głos Crisa. Nie odezwałam się słowem, co musiało dać mu odpowiedz.
- Gdy się urodziłaś byłem najszczęśliwszą osobą na świecie. Nawet nasza własna matka nie cieszyła się tak jak ja. Od pierwszych twoich dni się tobą opiekowałem. Sprzedawałem swoje zabawki innym dzieciakom, by móc kupić ci mleko, gdyż kobieta którą kiedyś nazywałem matką nie chciała cię karmić. Ona się ni chuja nami nie interesowała. Pewnego dnia wyszedłem z domu by kupić nam jedzenie i zajść do babci, która jako jedyna starała się nam pomóc, lecz gdy wróciłem przeżyłem szok, ten skurwysyn znany również jako 'ojciec' - tu zrobił cudzysłów. Widziałam go ponieważ usiadł obok mnie na lodowatym parapecie. Gdy mówił o tym widziałam ból w jego oczach, w tych tęczówkach które mają takie same geny. - bił cię, kopał, aż w końcu zrobił coś co mnie najbardziej w życiu przeraziło. Podniósł cię i upuścił o podłogę. Starałem się go odciągnąć od ciebie, gdy usłyszałem jak zaczynasz jeszcze bardziej płakać, coś we mnie pękło, wyjąłem z szafki nóż i wbiłem mu go w plecy, zrobiłem tak kilka jeszcze razy w klatkę piersiową. Zmarł na miejscu. Miałem tylko 6 jebanych lat, gdy pierwszy raz kogoś zabiłem. Ale nie żałuje tego, gdybym mógł zrobić bym to ponownie. Sąsiadka usłyszałam twój płacz i zadzwoniła po policję. Ta suka która nas urodziła, poszła na dziwkę, zaraziła się jakąś chorobą i zmarła, a mnie wsadzili do domu dziecka, ty leżałaś w śpiączce przez długi czas. - płakałam. Oboje płakaliśmy. Nigdy w życiu nie przypuszczałam że byłam tak katowana, za nic tego nie pamiętam. Cris najwyraźniej umie czytać w myślach, bo wszystko wytłumaczył. - Okazało się że miałaś złamane żebro i wstrząs mózgu. Lekarz powiedział że nie będziesz pamiętać niczego co było przed tym wypadkiem. Tydzień po tym jak oddali mnie do domu dziecka, przygarnął mnie Neon. Nauczył mnie tego wszystkie co jest potrzebne by być w gangu, przyjaźnił się z Josh'em. I tak starali się wpajać od małego mi i chłopakom całą historię gangów i tego co było nam potrzebne by przetrwać. I tak aż do teraz. Lecz cały czas byłaś w mojej głowię, nie mogłem przestać o tobie myśleć. Czy dobrze cię traktują. Okazało się że cię przenieśli, byś była jak najdalej ode mnie. Ale udało mi się ciebie odnaleźć. Wiedziałem wszystko co się z tobą dzieje, od tamtego momentu byłem spokojny. Ale obiecałem sobie że kiedyś cię zabiorę stamtąd. - odpowiedział i spuścił głowę. Przysunęłam się do niego, po czym objęłam go w pasie i wtuliłam się w jego klatkę piersiową, cicho łkając, również się do mnie przytulił.
- Więc po co mnie porwaliście skoro wiedziałeś wszystko o mnie? - spytałam cicho. To było dla mnie niezrozumiałe.
-Tylko ja, Josh i Neon wiemy czemu tu jesteś. Chłopaki myślą że to zlecenie Josh'a by cię na początku zakatować a potem zabić. - gdy to powiedział, przestraszyłam się. Cris zauważając że się spięłam zaczął robić kółka na moich plecach.
- Spokojnie, nic ci nie zrobimy. - zaśmiał się. - Nie skrzywdzę cię. - wyszeptał.
- Czemu zastrzeliliście mojego brata? - spytałam. Może i nie był on moim prawdziwym rodzeństwem, ale tak go traktowałam i nie zmienię zdania.
- Nie my go zastrzeliliśmy. Wkopał się w narkotyki i zadurzył się u Jamesa, chciał go zabić, wiedziałem że jest dla ciebie ważny, więc zagadałem z Josh'em. Wymyśliliśmy plan, chłopakom nagadaliśmy że Alex był winny hajs za prochy, więc musieliśmy go uprowadzić, lecz nie zrobiliśmy mu krzywdy. Gdy zamknęliśmy go w magazynie dla bezpieczeństwa, zapomnieliśmy zamknąć jednego jebanego okna na dachu. James wlazł do środka, w tym samym czasie co my przyjechaliśmy, weszliśmy w tym samym czasie co on do niego strzelił. Najwyraźniej usłyszał hałas otwieranych drzwi, zabrał ciało i uciekł. Lecz przed tym zauważyłem jak wyciąga jego martwe ciało przez okno i dotąd go nie widzieliśmy. - wytłumaczył całą historię.
Byłam w nieodgadniętym szoku. Jestem ciekawa, czy wie na temat moich 'przyszywanych' rodziców wszystko. Na temat ojca który się spił i skoczył z mostu i na temat matki. - Ari, ja wiem na temat twoich rodziców. Wiem że ich nie zabiłaś. Wiem że twój ojciec skoczył z mostu po upiciu się. Wiem że twoja matka zaćpała się na śmierć. - wyszeptał. Gdy przypomniał mi o tym wszystkim, zaczęłam znowu szlochać. Cris szybko przytulił mnie do siebie i zaczął bujać w przód i tył by mnie uspokoić.
- Przepraszam. Bardzo cię przepraszam. - szeptał mi do ucha.
- Z-za co ? - zająknęłam się, podnosząc głowę, by na niego spojrzeć.
- Za to że cie opuściłem, że nie byłem przy tobie kiedy tego potrzebowałaś. Że nie byłem idealnym bratem. - powiedział, po czym po jego policzku spłynęło kilku łez. Wytarłam je wierzchem dłoni, następnie pocałowałam go w policzek i mocno się wtuliłam.
- Jesteś najlepszym bratem na świecie. - wyszeptałam tak by tylko on mógł to usłyszeć, chociaż nikogo oprócz nas nie było w pokoju. Nagle usłyszeliśmy huk otwieranych się drzwi i Justin stojącego w nich, po chwili dobiegli chłopcy.
- Sorry kurwa że przeszkadzam w tej sielance. Ale niech mi ktoś to do jasnej kurwy nędzy wyjaśni! - wysyczał Bieber.
- Przepraszam Cris, ale nie mogliśmy go zatrzymać. - wypowiedział się zza Justina Nick.
- Spokojnie i tak pewnie chcecie wyjaśnień. - powiedziałam. Mój brat wytłumaczył im wszystko od początku. Pod koniec każdy z nich był w gigantycznym szoku. Gdy wszystko do nich dotarło Justin podniósł się z miejsca na których wcześniej siedział i  podszedł do Crisa. Zamachnął się i trafił z pięści prosto w jego nos.
- Okłamywałeś nas od początku! - wykrzyknął Bieber. Chciał się zamachnąć ponownie, ale stanęłam po miedzy nimi, a Nick z Travisem złapali całego nabuzowanego bruneta za ramiona. Cris splunął krwią i podniósł wzrok na Justina.
- Musiałem! - także wykrzyknął Mendler.
- Mogłeś nam kurwa powiedzieć. - zniżył lekko ton głosu, ale nadal krzyczał.
- Czym miałem się do jasnej cholery chwalić? Że mięliśmy matkę dziwkę, a ojciec nas katował. Nie, dzięki. - odparł szatyn.
- Byśmy coś wymyślili. - bronił się Justin.
- Bieber, masz siostrę. Na moim miejscu byś zrobił to samo. - wypowiedział się Cris, po czym wyszedł z pokoju. Kiedy Justin przestał się wyrywać chłopaki go puścili, skinęłam do nich głową by wyszli z pokoju.
- Ty Bieber zostajesz. - oznajmiłam, gdy zauważyłam jak skierował się w stronę wyjścia z pokoju. Stał do mnie tyłem, cały czas nie odwracając się.
- Po co go kurwa uderzyłeś? - spytałam. Jestem pewna że mnie słucha, może i stał tyłem, ale wiedziałam to.
- Bo mnie wkurwił. Nienawidzę ludzi którzy kłamią. - syknął przez zęby, po czym się odwrócił. Jego oczy stały się lekko ciemne. Nigdy u nikogo nie widziałam że jak się wkurza to oczy mu ciemnieją.
- I co? Za każdym razem jak ktoś cię wkurwi, będziesz go napierdalać po mordzie. - powiedziałam i skrzyżowałam ręce na piersi. Justin zaczął się zbliżać w moją stronę po czym popchnął mnie na ścianę i rozłożył ręce po obu stronach mojej głowy, przez co byłam w 'pułapce'.
- Nie mów mi kurwa co mam robić. - wyszeptał mi prosto do ucha. Skręciłam głowę w prawą stronę i dostrzegłam na jego rękach zaschniętą krew po Cris'ie.
- Ugh, pierdol się. - syknęłam i pociągnęłam go za rękę, w stronę łazienki.
- Siadaj - powiedziałam do Justina, kiedy weszliśmy do łazienki. Usiadł na roku wanny przez co czułam na sobie jego wzrok gdy przeszukiwałam szafki by znaleźć tą jebaną apteczkę.
- Ręka - siknęłam do niego głową, gdy zamoczyłam wacik w wodzie utlenionej. Zrobił tak jak kazałam. Gdy przycisnęłam wacik do jego rannych kostek, syknął z bólu.
- Nie bądź cipą. - zasygnalizowałam. Na twarzy Justina wstąpił malutki uśmieszek, ale tak jak szybko się pojawił tak zniknął. Oczyściłam kostki z krwi, po czym zabandażowałam je.
- Gotowe. - szepnęłam, po czym skierowałam się do umywalki, by umyć swoje ręce. Zadrżałam kiedy usłyszałam jego ochrypły głos przy moim uchu.
- Dziękuje, shawty. - podniosłam wzrok na lustro, widziałam w odbiciu jak Justin schyla się jeszcze bardziej, niż przedtem i całuje mój policzek, zostawiając usta przez kilka sekund dłużej. Po czym jak gdyby nigdy nic, wychodzi z łazienki, z tym swoim zawiackim uśmiechem. Przewróciłam oczami i także wyszłam z łazienki. Zeszłam na dół, po czym usiadłam na sofie. Schyliłam się po pilota i nacisnęłam duży czerwony przycisk, włączający telewizję. Skakałam po programach, gdy nagle natrafiłam na wiadomości.
' Wczoraj na obrzeżach Stratford, w 'złej' części miasta znaleziono 2 rozbite samochody, jeden z nich to Mustang, a drugi Jeep. Znaleziono w nich 2 ciała, kobieta i mężczyzna, kobieta to nie jaka Lux Lewis, była członkinią znanego gangu. Nie ma żadnych danych o mężczyźnie. Myślimy że wypadek spowodował jakieś porachunki gangsterskie. Świadkowie twie...' Dalej nie byłam już wstanie słuchać. Złość we mnie rosła. Straciłam najlepszą przyjaciółkę. Przez moją jebaną głupotę.
- Ugh. Kurwa!- krzyknęłam po czym szybko wstałam z sofy i zaczęłam krążyć po pokoju. Zamachnęłam się przez co pięścią rozbiłam wazon. Zaczęłam po kolei zwalać wszystkie rzeczy z półek by móc wyładować złość. Czułam jak krew buzuje mi w żyłach a łzy lecą po policzkach. Nagle ktoś mocno pociągnął mnie za ramię i złapał za oba nadgarstki. Spojrzałam w górę i dostrzegłam tak dobrze mi znane brązowe tęczówki, w których tym razem czaiło się zdezorientowanie. Miałam teraz w dupie to że jest wkurwiający i że go nienawidzę. Owinęłam go rękoma w pasie i wtuliłam się do jego klatki piersiowej. Justin najwyraźniej był na początku bardzo zdziwiony, ale po chwili objął mnie ramionami i odwzajemnił gest, pocierając moje plecy.
Szlochałam w jego koszulkę, mocząc ją, ale nie przeszkadzało mu to. Mocniej mnie do siebie przyciągnął, choć nie wiem czy dało rade jeszcze bardziej.
- Cii. - starał się mnie uspokoić, szeptał mi do ucha słowa otuchy, przez co zaczęłam się powoli uspokajać. Justin spojrzał na telewizor, gdzie aktualnie pokazywali zdjęcia z miejsca wypadku i zrozumiał czemu wpadłam w furię. Po kilku minutach uspokoiłam się. Nagle Brandon przybiegł ze schodów i podbiegł do nas.
- Ari, dlaczego płaczesz? - spytał cichutko. Oderwałam się i przykucnęłam przy maluchu, by być na tym samym wzroście.
- Niechcący walnęłam ręką o wazon i mnie teraz bardzo boli ręka. - powiedziałam lekko się uśmiechając. Musiałam skłamać, co miałabym mu powiedzieć. Wpadłam w furię przez śmierć mojej przyjaciółki i rozwaliłam wazon. No chyba nie.
- Tato, czy mogę iść do parku z Ari pograć w piłkę? - spytał z nadzieją Mini Bieber, kierując pytanie do Justina. On uśmiechnął się i skinął głową że się zgadza.
- Ale idę z wami. - oznajmił. Brandon szeroko się uśmiechnął i przytulił się do moich i Justina nóg. - Idź się przebież. - zadeklarował. Maluch szybko pobiegł po schodach. - Powiem chłopakom żeby to posprzątali. - powiedział i skierował się w górę schodów, ale podbiegłam szybko do niego i pociągnęłam go za ramię, kiedy się odwrócił, pocałowałam go w policzek, wyszeptałam ciche 'dziękuje' i pobiegłam do swojego pokoju. Przebrałam się w szybko w inne ubranie, po czym umyłam dokładnie twarz i zbiegłam na dół gdzie czekali już Justin i Brandon. Wyszliśmy z domu i skierowaliśmy się w stronę parku.
- Ja chcę być z Ari. - oznajmił Brandon i położył piłkę na ziemi. Graliśmy z dobrą godzinę. Co chwila się śmialiśmy i wywracaliśmy. Było 6:5 dla mnie i Brandona. Nagle kiedy maluch chciał trafić w bramkę wykopał piłkę do małego lasku. Chciałam iść już po nią, ale Brandon mnie uprzedził i powiedział że sam pójdzie. Podeszłam do Justina.
- I co? Przegrywasz. - zaśmiałam się.
- Jeszcze zobaczymy. - oznajmił. Gadaliśmy przez jakiś czas, a Mini Bieber nadal nie wrócił, zaczęłam się martwić.
- Idę zobaczyć co z nim. - powiedziałam i pobiegłam w stronę lasku. Chodziłam odgarniając liście i gałęzie, które zagradzały mi drogę, cały czas nawołując jego imię. Nigdzie go nie było. Przestraszyłam się, wyszłam z lasku i podbiegłam do zniecierpliwionego Justina. Gdy zauważył że idę sama, widziałam szok wymazany na jego twarzy. To co mu powiedziałam wprawiło go w osłupienie.
- Brandon zaginął.

piątek, 6 września 2013

Rozdział 9

* PoV Ariel *

Gdy poczułam że zaczynam się powoli rozbudzać, mruknęłam coś pod nosem i mocniej się wtuliłam w moją cieplutką poduszkę. O dziwo była twarda i wcale nie puchowa, niż wcześniej. Ale nie miałam siły otwierać powiek by zobaczyć co jest nie tak. Lecz gdy tak leżałam, poczułam jak ta poduszka podnosi się i opada. To już było dziwne. Uchyliłam powieki, ale iskry światła dostały mi się do oczy, przez co musiałam je od razu zamknąć. Po kilku próbach w końcu udało mi się otworzyć powieki bez żadnego problemu. Podniosłam głowę i dostrzegłam te brązowe tęczówki z których iskry zadowolenia strzelały we wszystkie strony.
- Dzień Dobry - powiedział, po czym się szyderczo uśmiechnął. Spojrzałam na nasze sylwetki, i dostrzegłam że leżałam wtulona w klatkę piersiową Justina, on obejmował mnie ciasno ramieniem, a nogi mieliśmy splecione ze sobą. Każdy by powiedział że wyglądamy jak para zakochanych w siebie ludzi, ale tylko nie liczni wiedzą jak jest naprawdę. Chciałam się od niego odsunąć bo było mi głupio, ale on jeszcze ciaśniej mnie do siebie przybliżył, nie miałam szans się wyrwać. Położyłam się tak jak wcześniej i znów powróciłam wzrokiem na jego karmelowo-brązowe tęczówki.
- Czy możesz mnie puścić? - syknęłam. Miałam wielką ochotę przyjebać mu w ryj za wszystko co mi zrobił, za brata, za to że mnie tu trzyma i za wszystko inne. Tylko kurwa ta moja jebana troska o młodszych, o Brandona. Gdybym zabiła Biebera, Brandon by był bez ojca. Wystarczająco że jest bez matki, nie chce by przeżył to samo co ja.
- Jakoś to ci nie przeszkadzało, jak się do mnie tuliłaś. - powiedział i uśmiechnął się kpiąco.Przewróciłam oczami i położyłam głowę na jego klatce piersiowej, gdy to zrobiłam, byłam pewna że się uśmiechnął. Leżeliśmy w ciszy w takiej pozycji przez jakiś czas, dopóki nie przerwał jej Justin.
- Skąd znałaś Browna? - spytał. Szczerze? Zdziwiłam się tym pytaniem, ale w końcu uratował mi życie, coś za coś. Chyba mogę mu powiedzieć.
- Byłam z Brown'em 3 lata. Po tych jebanych 3 latach, poznał mnie na jakieś imprezie ze swoimi kumplami, on gdzieś odszedł, a jego podpici koledzy zaczęli się do mnie dobierać, miałam na sobie płaszcz Brown'a, zauważyłam w nim pistolet, pierwszy raz miałam coś takiego w ręku, ale nie miałam wtedy czasu na myślenie. - wciągnęłam powietrze, po czym je wypuściłam. Justin zaczął mnie pocieszająco głaskać po moim odkrytym ramieniu. - Wycelowałam w jednego z nich i nacisnęłam za spust, po czym nacisnęłam go jeszcze kilka razy w stronę reszty jego kolegów. Potem była tylko krew i ucieczka. - przy ostatnim zdaniu głos mi się ściszył. Nadal miałam przed oczami widok mnie prawie w samej bieliźnie, a wokół 5 mężczyzn śliniących się. Zacisnęłam mocno oczy i usta by wymazać z głowy tej obraz.
- Skąd wiedział że jesteś uczulona na Euthyrox? - spytał, spojrzałam w górę, ponownie natrafiając na jego tęczówki. Wypuściłam powietrze z ust, po czym zaczęłam tłumaczyć.
- Kiedyś zachorowałam, lekarz dał mi lekki w którym było Euthyrox. Po nich zasnęłam i nie mogli mnie wybudzić. Więc Brown zawiózł mnie do jakiegoś jego lekarza i mu najwyraźniej powiedział że jestem na to uczulona, więc to wykorzystał przeciwko mnie. - Chuj jebany. Wstrzyknął mi to i myślał że jak zasnę to będzie mógł robić ze mną wszystko na co mu nie pozwalałam. Jak ja się ciesze, że strzeliłam mu kulkę w łeb. Justin tylko skinął głową że rozumie i zamknął oczy, po czym położył głowę na poduszkę. Zaczęłam mu się przyglądać, zauważyłam że miał dobrze wyrzeźbione kości policzkowe, nie miał tego 'dziecięcego tłuszczyku', usta miał lekko zaróżowione i pełne, nos idealnie dopasowany do jego twarzy, a długie rzęsy upadały mu na policzki.
- Zrób zdjęcie, chyba będziesz tak samo usatysfakcjonowana patrząc na nie, jak teraz na mnie. - powiedział, nadal z zamkniętymi oczami, a jego kąciki ust lekko uniosły się w górę. Szybko spuściłam wzrok. Gdy poczułam jak jego ręka lekko odpuszcza w uścisku, podniosłam się i pociągnęłam moją bluzkę w dół, gdyż podwinęła mi się. Spałam tylko w damskich bokserkach i krótkim t-shircie, więc czułam się trochę goła gdy wstałam, pociągnęłam koniec kołdry pod którą leżał Bieber, dzięki czemu, ja byłam już zakryta, a Justin leżał pół nagi na łóżku. Szlak, musiał akurat dzisiaj nie zakładać bluzki? Robi to specjalnie. Gdy skapnął się że zabrałam kołdrę i się nią owinęłam, jego chamski uśmieszek powrócił.
- Nie wstydź się. Będziesz niedługo chodzić nago wokół mnie. - powiedział flirtująco w moją stronę, lecz na mnie to nie zadziałało. Przewróciłam oczami i skierowałam się w stronę drzwi wyjściowych by iść do łazienki. Lecz nie dane było mi przekroczyć nawet progu drzwi, gdyż zostałam z całej siły przygwożdżona do futryny. Poczułam ostry ból w kręgosłupie. Będzie Siniak. Otworzyłam oczy, które wcześniej zaciskałam z bólu i natrafiłam na bardzo ciemny kolor tęczówek, należący oczywiście do Justina.
- Na mnie nie przewraca się oczyma. - syknął przez zęby. Ale on się szybko wkurwia. Miałam wielką ochotę by przewrócić ponownie oczami , ale wolałam się nie narażać na następnego siniaka na plecach. On jest kurwa jakiś bipolarny, na początku jest miły, potem zboczony, a następnie przygwożdża mnie do ściany. No ja pierdole, ale z niego kutas. - Rozumiesz? - syknął ponownie. Gdy nie usłyszał ode mnie odpowiedzi, jeszcze mocniej na mnie naparł, przez co nie mogłam złapać oddechu, po czym ponowił pytanie, jeszcze bardziej wkurwiony. Skinęłam głową że się zgadzam, bo tylko na tyle było stać moje obolałe ciało. Kiedy zauważył że się z nim zgadzam, pogłaskał mnie po głowie.
- Dobra dziewczynka. - powiedział, po czym mnie puścił i wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami. Skuliłam się tak by móc złapać jak najgłębsze oddechy. Wdech, Wydech, Wdech, Wydech. Poczułam jak po moim policzku poleciała łza. Łza bólu.
- Kutas - syknęłam cicho, gdyż głośniej nie dałam rady. Siedziałam skulona w kącie, łapiąc krótkie oddechy, gdy usłyszałam jak drzwi się otwierają. Opatuliłam się mocniej ramionami, bojąc się że to Justin wrócił by mi coś zrobić. Przyznaję się, boję się go strasznie. Coś w nim jest takiego przerażającego. Po chwili poczułam jak coś ciepłego i puchatego leży mi na ramionach. Podniosłam głowę i dostrzegłam Crisa, z troską w oczach, uśmiechnął się lekko lecz ja nie odwzajemniłam gestu. Westchnął głęboko i usiadł obok mnie. Zatraciliśmy się oboje w swoich myślach, gdyż nikt się nie odezwał. Spojrzałam na Crisa, miał zamknięte oczy i lekko uchylone usta, przez które oddychał. Powróciłam wzrokiem na ścianę znajdującą się przede mną i analizowałam wszystko w głowię. Chciałabym wrócić do dziewczyn, być przy nich w tych trudnych chwilach, kiedy nie ma Lux, jeszcze do tego ja zniknęłam. Moje przemyślenia przerwał cichy głos Crisa.
- Co ci zrobił? - powiedział to tak cicho, jakby bał się że ktoś go mógłby usłyszeć.
- Nic. - odpowiedziałam także cicho. Po co miałabym mu to mówić. Gdy Cris zauważył że nic ze mnie nie wyciągnie, podszedł do mnie i podniósł palcem wskazującym i kciukiem moją brodę do góry. Podniósł drugą rękę, przez co się skuliłam. Bałam się że podniesie na mnie rękę. Mendler zauważając mój strach, pogłaskał mnie po policzku swoją ciepłą dłonią.
- Ari, nie skrzywdzę cię. Nie mógłbym. - powiedział szeptem. Spojrzałam mu w oczy i już wiedziałam że mówi szczerze. Powoli podniosłam głowę do góry tak jak wcześniej zrobił to Cris swoją ręką i czekałam na jego ruch. Podniósł ponownie drugą rękę i przejechał opuszkami palców po miejscu gdzie przyduszał mnie Justin. Jestem pewna że są tam ślady po jego rękach, inaczej Cris by nie wiedział gdzie mam ślady po wybrykach Biebera. Zauważyłam że w brunecie wzbiera się złość gdyż zaciskał w pięść wolną rękę. Przywołałam głowę do normalnego kąta stopni.
- ZABIJĘ SUKINSYNA! - krzyknął, po czym wstał i wyszedł szybkim krokiem z pokoju. Ja również podniosłam swoje cztery litery i pobiegłam za Crisem. Wystarczająco że miałam już przejebane u Biebera, nie chce mieć większych problemów. Najwyraźniej się spóźniłam gdyż słyszałam na dole jak krzyczą. Szybko zbiegłam po schodach, po czym skierowałam się w miejsce skąd dochodziły krzyki. 
- Czemu kurwa podniosłeś na nią rękę?! - usłyszałam krzyk Crisa, gdy przekroczyłam próg kuchni.
- A czemu kurwa nie?! Suka nie będzie mnie przedrzeźniać! - również wykrzyknął Bieber. 
- Nie nazywaj jej tak! Ona nie jest kurwa jak te wszystkie inne z którymi się pieprzyłeś! - wydarł się brunet. 
- Chłopaki. Stop! - starałam się ich jakoś uspokoić , ale na marne. Jakby kurwa mnie tu nie było. A gdzie jest Nick i Travis kiedy są potrzebni?! Oni się kłócą, a oni nie wiadomo gdzie są.
- Co ty ją kurwa tak bronisz?! Od początku przypominałeś nam że nie można jej bić, znęcać się nad nią, prosiłeś mnie o to by mogła wychodzić normalnie z pokoju i żebyśmy ją zabrali z piwnicy! Wiedziałeś kurwa lepiej od lekarza co jej dolega! Co ty się tak kurwa o nią troszczysz?! - wykrzyknął Justin, widać było już jego żyły na szyi. Szczerze? Też byłam ciekawa tego pytania. Od kilku dni, bardzo mnie to ciekawiło.
- Bo ona jest kurwa moją siostrą! - syknął Cris. Zamurowało mnie. Ale..ale jak to? Przecież mi zabili brata i to jeszcze ich gang to zrobił, sam Justin. O co tu kurwa chodzi? Usłyszałam jak ktoś przeklina za mną. Odwróciłam głowę i dostrzegłam tam Nicka i Travisa. Ponownie skierowałam wzrok na Justina i Crisa, którzy w tym samym czasie odwrócili się w moją stronę. Głowa buzowała mi z bólu. Patrzyłam na nich z wytrzeszczonymi oczami.
- Co ? - szepnęłam. Widziałam jak Cris coś mówił, gdyż poruszał ustami, lecz nic nie słyszałam. Potem były tylko mroczki i ciemność.



*^^*

Przepraszam wszystkich za to że tak późno dodaje rozdział, Ale byłam strasznie zabiegana.
Wiecie, szkoła, książki, lekcje i prace domowe.
Mam nadzieje że podoba wam się rozdział. Czekam na komentarze. ;)
KOCHAM WAS!