poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Rozdział 19

Może zacznę od tego że pod przedostatnim rozdziałem pojawiło się  AŻ 36 komentarzy.
A pod ostatnim TYLKO 17 komentarzy.
Ale nie będę się tym razem czepiać ponieważ naprawdę długo nie było żadnego rozdziały.
Dziękuje za to że czytacie moje wypociny! :)
Pozdro, Pjjona^^

*^*^*^*^*^*



-Kurwa, nie rozumiecie tego że jej nie puszczę na tą akcje? -ryknął gardłowym głosem Cris. Od jakiś 20 minut zbieramy się do wyjścia. Przynajmniej tak miało być, że wszyscy.
- Cris! Josh uważa że powinniśmy wziąć ją ze sobą. Nikt nie wie że ona jeszcze żyje. Może być naszą tajną bronią. Umie zabijać, bić się, strzelać i wygrywać wyścigi. Czemu mamy jej teraz kurwa nie zabrać? - podobnym głosem warknął Travis. Nie myślałam że kiedykolwiek stanie w mojej obronie. A zwłaszcza po tym że go postrzeliłam i nie mieliśmy najlepszych kontaktów ze sobą. Skinieniem głowy podziękowałam mu za jego wkład w przekonanie Crisa.
-A co jeśli coś jej się kurwa stanie? Dopiero co ją odzyskałem, a prawie umarła na moich ramion. Za tym pieprzniętym razem mógłbyś stanąć w mojej obronie, a nie przejmować się hajsem. -Cris cały czas zostawał przy swojej wersji. Siedzieliśmy z Justinem na sofie i wpatrywaliśmy się raz na mojego brata, potem na Travisa i jeszcze na Nicka, który także od czasy do czasu wtrącał swoje 3 grosze, starając się jakoś udobruchać mojego brata.
-Ale zobacz że jest silna. Siedzi kurwa na sofie, oddycha, mruga i patrzy na ciebie z politowaniem. Nie zdycha teraz w trumnie i nie prosi o rozgrzeszenie. Daj sobie spokój!- powiedział wyrwany ze spokoju Nick. Popatrzyłam na Justina z prośbą i nadzieją w oczach, że może on coś zadziała.
- Proszę Justin. Poproś go żebym z wami pojechała. - wyszeptałam bawiąc się palcami u rąk, lekko zawstydzona że muszę prosić Justina o pomoc. Widziałam jak odchyla się do tyłu i wyjmuje telefon z przedniej kieszeni spodni. Przejechał kilka razy po ekranie, po czym wybałuszył oczy i spojrzał na mnie ze zdziwieniem ale także z nutką dumy?. Schował telefon do kieszeni, wstał i podszedł żwawym krokiem do kipiącego gniewem Crisa.
- Rozumiem że jesteś jej bratem ale nie możesz decydować za nią. Ma pieprzone 19 lat. Chorą przeszłość za sobą i cholera jasna dowodziła jednym z prawie tak dobrych gangów jak nasz! Utrzymywała przy życiu 3 dziewczyny przez 7 lat. A nie zapomnij jaką miała pracę. Sami jesteśmy w tym zawodzie i wiemy jak trudno utrzymać przy życiu samego siebie. Nie dość że przeżyła wszystko co jej zrobiłem, to jeszcze normalnie ze mną mieszka w domu i nadal żyjemy. Sam dostajesz szału jak jedziemy na jakąś akcje bez ciebie. Pozwól jej z nami pojechać. Nie musi z nami wchodzić do środka, może być kierowcą. -wypowiedział się Justin, z zaciętą miną wpatrując się w Crisa. Nigdy nie słyszałam żeby ktoś tak podsumował mojego życie. Nie myślałam że miałam aż tak popieprzone życie. Zatkało mnie po tym co powiedział Bieber. Przenigdy w życiu nie pomyślałabym że stanie po mojej stronie. Bardziej spodziewałabym się tego że powie coś Crisowi przez co w ogóle mnie zamknie w pokoju na klucz przed całym światem.
- Ugh, dobra. - warknął przeciągle. - A ty - w tym momencie pokazał na mnie palcem. - Masz porozmawiać z Justinem. Podziękuj mu, bo gdyby nie on byś siedziała w domu.- pokiwałam z niechęcią głową i skierowałam wzrok na Justina. Oczywiście jakby inaczej, na swojej twarzy miał ten chamski uśmieszek. Czasem mi się zdaje że tylko dla mnie on jest przeznaczony, by wyprowadzać mnie z równowagi. Przewróciłam oczami i wskoczyłam na pierwszy schodek by od razu skierować się do mojego pokoju. W połowie drogi po drewnianych schodach zatrzymał mnie głos Crisa.
- Ariel, przyjdzie niańka do Brandona. Ta sama co ostatnio.Alice. Zachowuj się. - mruknął patrząc na mnie z dołu schodów. Ponownie dzisiejszego dnia przewróciłam oczami i skinęłam niezauważalnie głową. Kiedy chciałam wznowić chód do pokoju Brandona, przerwał mi w tym dzwonek do drzwi. Zbiegłam na dół, sapiąc cicho pod nosem i przekręciłam gałkę, otwierając je. Tak jak kiedyś stanęła naprzeciwko mnie wytapetowana tynkiem lalunia. Oczywiście jej szafa ma tylko w zanadrzu miniówkę i króciutką bluzkę z maksymalnym na wierzchu dekoltem.
- Ugh, ty jeszcze żyjesz? - warknęła zakręcając swoje tlenione blond pasemko na palec. - Justinek mi powiedział że jesteś tutaj tylko dlatego bo twój brat nie ma co z tobą zrobić. - mruknęła wchodząc do środka.
- Najwyraźniej się przeliczyłaś. - warknęłam podirytowana. Usłyszałam za sobą jak ktoś cicho oddycha. Justin, Nick, Travis i Cris. Kurwa mać, co oni w wojsku są że stoją jak na baczności. -Znasz zasady dotyczące jak masz zachowywać się w stosunku do Brandona. A teraz sorry, ale opuścimy cię. Nie chcę tracić czasu na kogoś kto miał więcej kutasów w mordzie, niż ja frytek. Nara - powiedziałam chamsko się uśmiechając i zabierając po drodze kluczyki od samochodu, który prawie tak samo wyglądały jak mój samochód do ścigania się. Wyszłam z domu kierując się do garażu, gdy chciałam wejść do środka, ponownie tego dnia zostało we mnie wycelowane pistolety.
- Kurwa, naprawdę? - warknęłam patrząc na każdego z chłopaków z osobna. Mark, Peter, Alfredo, Patrick i John. -Cris! - wykrzyknęłam odwracając się do mojego brata. Na jego twarzy tak samo jak wcześniej na twarzy Justina pojawił się chamski uśmieszek.
- Sorry, nie mogłem się powstrzymać. - zaśmiał się. Przewróciłam oczami chyba już 5 razy dzisiejszego dnia i już bez trudu weszłam do garażu. Nacisnęłam automatycznego pilota by sprawdzić na który samochód trafiłam. Gdy usłyszałam ten charakterystyczny i tak bardzo znany mi dźwięk odbezpieczania zamków w samochodzie, uniosłam wzrok znad kluczyków. Szok. Rozdziawiłam usta i wybałuszyłam oczy. Przede mną stało moje kochane białe Ferrari. Mój wyścigowy samochód. Moje słońce. Zapiszczałam z radości, odwróciłam się do uśmiechniętego Justina, Crisa i oszołomionych reszty chłopaków. Szybko pobiegłam do mojego maleństwa i wsiadłam za kółko. Odpaliłam go i przejechałam leciutko dłońmi po kierownicy, pod koniec mocno zaciskając ręce na czarnej kierownicy. Wysiadłam z samochodu z uśmiechem na ustach i pokazałam gestem ręki że mogą zająć miejsca. Już po chwili wszyscy siedzieli na miejscach włącznie ze mną. Uśmiechnęłam się sama do siebie i skierowałam wzrok na siedzenie obok mnie. Justin.
- Gdzie jedziemy? - spytałam starając się nie brzmieć na aż tak bardzo podekscytowaną.
- Pitfield Street 30b* - oznajmił patrząc na początku na bramę wyjazdową, a następnie na mnie. Skinęłam głową że wiem gdzie się to znajduje i nacisnęłam guzik na pilocie by brama mogła się otworzyć. Już po chwili jechaliśmy po drodze z 130km/h na liczniku. Widziałam na twarzy Justina cień uśmiechu gdy co chwila przyspieszałam.
- Nie to żebym nie ufał twoim zdolnością jazdy. Ale czy mogłabyś zwolnić? - spytał cicho Cris.
- Nie. - warknęliśmy oboje z Justinem. Jeszcze przez chwilę usłyszałam jak mój brat mruczy coś pod nosem w stylu "Tacy sami, szaleńcy". Popatrzyłam na Justina i widziałam ten błysk w oku. Uśmiechnęłam się do niego wiedząc o co mu chodzi. Zwolniłam do 60km/h i przygotowałam się na zaskoczenie chłopaków siedzących z tyłu.
- Jednak się mnie posłuchałaś. - mruknął pod nosem Cris, uśmiechając się z wdzięcznością. Żebyś chłopaku wiedział co dla ciebie naszykowałam. Gdy uśpiłam czujność chłopaków, nie licząc Justina, szukałam wzrokiem jakiś skrótów pobocznych. Widziałam jak Justin uniósł nisko palec i wskazał lewą stronę ulicy i małą, ale gdzie by się zmieścił samochód, uliczkę. Zmieniłam biegi i najmocniej jak umiałam naciągnęłam hamulec awaryjny, po czym od razu zmieniłam biegi i mocno przycisnęłam pedał gazu. Mijałam poboczne kosze na śmieci i inne rzeczy leżące na ziemi. Zaśmiałam się cicho, gdy usłyszałam przeraźliwy pisk Crisa. Do moich uchu także wpadł śmiech Justina. Przed nami stał zaparkowany bocznie tir. Wcisnęłam mocniej pedał gazu naciskając sprzęgło i zmieniając bieg. Zmieszczę się. Nie ma innej opcji. Jeszcze trochę maleńki. Spojrzałam w tylne lusterko. Na twarzach Crisa, tak samo jak Nicka i Travisa czaiło sie przerażenie. Dzięki chłopaki. Widać jak we mnie wierzycie. Spojrzałam następnie na twarz Justina, który akurat w tym samym czasie spojrzał na mnie. Na jego twarzy akurat czaiła się spokój. Jakby wiedział i wierzył że na pewno mi się uda. Przeniosłam wzrok na drogę, która tym razem pokazywała że coraz bliżej jesteśmy stojącego w miejscu tira. Byłam już tak blisko.
- Zmieścisz się Shawty. Wierzę w ciebie. - słowa które wypowiedział Justin, jakby miały jakąś magiczną moc. Dały mi siłę. Wiedziałam że się zmieszczę, że dam radę. Już po chwili zrobiło się na chwilę ciemno i przejechaliśmy pod naczepą Mana**. Uśmiechnęłam się z dumą i skręciłam w prawo, ponownie zmieniając bieg. Słyszałam głośne oddechy chłopaków i jeden cichy ale nadal lekko ochrypły, seksowny głos Justina.
- Bravo Ari. - 
***
Po jakiś 15 minutach, w końcu dojechaliśmy. W ciągu całego czasu który mieszkałam z chłopakami, nie słyszałam przekleństw. Nick, Travis i Cris przez całą drogę od momentu przejechania pod naczepą Mana, albo klnęli jak szewc, lub mówili coś w stylu "Taka podobna do Justina", "Tak samo zakochana w samochodach". Za każdym razem podśmiewałam sobie pod nosem. Gdy dotarliśmy w końcu do jakiś opuszczonych, zardzewiałych i brudnych bunkrów, chłopaki wyszli z samochodu tylko Justin nadal siedział z chamskim uśmiechem na ustach. Oparłam łokieć o okno i odwróciłam twarz w stronę szatyna, zastanawiając się czemu nie wysiada. Także spojrzał na mnie z tym swoim wszechobecnym błyskiem w oku.
- Trzymaj kciuki kochanie... Ale wiesz co? Jednak nie będziesz musiała. - powiedział z tym swoim zawiackim uśmiechem, używając moich słów. Których kiedyś użyłam na wyścigach, kiedy go pierwszy raz zabrałam ze sobą. O nie, tak się nie bawimy. 
- Tym razem ja w was wierze. - zaśmiałam się cichutko i pokazałam palcem na chłopaków czekających przed samochodem. - Możesz już iść. Czekają na ciebie. - mruknęłam.
- A gdzie mój buziak na szczęście? - uśmiechnął się. O dziwo, ten uśmiech był normalny. Szczery. Ponownie się zaśmiałam i przysunęłam głowę do policzka szatyna. Gdy jednak chciałam go pocałować w policzek , odwrócił głowę i pocałowałam go w usta. Szok. Jednak kiedy chciałam odskoczyć od niego pociągnął mnie za rękę i mocniej naparł na moje usta. Coś mnie podkusiło bym odwzajemniła ten pocałunek. Może była to chęć wygrania zakładu. Tak, nadal mam ochotę go wygrać. Na początku był ostry, wymuszony, myślał że nie będę tego chciała. Kiedy jednak poczuł że ja także go odwzajemniam, uśmiechnął się przez pocałunek i zwolnił go. Przejechał koniuszkiem języka po mojej dolnej wardze. Jęknęłam z rozkoszy i udostępniłam mu wejście. Już po chwili jego język pieścił mój, tak samo jak podniebienie. Lecz to co jest piękne szybko się kończy, usłyszeliśmy jak ktoś mocno bije w boczną szybę samochodu. Odskoczyliśmy od siebie i spojrzeliśmy w stronę sprawcy. Nick. Pokazał Justinowi znak głową że muszą już iść.
- Powiedz Nickowi że jeśli jeszcze raz walnie w cokolwiek w moim samochodzie, przyczepie go do koła smyczą i będzie biec za nami. Nie będę się litować. -burknęłam pod nosem. I już po chwili zostałam sama w samochodzie.
***
Siedzę w samochodzie już jakiś czas. Godzina, może dwie? Zdążyłam wypalić 3 fajki, sprawdzić olej, koła, zawieszenie, płyn hamulcowy i wszystko inne co mogłoby mi wpaść do głowy. W tym czasie usłyszałam 3 strzały, a następnie była tylko cisza. Coś mi tu jednak nie pasowało. Na akcje było cicho, za cicho. Ugh, poczekam jeszcze kilka minut i sprawdzę jak z chłopakami.
 ***
Zgadnijcie co się stało? Oczywiście że nic. Siedzą już w środku jebane 2 godziny i 37 minut. Były 4 strzały i cisza. Oh, pieprzyć to. Wyszłam z samochodu, zabierając kluczyki ze stacyjki i podchodząc do bagażnika. Otworzyłam go i wyciągnęłam ze skrytki na koło Pistolet Welrod. Po czym małym guzikiem na pilocie zamknęłam go automatycznie. Skierowałam swoje nogi w stronę wejścia gdzie wchodzili chłopcy. Usłyszałam stłumioną rozmowę, lecz byłam za daleko bym mogła cokolwiek usłyszeć. Szłam powoli, starając się być jak najciszej. Gdy zobaczyłam że jakiś 2 gostków odwraca się w moją stronę, szybko schowałam się za pudłami i paletami. Przez małą szparkę wcisnęłam rewolwer i wycelowałam w jednego z dwóch łysych napakowanych mężczyzn. Kiedy zauważyłam że idealnie ustawił się pociągnęłam za spust, dzięki czemu już po sekundzie ten w białej bluzce leżał na ziemi w swojej własnej czerwonej krwi. Uśmiechnęłam się z dumą.
- Kurwa Jack! Kto tu jest?! - wykrzyknął niższy od niego w czarnej koszulce łysol. W tego drugiej także wycelowałam i ponownie tego dnia pociągnęłam za spust. Przeszłam obok zwłok i truchcikiem pobiegłam w stronę wejść magazynu. Przeszłam przez metalowo-drewniane drzwi, cały czas starając się zrobić jak najmniej hałasu. Gdy jednak zeskanowałam teren  zobaczyłam że mam wolną drogę, pobiegłam schodami na górę, skąd dochodziły strzały. Najwyraźniej przenieśli się z dołu magazynu, na górę i dlatego nie słyszałam żadnych strzałów. Przeszłam po schodach, od razu zauważając czyjeś plecy i kogoś leżącego na ziemi. Widać było że ta osoba chciała się podnieść. Lecz byłam za daleko by cokolwiek innego zobaczyć i zrozumieć coś z tego bełkotu. Cichymi krokami przeszłam do osobnika, stając jakieś 7 metrów od niego.
- I co Bieber? Gdzie macie tą swoją zajebistą laskę? Każdy z was już ją wyruchał i uciekła z płaczem, bo mieliście małego? - zaśmiał się jakiś nieznajomy mężczyzna. Czyli na ziemi leżał Bieber. Kurwa. Nagle wybiegł z korytarza obok Cris, Nick i Travis, lecz kiedy zauważyli w jakiej sytuacji są zatrzymali się i otworzyli buzię z wrażenia.
- Jeśli chociaż kurwa drgniecie palcem, zabije was! Każdego po kolei, a później się za waszą nową dupę. Przyznam ta laska jest gorąca. - ponownie zaśmiał się, lecz tym bardziej szyderczo. I wycelował po kolei w każdego, pokazując prawdziwość tych słów. To się kurwa przeliczyć chłopaku! Zobaczyłam że Nick skierował wzrok za tego mężczyznę, dostrzegając mnie i wybałuszając oczy. Przyłożyłam wskazujący palec do ust, pokazując mi żeby był cicho. Podniosłam pistolet na wysokości głowy tego faceta i czekając na dobry moment. W oczach Justina, czaił się strach. Lecz nie patrzył na tego faceta, patrzył na mnie. Nie bał się o siebie, tylko o mnie. Pokazałam tym samym znakiem co Nickowi by był cicho, skinął niezauważalnie głową.
- Nawet nie wasz się jej kurwa tknąć. - warknął Justin, starając się podnieść na łokciach. Lecz tak szybko jak miał nadzieje się wstanie, ta nadzieja prysła. Ponownie padł na ziemie, ale widać było po nim że się nie podda, będzie walczyć. Odważny.
- Powiedziałem kurwa żeby się nie ruszać! Teraz cię zabije! - warknął, gdyż tego krzykiem nie można było nazwać.
- Ej kutasie! -słysząc mój głos, chłopaki jak i sam mężczyzna odwrócił się w moją stronę.
- Ariel, uciekaj. - warknął Justin przez zęby. Puściłam jednak to zdanie mimo uszu.
- Jeśli kurwa za chwilę się nie odsuniesz się od nich, cały magazynek znajdujący się w tym rewolwerze znajdzie się w twojej dupie! - powiedziałam przeładowując pistolet.
- I znalazła się nasza zguba. Jak miło. - parsknął śmiechem, lecz nawet z daleka można było zobaczyć że stał się nerwowy. Bał się. - A gdzie masz swoje przyjaciółeczki? Nie żyją, jak przykro. - byłam pewna że na wzmiankę o dziewczynach widać było ból wymalowany na mojej twarzy, lecz tak szybko jak się pojawił zastąpiłam ją ponownie maską obojętności.
- Wiesz że przegrałeś dlatego starasz się naciskać na moją psychikę. Bravo! Jestem z ciebie dumna, tylko gdybyś nie zapomniał, to moja gra Luke. - warknęłam nakierowując na jego kolano mój pistolet. Nie pociągnęłam za spust. Jeszcze nie. Nie widziałam Luke'a z 2 lata. Bardzo się zmienił, ale tylko jego nauczyłam jak znęcać się nad kimś psychicznie. Moja gra, moje zasady. - Tym razem przegrałeś tą grę Luke, tylko jest mała zmiana planów. - mruknęłam spoglądając na chłopaków kątem oka. Widziałam że Justin z pomocą chłopaków wstał i swoją spluwę nakierował na Luke'a. Na twarzach chłopaków widać było zaciekawienie. Byli także przygotowani na każdy następny ruch Luke'a. - Nie będziesz miał następnej szansy na wygranej tej wojny. -
- Co masz na myśli? - wyszeptał wystraszony. Jego oczy kierowały się ze mnie na chłopaków i tak w kółko.
- Umrzesz.- warknęłam. Naciskając na spust i przestrzelając mu kolano. Od razu z ust Luke'a padł krzyk, puścił pistolet i zwinął się na ziemi, skowycząc z bólu. Cris podbiegł i wykopał pistolet cały czas mierząc pistoletem w Luke'a. Ukucnęłam przy wykrwawiającym się mężczyźnie i pokręciłam głową z politowaniem.
- Wolisz żebym psychicznie sprawiła ci ból, czy jednak wolisz kulkę? - mruknęłam, okręcając miedzy palcami moje czarne cudo.
- Strzelaj Ariel. - pisnął Luke. Zacmokałam pod nosem i pociągnęłam powolnie za spust trafiając w drugie kolano. Ponownie tego dnia, cały korytarz przeszedł krzykiem bólu mężczyzny.
- Nie tego cię nauczyłam Luke. Wpajałam w ciebie siłę walki, tak samo jak panowanie nad bólem. Musiałeś mnie wcale nie słuchać. - Uniosłam swoje ciało i spojrzałam na chłopaków. Cris patrzył na mnie z niedowierzaniem. No tak, nigdy nie widział mnie w akcji, a że jestem jego siostrą, to pewnie myślał że będę delikatna i w ogóle. - Bym cię może i nie zabijała, ale cóż, straszyłeś moich ludzi, a więc. Jakieś ostatnie słowo? - uśmiechnęłam się chytrze i tym razem wymierzyłam lufą w głowę mężczyzny.
- Savannah była ze mną w ciąży. - przez szok spowodowany zdaniem które usłyszałam pociągnęłam za spust. Tym razem po korytarzu nie rozniósł się krzycz Luke'a, tylko huk wystrzelanego rewolweru i plask krwi spadającej na ścianę.
***
Od razu po wejściu do domu, skierowałam się do kuchni. Otworzyłam lodówkę i wyciągnęłam puszkę piwa. Muszę się napić. Zamknęłam lodówkę i wolnym krokiem poczłapałam się do blatu. Położyłam na blacie puszkę, i pociągnęłam za kapsel, dzięki czemu piwo się otworzyło. Gdy chciałam wziąć już łyk piwa, przeszkodził mi w tym głęboki głos Justina.
- Musimy porozmawiać. -
- Przydało by się. - przytaknęłam odwracając się do niego, siadając na blacie i zaczerpując pierwszego łyka z puszki.
- Jak się czujesz? - spytał, opierając się naprzeciwko mnie o kuchenkę.
- Bywało gorzej. - mruknęłam, biorąc łyk z puszki. Justin skinął głową że usłyszał odpowiedź. Przez długi czas była po między nami cisza. Wysunęłam puszkę z piwem w stronę trochę spiętego Justina. Popatrzył to na puszkę, to na mnie, ale w końcu wziął piwo z moich rąk i zrobił kilka łyków.
- Przepraszam. - mruknął patrząc na mnie kątem oka i drapiąc się po karku. - Przepraszam że zrobiłem ci krzywdę. Przepraszam że uderzyłem cię. Przepraszam za ten stolik. Przepraszam że jestem złym ojcem. Przepraszam że... - powiedział na jednym wdechu. Uciszyłam go ruchem ręki, gdyż nie mogłam po prostu wytrzymać tego jak on się męczy. Uśmiech sam mi cisnął się na twarz.
- Justin, ja nie jestem zła. - powiedziałam przechylając lekko głowę w prawo i w końcu pokazując mu lekki uśmiech. Chłopak rozdziawił usta i patrzył na mnie ze zdziwieniem.
- Jak to? Skrzywdziłem cie. Poobijałem ci żebra, prawie złamałem kręgosłup. -mówił podchodząc do mnie i opierając ręce o blat, obok moich rąk, kręcąc głową z niedowierzaniem.
- Byłeś naćpany. - mruknęłam zabierając puszkę z jego ręki i wypijając do końca piwo, odstawiając puszkę na bok.
- Kurwa. -warknął pod nosem, głowę opuszczając w dół.
- Myślałeś że nikt się nie skapnie. Cóż, nie ze mną takie numery Justin. Wystarczyło przypatrzeć się bardziej twoim oczom i zachowaniu. -powiedziałam podnosząc jego głowę do góry, by brązowe tęczówki patrzyły w moje.
- Chłopaki nie zwracają na to uwagi. Uważali to za moje normalne zachowanie. Skąd, skąd ty wiedziałaś? - wyszeptał ostatnią część zdania. Zaśmiałam się cicho z jego zdziwienia.
- Też w tym siedziałam. -mruknęłam, przeczesując rękom swoje włosy. Po mimice twarzy Justina, widziałam że jest zaciekawiony ale także zdezorientowany. - Tak Justin, byłam ćpunką. - mruknęłam, ponownie poprawiając spadający kosmyk włosów. Za 3 razem miałam dość i zostawiłam go w spokoju, ale najwyraźniej Justina rozśmieszyło moje wkurzenie na kosmyk włosa. Uniósł rękę i delikatnie, schował kosmyk za moje ucho. Uśmiechnęłam się lekko w podzięce, co Bieber od razu odwzajemnił. Justin rozsunął moje nogi i przybliżył się na tyle ile mógł, złapał za tył moich ud i przyciągnął do siebie, wbijając się w moje usta. Z lekkim oszołomieniem odwzajemniłam pocałunek. Kiedy poczułam że Justin chcę wtargnąć do wnętrza moich ust, zaczęłam się z nim drażnić i nie pozwoliłam mu na to. Jednak chłopak miał inne plany. Przeniósł ręce z moich ud, na pośladki i ścisnął je, dzięki czemu z moich ust wypłynął jęk przyjemności, co przyczyniło się do tego że Bieber wsunął język. Poczułam jak uśmiechnął się przez pocałunek. Zarzuciłam ręce na szyje chłopaka i przyciągnęłam go bliżej, co wątpię że było możliwe. Język Justina pieścił moje podniebienie, język, jak i same usta. Pociągnęłam za końcówki jego miękkich włosów, co równo się z jękiem rozkoszy Justina. Gdy zaczęło braknąć nam powietrza, oderwaliśmy się od siebie, opierając czoła, o swoje nawzajem.
- Zakład nadal trwa, kochanie. - mruknął i ponownie wbił się w moje usta.  
 One POV***
Coś myślę, że jednak trudno będzie mi wygrać ten zakład.

*^*^*^*^*^*^*^*^
Pitfield Street 30b*~Ta ulica naprawdę znajduję się w Londynie. Lecz nie mam pojęcia co tam jest.
Mana**~Jest to Tir.
One POV***~ Często to znaczenie występuje w różnych FanFiction. Chodzi o to że będę wtedy pisać w formie narratora. np. Bella podeszła do niego, ale Irwin widząc jej poczynania szybko się cofnął, bojąc się jej dotyku.

wtorek, 11 marca 2014

Rozdział 18

Co się kurwa stało?
To była pierwsza myśl od razu po lekkim oprzytomnieniu. Uchyliłam leciutko jedno oko, mając minimalną nadzieje że jest ciemno. Na szczęście matka natura chociaż raz się nad mną zlitowała. Rozejrzałam się po pokoju w którym aktualnie się znajdowałam, nie mogłam za dużo zobaczyć ponieważ jedyne światło jakie było w pokoju oddziaływało z elektronicznego zegara znajdującego się na szafce nocnej. 22:03. Zajebiście. 
Uniosłam głowę ku górze, lecz z cichym jęknięciem ponownie ją położyłam.
Co ja wcześniej kurwa robiłam?
Ból który roznosił się w każdej części żeber był nieznośny.
Kurwa, ktoś po mnie skakał?
Zamknęłam oczy starając przysporzyć informacje z którą ten ból był związany.
Czarne jak węgiel oczy Justina.
Silne ramiona popychające mnie.
Zapłakane oczy Brandona.
Ciemność.
Uniosłam powieki by urywki scenek zniknęły mi sprzed oczu. Bieber. To wszystko wina Justina pieprzonego Biebera. Zwlokłam się z łóżka, cicho sycząc z bólu i od razu łapiąc się za żebra. Obmacałam rękoma ubrania w których się znajdowałam. Szeroka koszulka. Powąchałam ją, zaciągając się zapachem. Cris. I jakieś krótkie spodenki, były w moim rozmiarze. Po omacku przeszłam w stronę ścian, by móc znaleźć drzwi. Gdy dotknęłam czegoś metalowego wiszącego na ścianie, bezmyślnie pociągnęłam. O dziwo, trafiłam z wyborem i po chwili już szłam schodami w dół. Kierowałam się dźwiękami dobiegające najwyraźniej z telewizora. Przekraczając linie framugi, niebezpiecznie zakręciło mi się w głowie, przez co podtrzymałam się drzwi. Podniosłam wzrok nakierowując go na sofę. Travis i Nick wpatrywali się we mnie ze współczuciem. Kurwa, nie potrzebuje litości. U Crisa czaiła się złość, troska i promyk minimalnego szczęścia. Czym on się tak cieszy? Ja tu ledwo co stoje. Mojego brata to ja nigdy nie zrozumiem.
- Macie może Advil*? - spytałam z nadzieją, siadając obok Crisa i spoglądając na dużą plazmę. Mecz. To było do przewidzenia. Już po kilka sekundach Travis przyniósł mi 2 białe tabletki i butelkę wody. Skinieniem głowy podziękowałam i od razu połknęłam pigułki. Chciałam zatopić się w ciepłej sofie i obejrzeć z nimi do końca mecz, lecz przeszkadzało mi ciągły wzrok chłopaków na mojej osobie. Przewróciłam oczami i poprawiłam się na sofie.
- Możecie zadać te jebane pytanie które w was siedzą, bo czuje że nie dacie mi spokojnie obejrzeć TV. - mruknęłam zniecierpliwiona.
- Co się stało przed naszym przyjściem? - wykrzyknęli. Popatrzyłam się na nich wzrokiem "głucha kurwa nie jestem" po czym przewróciłam oczami. Ja tu kurwa z nimi oczopląsu dostanę.
- Po prostu się pokłóciliśmy. O co, nie jest waszą sprawą. - burknęłam.
- Chyba to jest jednak nasza sprawa. To nie ty musiałaś tłumaczyć wszystkiego Brandonowi. - warknął Nick.
- Ani widzieć jak twoja własna siostra prawie umiera, bo miała problemy z oddychaniem przez połamane żebra. - dodał Cris.
- Gdzie jest Brandon? - spytałam, ignorując ich odpowiedź. Nie czekając na odpowiedz, ruszyłam szybkim krokiem do pokoju malucha. Chciałam pobiec, lecz cały czas ból który roznosił się w mojej klatce piersiowej nie ustąpił. Cicho sapnęłam i leciutko uchyliłam drzwi. Leżał zawinięty w kulkę na łóżku. Podeszłam malutkimi kroczkami do łóżka, siadając na brzegu. Płakał. Na policzkach miał zaschnięte ślady po łzach. Pogłaskałam włoski chłopczyka i szczelniej opatuliłam go kołdrą. Chciałam już wstać i wyjść z pokoju, lecz zatrzymały mnie malutkie rączki owijające się wokół mojej ręki. Spojrzałam na Brandona i posłałam mu ciepły uśmiech. Leciutko go odwzajemnił.
- Mamo... - usłyszawszy te 4 litery wspomnienia zawładnęły moim umysłem.
Moja głowa automatycznie pofrunęła w stronę krzyku który wydobył się z ust małego, zapłakanego Brandona.
- Mamo!...
Ból, Światło, Łzy, Krzyk i Ciemność
- Cześć szkrabie. - cicho mruknęłam. I co ja mam mu powiedzieć? Jak mam mu wytłumaczyć że nie jestem jego mamą? Ja nawet nie wiem jak jego prawdziwa matka się nazywała.
- Jak się czujesz? - spytał cichutko, wczłapując mi się na kolana. Owinęłam wokół niego moje ramiona i przysunęłam go bliżej, na tyle ile pozwalał mi ból.
- Bywało lepiej. Ale jest okey. -
- Czy mogłabyś ze mną spać? - spytał zawstydzony. Uśmiechnęłam się leciutko do niego i odchyliłam kawałek kołdry, dając mu znak że się zgadzam. Zakopał się pod kołdrą, po czym ja także położyłam się obok niego. Leżeliśmy w ciszy.
- Brandon, czy mógłbyś mi odpowiedzieć szczerze na jedno pytanie? - zapytałam. Siknął głową że się zgadza, po czym uniósł wzrok nakierowując go na moje oczy. - Czemu nazywasz mnie "mamą"? -
To pytanie nasuwa mi się od razu na myśl. Chociaż było ciemno, widziałam jak chłopczyk się rumieni.
- Bo chodzi o to że... - westchnął - Opiekujesz się mną lepiej niż moja prawdziwa mama, wspierasz mnie, starasz się być zawsze kiedy cię potrzebuje. Nie jesteś jak Aysha. Nie bijesz mnie, gdy płacze. Robisz mi śniadanie. Kocham Cię Mamo. - ostatnią część zdania wyszeptał, bojąc się mojej reakcji. Chciałam mu powiedzieć to samo, lecz coś w środku mnie blokowało. - Wiem że ty mnie też mamo, czuje to tutaj - wyszeptał i przyłożył swoją małą rączkę do mojego serca. Uśmiechnęłam się, starając się zatuszować łzy które chciały wypłynąć na zewnątrz. Brandon popatrzył jeszcze na mnie przez chwilę, odwzajemnił uśmiech i położył się na łóżku, otulając się ciepłą kołdrą w gwiazdki. Również zrobiłam tak samo, zgaszając małą lampeczkę przy łóżku chłopczyka.
- Dobranoc mamo
- Dobranoc skarbie
*Następny Dzień*
- Jak się czujesz? - zapytał Cris, od razu kiedy przekroczył próg kuchni. Przegryzłam, przeżułam i połknęłam płatki, dając mu znak palcem, by poczekał aż zjem tą łyżkę.
- Bywało gorzej. - odpowiedziałam, lekko się uśmiechając. Odwzajemnił uśmiech i przysiadł się obok mnie, wlepiając swoje brązowe gałki oczne we mnie. Przewróciłam oczami, domyślając się co za chwilę się stanie.
- Możemy porozmawiać, szczerze? - cichutko zapytał jakby bojąc się mojej reakcji. Potrząsnęłam wolną ręką dając mu znak że się zgadzam i może zaczynać.
- Nie spytam się ciebie o nic na temat tej katastrofalnej nocy, bo wiem że nie chcesz o tym rozmawiać. Tu masz swój telefon.- skinęłam głową,kiedy położył mój biały iPhone na blacie. - Chciałbym się spytać kim tak szczerze jest dla ciebie Brandon? -
Zdziwiłam się trochę tym pytaniem, nie myślałabym że akurat o to by się mnie spytał. Przełknęłam następną łyżkę płatków i głośno westchnęłam.
- Znam go tylko 3 miesiące, ale mogę szczerze powiedzieć że jest kimś dla mnie naprawdę ważnym. Sprawia że chociaż czuje paraliżujący ból, mogę się uśmiechnąć. Taki mały promyczek słońca. Brzdąc którego nie da się nie kochać. Gdy się we mnie wtula czuję tą matczyną ochronę nad nim. Jestem w stanie za niego życie oddać, nie lękałabym się śmierci, jeśli wiedziałabym że On będzie bezpieczny. Jest dla mnie jak syn. Kocham Go. - ostatnie 2 zdania wyszeptałam spuszczając głowę, mając nadzieje że żadna łza nie wypłynie z kącika mojego oka. Poczułam jak ramiona Cris owijają się wokół mojego ciała, dając mi smaczek bezpieczeństwa. Już dawno się tak nie czułam. Zawsze każdy chciał mnie zabić. Nie dość że musiałam chronić swoją dupę to także dupę dziewczyn. Nie płacze za nimi. Wiesz czemu? Bo wiem że to nie sprawi że przywróci mi je. Tak, były dla mnie ważne, ale nie tak jak teraz jest dla mnie ważny Brandon lub Cris. Są moją nową rodziną. I obiecuję że chociażbym miała stracić życie, będę ich chronić. Położyłam głowę na ramię mojego brata, wsłuchując się w ciche i wolne bicie jego serca.
- Znając ciebie, będziesz chciała się zemścić na Bieberze. Powiesz mi co masz zamiar zrobić? - zapytał, odsuwając mnie lekko od siebie. Wzruszyłam ramionami, biorąc do buzi kolejna łyżkę płatków.
- Nic mu nie zrobie. - wymamrotałam cichutko.
- Jak to?! - krzyknął Cris. Niech on się tak nie wydziera, głucha nie jestem.
- To nie jego wina. - odburknęłam, mieszając płatki. Widziałam że miał zamiar już otworzyć buzię i coś powiedzieć, więc szybko mu przerwałam - Wyprzedzając twoje pytanie, był naćpany. -
Ponownie otworzył buzię lecz tak samo jak wcześniej przerwałam mu.
- Tak, dobrze słyszysz. Naćpany. Ludzie po dawce narkotyków, zachowują się inaczej, lecz to powinieneś wiedzieć. Na każdego to działa inaczej. W Justinie włącza się agresywność i po jakimś czasie zaczyna słabnąć. Dzięki temu, mogłam uciec na dół do salonu. Wiem to gdyż miałam tak samo. - odparłam, mając jednak cichą nadzieję, że nie usłyszał ostatniego zdania.
- Jak to tak samo?!- warknął zszokowany.
- Tak Cris. Byłam ćpunką. - warknęłam wychodząc z kuchni, zabierając po drodze mój odzyskany telefon.
*kilka godzin później*
Cały dzień spędziłam w domu. Albo leżałam w łóżku, albo chodziłam po domu bezczynnie. Znam każdy zakątek domu jak swoją własną kieszeń. Chciałam iść do pokoju z workiem treningowym, lecz napatrzyłam się tylko na zamknięte na klucz drzwi. I to tylko dlatego że Cris jest tak przewrażliwiony moją osobą, że za chwilę tu wikituje. Zamknął do tego wszystkiego okna, tarasowe, drzwi wyjściowe tak samo jak kazał tym facetom spod domu że nie mogą mnie wypuścić. Gdy jednak jakoś udało mi się dotrzeć do drzwi wyjściowych, pomyślałam że trochę za łatwo poszło. Otworzyłam drzwi wsuwką i szeroko je uchyliłam. Nie minęła nawet chwila, 5 pistoletów Browning HP wycelowane były we mnie.
- Naprawdę? - warknęłam do piątki facetów, z krótko obstrzyżonymi włosami.
- Przepraszamy panienko Evans, ale takie mamy zadanie od pana Mendlera. - odpowiedział minimalnie skruszony najniższy chłopak z tej całej bandy. Byli wysocy i naprawdę nieźle umięśnieni. Przewróciłam oczami, po czym ochrząknęłam.
- CRIS! - wykrzyknęłam najgłośniej jak umiałam i na ile pozwalał mi dokuczliwy ból żeber. 
- Co jest siostra? - odparł Cris, jak gdyby nic się nie stało.
- Co to kurwa jest? - warknęłam mocno wkurzona, pokazując na 5 chłopaków, z cały czas wymierzonymi pistoletami w moją stronę. Mój brat widząc gotowych do walki facetów uśmiechnął się i dał im znać rękom że mogą spocząć.
- To są twoi "ochroniarze" - w tym momencie podniósł wskazujący i środkowy palec u obu rąk i zrobił tzw. cudzysłów. - Mark, Peter, Alfredo, Patrick i John. - mówiąc imiona pokazując na każdego z osobna.
- Na chuja mi oni? - warknęłam mocno zirytowana
- Martwię się o ciebie. Chce by ciebie chronili, kiedy mnie przy tobie nie będzie. - odpowiedział uśmiechając się. Jeszcze chwila i przyjebie sobie facepalm'a. Przysięgam.
- Braciszku, ja także byłam w gangu i zauważ że nadal żyje. - odparłam zaczesując włosy do tyłu.
- Ledwo. - burknął.
- Co?- 
- Powiedziałem ledwo. Spójrz, jesteś cała poobijana, byłaś 2 razy nieprzytomna i raz przez całe 6 dni. Dostałaś napadów furii i prawie zginęłaś w wybuchu. - warknął także już lekko wytrącony z równowagi.
- Ale cały czas kurwa żyje.Nie możesz traktować mnie jak kalekę skoro nią nie jestem. - burknął zauważając jak Travis przypatruje nam się od jakiegoś czasu. - Zluzuj trochę. Jak będę potrzebowała pomocy to od razu skieruję się od ciebie. Obiecuję, ale błagam ogarnij się i daj żyć. - powiedziałam patrząc na jego reakcje. Popatrzył na mnie, westchnął i niezauważalnie pokiwał głową.
- Dobra. - burknął poddając się. Podeszłam do niego przytulając i cicho szepcząc "dziękuje".
***
- Mamo, mamo, mamo! - usłyszałam malutkie kroczki i już po chwili Brandon pojawił się w drzwiach kuchni. Zrobiło mi się ciepło na sercu gdy usłyszałam jak się do mnie zwraca. Odłożyłam kubek i uniosłam wzrok znad gazety.
- Co się stało skarbie? - wstałam z obrotowego krzesła i przykucnęłam na jego wysokości. 
- Czy możemy zrobić spagethii? - uśmiechnął się promiennie. 
- Jasne. Idź się spytaj chłopaków czy będą chcieli zjeść. -powiedziałam i skierowałam się do lodówki. Wyjęłam potrzebne składniki i przyszykowałam potrzebne przybory. Gdy wlewałam olej na patelnie, obok mnie pojawił się chłopczyk.
- I jak?
- Wujek Cris i Wujek Nick chętnie zjedzą, Wujka Travis nie ma. A tata... um... no bo...- zdziwiło mnie jego zachowanie. Bał się mi powiedzieć co się stało.Przykucnęłam przy Brandonie. Pogładziłam go po policzku i dałam mu znak że może mi powiedzieć.
- Boje się taty. Boje się że zrobi mi to samo co tobie. Albo że ponownie ci coś zrobi. - wyszeptał chłopczyk. Widziałam jak po jego policzkach popłynęły łzy. Poczułam lekki ból w klatce piersiowej, lecz nie był on spowodowany bólem żeber. Przytuliłam do siebie chłopczyka i pogłaskałam go po włosach. Wyłączyłam kuchenkę i wzięłam go na ręce, kierując się do pokoju Justina. Widziałam że jak byliśmy coraz bliżej drzwi od świata Biebera to chłopczyk coraz bardziej płakał. Odłożyłam go na ziemie i wzięłam za rękę. Zapukałam w drzwi i czekałam na jakiś znak.
- Kurwa mać! Czy wy nie rozumiecie że... - drzwi otworzyły się z głośnym hukiem. Widziałam że gdy Justin nas zobaczył, zmroziło go. Przeszłam z Brandonem pod jego ramieniem i usiadłam na czarnej pościeli biorąc Brandona na kolana. Bad Boy odwróciłam się w naszą stronę z dezorientacją wymalowaną na twarzy. Teraz jak tutaj siedzę, to myślę że raczej to nie był najlepszy pomysł żeby tutaj przyjść. Nie mam pojęcia od czego zacząć. Najwyraźniej nie musiałam bo Justin uprzedził mnie.
- Brandon, dlaczego płaczesz? - spytał z troską Bieber, szybko podchodząc do chłopczyka. Z każdym jego następnym krokiem Brandon jeszcze gorzej zaczynał płakać. Tego nie można było nazwać płaczem to był szloch. Wtulił się we mnie i nie chciał puścić. W oczach Justina kryła się dezorientacja, troska i szczerość. Bał się o niego.
- Skarbie, powiedź tacie co cię gryzie. - poinstruowałam go, pokazując głową na szatyna.
- Al-ale ja nie-nie chce mamo. - wychrypiał ponownie zanosząc się szlochem.
- Mamo? - mruknął zdziwiony szatyn. Pokazałam mu ręką by usiadł obok mnie. Tak też zrobił.
- Dajesz Skarbie. Tata się nie rozzłości. Wierzę w ciebie. - wyszeptałam bujając go na boki. Chłopczyk uniósł głowę i spojrzał zapłakanymi oczyma najpierw na mnie, a potem na Justina.
- Bo-Boję się ciebie Ta-Tato. - wychlipał. - Bo-Boje się że zrobisz pono-ponownie krzywdę mamie. - nawet z daleka można było zauważyć to bijące ciepło Justina do Brandona. Widziałam że przy każdym wypowiedzianym słowie maluszka Bieber cały się spina i zaciska pięści. Przysunął się do nas bliżej i pogłaskał go po główce. Czułam jak Brandon się napina pod jego dotykiem. Pogładziłam go po plecach, starając się rozluźnić malca mięśnie. Uniosłam wzrok i spojrzałam w oczy Justina. Biło od nich zmartwienie, troska i bezradność? Oh, dobra... Pomogę mu.
- Brandon, tata nic mi już więcej nie zrobi, prawda Justina? -
- Prawda. Brandon obiecuję ci że nigdy więcej nie zrobię Ari krzywdy. - wypowiedział to, do Brandona. Ale cały czas patrzył mi w oczy. Jakby chciał żebym to ja  także zrozumiała. Chłopczyk uniósł głowę, wytarł rękoma oczy i uniósł malutkiego paluszka do góry.
- Pinky promise? - wyszeptał. Justin uśmiechnął, ukazując rządek białych zębów. Także uniósł małego paluszka u prawej ręki i zaczepił go o malutki paluszek Brandona.
- Pinky Promise. - chłopczyk zszedł z moich kolan, dając mi buziaka w policzek i usadowił się na nogach Justina. Wtulił się w niego, tak samo jak Justin oplótł rękoma małe ciałko chłopczyka. To był ten moment by wyjść. Uniosłam tyłek z czarnej pościeli i wyszłam z pokoju, zamykając za sobą drzwi. Zbiegłam na dół do kuchni i dokończyłam robienie obiadu. Gdy skończyłam wszystko przyrządzać, zaniosłam każdego talerz spagethii, a sama zjadłam go w salonie przy telewizorze. Akurat leciało w telewizji wiadomości, lecz nic ciekawego się nie pojawiło. Wzięłam talerz i skierowałam się z nim do kuchni. Gdy obmywałam talerz i wsadzałam go do zmywarki, usłyszałam za sobą ten charakterystyczną głos, z chrypką. Poczułam jak po moim ciele przeszło stado mrówek. Zamknęłam zmywarkę i odwróciłam się do brązowookiego szatyna.
- Musimy poro... - Justin nie zdążył dokończyć zdania gdyż Travis przerwał mu. Wszedł do kuchni i wykrzyknął, kumulując cały swój głos na cały dom, by każdy usłyszał.
- Kurwa, mamy akcje! -


***
Nie rozpiszę się za dużo. Po prostu PRZEPRASZAM.
Rozdział pojawi się pod jednym warunkiem. Będzie 22 KOMENTARZY!

środa, 1 stycznia 2014

Rozdział 17

- Nic teraz nie mów Bieberowi, znając go teraz chodzi nabuzowany i obmyśla plan jakby mógł szybko dojechać do Brandona i od razu cię zabić. - powiedział już nieco ciszej. Najwyraźniej musiał się skapnąć że tak głośno wydarł japę i przez co Justin usłyszał ostatnie zdanie.
- Ale dlaczego? - spytałam zdziwiona.
- Nie zadawaj chociaż raz zbędnych pytań i zrób to co ci mówie. - warknął. Tak jak mówił tak zrobiłam. Wzięłam telefon ze sobą i szybko pobiegłam na górę i zamykając się w pokoju Justina. - A teraz mnie uważnie słuchaj. - mruknął poddenerwowany Cris. - Za nic nie otwieraj drzwi, chociażby nawet groził ci jak najgorszą krzywdą. - mówił cicho i spokojnie. Lekko przerażona wybabuszyłam oczy. - Jak nie będzie... - 
-Aaa - pisnęłam wystraszona gdy usłyszałam jak Justin starał się dobić do drzwi, wykrzykując ' Ariel, otwieraj!', 'Kurwa, otwieraj te drzwi suko!'. Czemu nie ma Pattie kiedy jej najbardziej potrzebuje? Nie ma to jak wyjść na herbatkę do sąsiadki i zostawić jej syna z 'jego' dziewczyną kiedy chcę ją zabić.
- Oho.. Już się zaczyna. - wyszeptał cicho Cris - Jak nie będzie już żadnych odgłosów za drzwi, będziesz mogła wyjść lecz musisz być naprawdę cicho. Jeśli jednak uda mu się wywarzyć drzwi... - tu przełknął ślinę, a dzwięki jakie były za dzwiami jeszcze bardzej się nasiliły.
- Bedziesz musiała zrobić coś, co nie uważam za stosowne, ale żeby przeżyć musisz. Gdy dostanie się do pokoju, uwiedź go. Uwiedź go jak nikogo innego. Tylko ty sprawisz że zrobi się spokojny. Nie masz pojęcia jak na niego działasz. My już jesteśmy w szpitalu. - mruknął ściszonym tonem. I w tym momencie drzwi otworzyły się z hukiem, strasząc mnie, prze co telefon wypadł mi z rąk i rozbił się o ziemie, rozwalając szkiełko. Bałam się, a nawet nie, była przerażona. Bieber był jedyną osobą na tym zasranym świecie kogo się cholernie bałam. Podniosłam wzrok i pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to jego zakrwawione kostki w lewej ręce. O kurwa.
- Zabije cię suko. - warknął. Ręce miał zaciśnięte w pięści, jego szczęka była mocno zaciśnięta, a oczy wyglądały jak dwa węgielki. Iskrzyła w nich tylko głęboka nienawiść. Do mnie. Kurwa mać, a skąd miałabym wiedzieć że to był syn lidera Dert Devil'ów. Nie znam kurwa życiorysu wszystkich osób z każdego gangu.
- Bieber, uspokój się. - powiedziałam cicho, powoli podnosząc ręke, jakbym chciała jakąś magiczną mocą zatrzymać go. Normalnie zaśmiałabym się z mojego pomysłu, lecz w tej sytuacji nie było mi za wesoło.
- Zabije cię, rozumiesz? Dwa razy naraziłaś Brandona na niebezpieczeństwo. Teraz moja kolej by tobie mogło się coś stać. - mruczał pod nosem, z każdym jego nastepnym krokiem, moje nogi także robiły mały kroczek w tył. Popatrzyłam przerażona w jego czarne tęczówki. Nigdy nie pomyślałabym że kiedykolwiek to powiem ale już brakuje mi jego karmelowo-czekoladowych oczu. - Bedziesz zdychać w męczarniach. Na początku scyzorykiem wygraweruje na twojej skórze moje inicjały. Byś zawsze pamiętała kto ci to zrobił. Następnie zaczne cię bić, kopać i rzucać o ściane. A na sam koniec, zerżne cię do nieprzytomności, byś przez sen powtarzała moje imie, a moja twarz ujawniała się przed twoimi oczami co noc. - warknął przez zaciśnięte zęby. Trzęsłam się ze strachu. Uniosłam wzrok na tęczówki chłopaka, by znaleźć w nich jakieś małe rozbawienie, ale dostrzegłam coś czego się nie spodziewałam. Miał rozszerzone źrenicę. A to skurwysyn.  
Ćpał.
Jebany ćpun. 
 Gdy moje plecy walneły o coś marmurowego, moje ręce automatycznie  przeszukiwały ją, by znaleźć coś czym mogłabym w niego rzucić. Moje opuszki palców, natrafiły na jakiś metalowy przedmiot, dzięki czemu moje palce zacieśniły się w koło tej rzeczy. Mam plan. Przeniosłam wzrok na drzwi od łazienki, licząc w głowie, jakie mam szanse, by się tam dostać. Oh... Pieprzyć to. Zamachnęłam się prawą ręką, wypuszczając owy przedmiot i jak długa pobiegłam do łazienki, zamykając się w niej. Kurwa, Ari. Myśl, Myśl, Myśl. Telefon Justina jest rozbity, Cris z chłopakami za szybko nie przyjadą, bo dopiero są u Brandona. Ah... Ariel, w co ty się wpierdoliłaś? Tym razem będzie go o wiele trudniej uwieść, gdyż może sobie pomyśleć że znowu go wkręcam. Nigdy nie pomyślałabym że kiedykolwiek będę musiała użyć swojego ciała by przeżyć. Skoro Bieber jest zjarany, oznacza to że jest słabszy. Mam jakieś szanse. Może uda mi się uciec. Cały czas w głowie odbiajały mi się dźwięki wybijane o drewno przez Justina.
 - Otwórz te pierdolone drzwi, suko! -
- Kurwa, otwieraj! -
- Jeśli za chwilę nie otworzysz tych drzwi, to je kurwa wywarze! - co chwilę Bieber wymyślał nowe groźby i wyzwiska bym w końcu mu otworzyła. Trzęsłam się ze strachu. Mój mózg pracował na najwyższych obrotach, starając się znaleźć jak najlepsze wyjście.
- Bieber, uspokój się i pojedź po Brandona. On teraz cię bardziej potrzebuje - krzyknęłam starając się go jakoś zmylić. Najwyraźniej te słowa dotarły do Justina, gdyż wszystko jakby nagle ucichło. Wpatrywałam się w cień stóp Biebera, który było widać u dołu drzwi. Usłyszałam ciche oddalające się dźwięki kroków, a po chwili nie było widać już nic, prócz promieni słonecznych. Stałam jeszcze przy drzwiach łazienki przez jakiś czas, ale gdy nie słyszałam już żadnych dźwięków, wyszłam. Przekręciłam głowę na początek w lewo, a potem w prawo, starając się znaleźć jakieś ślady że Justin tu jeszcze jest. Skierowałam nogi prosto do drzwi, od razu lekko i cicho przekręcając gałkę. Przekraczając futrynę drzwi, nie natrafiłam na żadną żywą duszę. Przeszłam na paluszkach po schodach i tak samo cicho skierowałam się do kuchni. Chciałam polać twarz wodą i czegoś się napić. Muszę ochłonąć. Przekraczając drzwi od kuchni, poczułam mocny uścisk na szyi, oraz naparcie z tyłu pleców. Otworzyłam oczy, które mocno się zacisnęły pod wpływem bólu. Natrafiłam na tę jebane czarne powiększone tęczówki. Zaczęłam się wiercić, gdy spostrzegłam że dyndam w powietrzu, przez to że Justin złapał mnie za szyje z dużą siłą. Kaszlałam cały czas starając się złapać chociaż ciut powietrza. Oczy chłopaka były jak węgiel, czarne i puste. Machałam nogami, a rękami starałam się odciągnąć dużą dłoń Justina z mojej szyi. Widziałam także że chłopak też zaczyna słabnąć. Dziwnie na niego działają narkotyki. Najczęściej jak ktoś coś sobie wstrzyknie, bądź wciągnie to staje się bardzo silny i agresywny. U Justina pojawia się tylko agresywność. Na moje szczęście i nieszczęście. UWIEDŹ GO mignęło mi w myślach. No tak, Cris powiedział że tylko ja na niego działam z taką siłą. Co racja to racja. Tak, znam swoją wartość. Wiem, że gdzie kol wiek się pojawię to mężczyźni patrzą na mnie drapieżczym wzrokiem. Przyznam, mam zajebiste ciało. Lecz żeby takie mieć trzeba dużo pracować. Muszę się uwolnić. Nastawiłam paznokcie i zaczęłam je lekko wbijać w jego skórę. Nie chciałam mu zrobić krzywdy, by leciała mu krew. Wiem, że jego siła dzisiaj jest osłabiona. Żarliwie złapałam powietrze, gdy poczułam jak ręka Justina puszcza moją szyję. Cała moja krtań pulsowała z bólu. Nie mogę się poddawać. Potarłam bolące miejsce i zaczęłam podchodzić wolnym krokiem do Justina. Widziałam że zaczął szukać czegoś w szafce ze sztućcami. Na początku scyzorykiem wygraweruje na twojej skórze moje inicjały.  
Usłyszałam cicho w głowie. Kurwa, on szuka noża. Podeszłam wolnym krokiem do niego, starając się go nie wystraszyć. Zasunęłam szafkę, starając się nie zatrzasnąć mu ręki, a sama się wsunęłam w miejsce gdzie wcześniej była szuflada. Widziałam po jego mimice twarzy że jest zdziwiony, starał się to jak najlepiej ukryć. Ale mnie się nie da tak łatwo oszukać. Stanęłam na palcach, przejechałam nosem o jego policzek po czym przegryzłam leciutko płatek jego ucha, w tym samym czasie lekko zahaczyłam ręką o jego przyrodzenie. Usłyszałam z jego ust, ten upragniony jęk który dał mi satysfakcje że on pragnie mnie. Jego ręce szybko znalazły się na moich biodrach i przysunęły do umięśnionej klatki piersiowej. Ciekawe ile musiał ćwiczyć by był tak zajebisty efekt. Jego usta z zawrotną prędkością znalazły się na moich. Przyznam, mnie też to się cholernie podobało. Ten pocałunek nie był jak te które dzieją się między dziwką a mężczyzną, lub playboyem a kobietą, ten pocałunek miał w sobie coś tajemniczego. Był miły, namiętny, miał w sobie nutkę pikanterii i delikatność, lecz było w nim zawarte coś czego nie rozumiałam. Tęsknota. Tęsknota za poczuciem bycia dla kogoś ważnym. I jestem pewna że nie chodziło tu o Brandona. Z taką samą zachłannością oddawałam te pocałunki. Chłopak leciutko przegryzł moją dolną wargę, przez co z moich ust wydostał się niekontrolowany jęk. Czułam że lekko się uśmiechnął. Zarzuciłam moje ręce za jego szyje i splotłam je leciutko. Uchyliłam lekko usta, czując jak chłopak prosi mnie o wejście, przejeżdżając koniuszkiem języka o moją dolną wargę. Czułam jak nasze ciała stają się rozpalone. Jego język tak zwiedzał moje usta, tak samo jak mój jego. Ciepłe dłonie chłopaka zjechały na tylną cześć ud, po czym od razu powędrowały na mój rozgrzany tyłek. Zacisnął na nich ręce, dając mi tym znak bym podskoczyła. Tak też zrobiłam, od razu czując zimny marmur pode mną. Usta Justina szybko zjechały na moją szczękę i zaczęły wędrować za ucho, na mój tatuaż piórka, lecz później zjechały na moją szyję. 
- Justin... - wysapałam, czując jak jego usta natrafiły na mój czuły punkt. Mruczałam w zachwycie. Oh, Ari. To ty miałaś go uwieźć, a nie na odwrót! Skarciłam się w myślach. Zarzuconymi rękami na jego szyje, jeszcze bliżej przysunęłam jego rozgrzane ciało do mojego. Tym razem to Justin zaczął mruczeć z satysfakcją. Tak, to mnie cholernie podniecało, lecz nie mogłam dać mu się omotać, jego pełnymi, malinowymi ustami. To było taka przyjemność, że na krótko jej nie zapomnę. 7 niebo. Ręce chłopaka z mojej talii zaczęły małymi kroczkami zjeżdżać do moich ud. Ponownie tego dnia poczułam jak zostaje unoszona. Oplotłam automatycznie nogi wokół pasa Justina, bym nie spadła. Moje usta oderwały się od jego ust, by po chwili, mogłabym przycisnąć je do jego szyi. Przejechałam na początku nosem wzdłuż szyi Justina, od razu zostawiając po sobie malutkie mokre pocałunki. Na jego skórze od razu pojawiła się gęsia skórka. Uśmiechnęłam się przez pocałunki. Cris miał rację. Naprawdę dobrze na niego działam. Uchyliłam lekko oczy by zobaczyć gdzie się znajdujemy. Salon. Odsupłam nogi i stanęłam na własnych siłach. Złożyłam jeszcze kilka pocałunków na jego szyi, chciałam wbić się ponownie w jego usta, lecz przeszkodził mi w tym dźwięk otwieranych drzwi. Nareszcie. Bieber najwyraźniej jest tak napalony że nawet nie usłyszał. Jeszcze chwila i bym nie dała rady. Cały czas składałam pocałunki na szyi pomrukującego Justina. Teraz albo nigdy. Uniosłam leciutko kolano i wymierzyłam cios. Przynajmniej miał być wymierzony i trafiony. Bieber złapał szybko moją nogę, czując że chciałam go pozbyć płodności. Ponownie dzisiejszego dnia widziałam jak jego oczy stają się tak samo czarne jak wcześniej, albo i nawet gorzej. W Justinie zbierał się gniew. Starałam mu się wyrwać, lecz na marne. Był za silny, co mnie bardzo dziwiło. Chłopaki, ruszajcie się. pomyślałam, przywołujących ich w myślach. Nagle jakby w Justinie skulminował się cały dzisiejszy gniew. Podniósł bardzo wysoko moją nogę i z całej siły popchnął mnie na szklany stolik. Moja głowa automatycznie pofrunęła w stronę krzyku który wydobył się z ust małego, zapłakanego Brandona.
- Mamo!...
Ból, Światło, Łzy, Krzyk i Ciemność


*^*
Chciałabym strasznie przeprosić i podziękować!
Podziękować za 10156 wyświetleń! To dla mnie bardzo dużo znaczy!
Przeprosić za to że musieliście czekać prawie 3 tygodnie ;c Brak Weny! Jednak udało mi się coś nabazgrać :)
WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO W NOWYM ROKU! 2014!
BY BYŁ O WIELE LEPSZY OD POPRZEDNIEGO, SŁONECZKA!

wtorek, 10 grudnia 2013

Rozdział 16

Patrzyłam z przerażeniem na drogę. Wszystko migało mi przed oczami, jakbyśmy jechali Formułą 1. Spojrzałam na całego ze złości Justina. Widać było na pierwszy rzut oka że martwi się przeraźliwie o syna.
- Bieber, kurwa zwolnij! - warknęłam gdy poczułam jak moje ciało wbiło się w fotel. A na liczniku widniało 210 km/h.
- Kurwa mać! Mój syn leży w szpitalu i nie wiem co się dzieje, a ty każesz mi zwolnić! - krzyknął i mocniej wcisnął pedał gazu. Skuliłam się w fotelu.
- I się nie dowiesz co się z nim dzieje bo prędzej nas zabijesz niż dojedziemy na miejsce. - warknęłam, spoglądając na niego kątem oka. Jego szczęka lekko się poluzowała ale nadal ją ściskał. Przeniosłam wzrok na licznik i zauważyłam że cyfry na liczniku zaczynają spadać do 180 km/h. W duchu uśmiechnęłam się że mnie posłuchał. Przez następne 15 minut drogi, siedzieliśmy cicho. Było tylko słychać moje głębokie wdechu, które trochę mnie uspokajały. Gołym okiem można było stwierdzić że Justina bezsilność zżera od środka. Zaparkowaliśmy z piskiem opon i szybko wbiegliśmy do szpitala. Justin stał już przy recepcji i zaczął wołać recepcjonistkę, by mogła poinformować go gdzie leży jego syn. W tym samym czasie co przyszła jakaś babka z fartuchem to zdążyłam podejść do Biebera.
- Gdzie leży Brandon Bieber? - syknął, przez co w oczach 25 letniej kobiety widniał strach.
- J-jest pan kimś z ro-rodziny? - wybełkotała otwierając dużej wielkości niebieski zeszyt.
- Jestem Kurwa jego ojcem. - w recepcji było słychać przez chwilę głuchy huk, spowodowany uderzeniem w blat przez Justina. Recepcjonistka podskoczyła ze strachem.
- Sala 294. Pierwsze piętro po prawej stronie. - mruknęła pod nosem. Ledwo ją było słychać. Justin najwyraźniej ma zajebisty słuch bo już po chwili go nie było. Zobaczyłam tylko jego sylwetkę znikającą za białą ścianą. Pobiegłam w tamtą stronę, co chwila patrząc na numery drzwi, by nie przebiec sali. W oddali zauważyłam dwie sylwetki. Jedną z nich na pewno była kobieta, drugą był mężczyzna górujący wzrostem nad nią. Wiedziałam już że była to Pattie z Justinem. Zdyszana dobiegłam do nich, starając się ogarnąć co się dzieje. Justin stał nad zapłakaną matką, krzycząc nie zrozumiałe dla mnie słowa, ponieważ nadal byłam za daleko.
- Dałem ci go na niecały jeden dzień. A on już w szpitalu wylądował. - zaczął się do niej niebezpiecznie zbliżać. Pattie trzęsła się cała ze strachy.
- Uspokój się Bieber - warknęłam, kładąc ręce na jego klatce piersiowej i całą siłą jaka mi została popchnęłam go. Odwróciłam się do zapłakanej kobiety.
- Pattie - zaczęłam cicho, by nie wystraszyć mamy Justina. - Powiedz co się stało? Dlaczego Brandon jest tutaj? - małymi kroczkami zaczęłam podchodzić. Spojrzała na mnie zapłakanymi oczami i mocno się we mnie wtuliła. Odwzajemniłam gest i zaczęłam uspokajająco głaskać jej plecy. Uniosłam głowę ku górze, by napotkać dobrze znane mi czekoladowe tęczówki.
Spojrzałam na niego wzrokiem ' Jeśli za chwilę nie podejdziesz tutaj i nie przytulisz swojej matki, nie tylko Brandon będzie leżeć na sali.'. Chyba zrozumiał o co chodzi, bo ślamazarnym krokiem podszedł do nas i objął swoimi umięśnionymi ramionami. Pattie mocno wtuliła się w nas oboje i zaczęła cicho tłumaczyć.
- Wieczorem Brandon zaczął mocno kaszleć. Więc poprosiłam ciocię Ley by została z małym, a ja w tym czasie poszłabym do apteki po leki. - w tym momencie Pattie pociągnęła nosem, przez co Justin objął nas mocniej. - Ledwo co wyszłam z domu, by iść do apteki, usłyszałam jak Ley krzyczy bym zadzwoniła po karetkę, ponieważ Brandon się dusi. Zadzwoniłam szybko i starałam się uspokoić chłopczyka, by jakoś lepiej mu się oddychało. Gdy pielęgniarka brała na nosze Brandona, on...On zemdlał. - w tym momencie Pattie rozpłakała się na dobre. Usłyszałam cichy dźwięk otwieranych drzwi, lekarz wychodził z sali Brandona. Dałam znak Justinowi że pójdę się czegoś dowiedzieć. Jedna za drugą nogą skierowała mnie prosto do doktora.
- Czy wie Pan co dolega Brandonowi? - spytałam z nadzieją. Doktor podniósł wzrok z kartki, na której najwyraźniej były wypisane dane i badania. Spojrzał na mnie spod okularów i zmierzył mnie od góry do dołu. Wyglądał może na 20-25 lat.
- A jest Pani kimś z rodziny? - zapytał podejrzliwie. Jeszcze raz ktoś dzisiaj zada to pytanie to rozpierdolę ten cały szpital.
- No...ymm... -
- Jest matką Brandona - usłyszałam chrapliwy głos za sobą i ręce które owinęły się wokół mojej tali.
- No dobrze.- zaczął podejrzliwie - Brandon jadł gumę do żucia, musiał ją połknąć, czego kategorycznie nie wolno. Guma przykleiła mu się do ścianek w przełyku. Więc zaczął kaszleć by pozbyć się jedzenia z gardła, ale nie dał rady więc ciężko było mu oddychać, aż w końcu zaczął się dusić. Zemdlał gdyż tlen nie docierał do mózgu. Na szczęście dzięki szybkiej pomocy sanitariuszy udało się uratować chłopczyka. Jeśli państwo chcą mogą wejść do Brandona. - Dr. Hostes powiedział wszystko jakby nauczył się tej formułki na pamięć. Skinęłam głową z podziękowaniem i odwróciłam się do zszokowanego Justina. Zeskanowałam jego twarz i mogłam dostrzec, tylko poczucie winy.
- Bieber - szepnęłam dotykając opuszkami palców jego policzka. - To nie twoja wina. - starałam się mu dodać otuchy.
- Gdybym nie dał mu wcześniej tej jebanej gumy do żucia. - warknął i zacisnął palce na mojej tali, przez co cicho syknęłam z bólu. Najwyraźniej dopiero teraz się skapnął że trzyma ręce na mojej tali i wbija swoje palce, bo szybko je zabrał.
- Nie możesz się obwiniać. Nie wiedziałeś że może mu się coś stać. - powiedziałam starając się przemówić mu do rozumu. Spojrzał na mnie i lekko się uśmiechnął. - Brandonowi teraz się przyda tata pełen dobrej energii, a nie ojciec który się obwinia. - nie wiedziałam już jak mogłabym sprawić żeby w końcu odpuścił i nie martwił się tak bardzo. Justin położył ręce na mojej tali i przyciągnął do siebie. Odruchowo oparłam ręce na jego klatce piersiowej. Nachylił się nade mną i przysunął usta do mojego ucha.
- Moja mama teraz na nas patrzy. Myśli że jesteśmy w sobie na zabój zakochani. - szepnął tak bym tylko ja mogła usłyszeć co do mnie mówi. Przejechał swoim ciepłym nosem o moje ucho, przez co lekko zadrżałam. - Teraz cię pocałuje, ale nie zakochuj się jeszcze we mnie. Chcę się z tobą jeszcze pobawić. - mruknął i oddalił usta od mojego ucha, lecz oparł swoje czoło o moje. Przybliżyłam się do niego, dzięki czemu moje usta były kilka centymetrów od jego. Gdybym zrobiła teraz dzióbek, mogłabym go pocałować.
- Lepiej żebyś ty się tak szybko nie zakochał, bo stracisz tydzień swojego życia na mnie. - wymruczałam mu w usta, na które aktualnie patrzyłam. Podniosłam wzrok na jego oczy, w których tańczyły iskierki rozbawienia. Kątem oka spojrzałam na Pattie, która aktualnie patrzyła na nas z uśmiechem i szczęściem wypisanym na twarzy. Justin splótł za moimi plecami swoje palce, przez co byłam jeszcze bardziej do niego przysunięta, chodź nie wiem czy było to jeszcze możliwe. Patrzył się raz na moje usta a raz w oczy. Aż w końcu, zawiasko się do mnie uśmiechnął, przybliżył usta i złączył nas w długim i namiętnym pocałunku. Był delikatny, ale miał w sobie nutkę pikanterii. Przejechał lekkim muśnięciem moją dolną wargę, prosząc o wstęp.
Rozchyliłam lekko usta, by po chwili poczuć jak Justin sprawnie robi kółka na moim podniebieniu. Żaden z facetów z którymi się całowałam, nie umiał być tak sprawnym jak Bieber. Gdy zabrakło nam tchu, oderwaliśmy się od siebie i oparliśmy swoje czoła o nasze. Przegryzłam leciutko wargę, a kąciki moich, jak i Justina ust wzniosły się ku górze. Chłopak złapał mnie za rękę i wszedł do sali w której znajdowała się od jakiegoś czasu Pattie.
- Cześć ziomuś! - przywitał się z chłopcem Justin, przybijając tak zwaną 'piątkę'.
- ARII! - wykrzyknął chłopczyk wyciągając rączki przed siebie, na znak żebym go przytuliła. Wykonałam ten gest z dodatkowym buziakiem w czoło.
- Już nigdy więcej nie kupie ci gum do żucia - pogroził mu palcem Justin.
- Spokojnie tato. Już nie lubię gum. - wyseplenił słodko chłopczyk. Na sam dźwięk jego głosu uśmiechnęłam się.
- To dobrze. A jak się czujesz? - zapytał Justin siadając na stołku obok swojej mamy. Pattie patrzyła się na nas z czułością. Możliwe dlatego że Brandon cały czas mnie przytulał i siedział na kolanach. Podniosłam jego kołderkę i przykryłam go, gdyż był w samej piżamie która dała mu wcześniej pielęgniarka.
- Gdy Ari mnie przytuliła już lepiej. - Pattie włącznie ze mną zaśmiała się. Justin tylko się uśmiechnął i poczochrał włosy chłopczykowi.
- Widać że tekstów uczysz się od tatusia. - oznajmił Duży Bieber, wypinając z dumą pierś. Brandon pokazał rząd ząbków i mocniej się we mnie wtulił. Spojrzałam na Pattie która cały czas na nas patrzyła z uśmiechem na twarzy. Można było dostrzec że jest zmęczona całym dzisiejszym dniem, Justin także to zauważył gdyż już po chwili zabrał głos.
- Mamo jesteś już zmęczona. Chodź, zawiozę cię do domu. - oznajmił Justin wstając z krzesełka. Kobieta niepewnie spojrzała na chłopaka, a następnie przeniosła swój wzrok na mnie i Brandona.
- Ale napewno? - spytała. Przytaknęłam głową.
- My zostaniemy z Brandonem. Jakby coś się działo to zadzwonimy - starałam się jakoś namówić kobiete. W końcu przytaknęła że się zgadza, wstała ze stołka i pocałowała mnie i chłopca w czoło. Uśmiechnęłam się na ten gest.
- Przeczytasz mi bajkę? - spytał Brandon, od razu po wyjściu Pattie i Biebera. Położyłam chłopca na łóżko, okryłam go kołdrą i wstałam przejść się po długości pokoju by móc wyjąć z szafki jakąś bajkę. Zobaczyłam na jednej książce napis '3 świnki' i od razu wzięłam ją do ręki. Usadowiłam się na łóżku obok Brandona i otworzyłam pierwszą stronę.
- A więc...- i tak czytałam chłopczykowi bajkę o 3 świnkach. Gdy zoriętowałam się że chłopczyk zasnął, w tym samym czasie Bieber wszedł do sali. Pocałowałam w czoło Brandona i szczelnie owinęłam go kołdrą. Skierowałam się w stronę drzwi w których stał Justin. Wyjęłam mu z ręki kawę i wyszłam z sali. Bieber zrozumiał o co chodzi i szedł za mną. Usiadłam na plastikowym krzesełku i przyłożyłam gorącą substancje do ust, starając nie poparzyć sobie języka.
Usiadł obok mnie i także zaczął sączyć swój napój. Siedzieliśmy w ciszy przez jakiś czas, ale nie była to niekomfortowa cisza, była...miła. Usłyszałam dzisiejszego dnia ponownie dzwięk otwieranych drzwi. Podniosłam wzrok i napotkałam tam Dr. Hostes'a. Uniosłam swój tyłek z krzesełka, tak samo jak Bieber i wolnym krokiem podeszliśmy do doktora.
- A więc Państwo Bieber - zaczął swoją przemowę. Gdy użył słów 'Państwo Bieber' Justina kąciki ust podniosły się lekko ku górze. Pokręciłam głową z politowniem i skupiłam swój wzrok na lekarzu. - Brandonowi nic już nie zagraża. Wszystko jest w jak najlepszym porządku, ale musi zostać do jutra rana, żebyśmy mieli pewność czy nic się nie wydarzy. Więc Państwo nie są tutaj zabardzo potrzebni, więc radziłbym jechać do domu. Brandon jest pod dobrą opieką. - oznajmił i ostatnim uśmiechem się pożegnał. Weszliśmy do sali Brandona i zabraliśmy swoje rzeczy, na szczęście nie obudził się. Pocałowałam go w czoło i wyszłam z sali czekając na Biebera. Po jakimś czasie jechaliśmy w stronę domu Pattie. Wjechaliśmy cicho we wjazd, nastepnie wyszliśmy z samochodu i skierowaliśmy się do środka. Straliśmy się być cicho by nie obudzić Pattie. Lecz gdy weszliśmy do kuchni zauważyliśmy jak z dziwnym uśmieszkiem przypatruje nam się mama Justina popijając herbatę z kubka.
- Skradacie się jak jakieś nastolatki. - zaśmiała się Pattie.
- Mamo - zironizował Bieber przewracając oczami.
- No to my idziemy spać. - oznajmił Justin, wyciągając nas z niekorzystnej ciszy i pociągnął mnie za ręke.
- Śpimy razem. - oznajmił Bieber, po przekroczeniu progu najwyraźniej jego pokoju. Zmarszczyłam czoło i przechyliłam lekko głowe nie rozumiejąc czemu tak zarządził.
- Co kurwa? -warknełam opierając ręce na biodrach.
- Moja matka jest nadal w przekonaniu że jesteśmy parą. Gdybyś poszła spać do pokoju gościnnego, mogłaby coś podejrzewać. - mruknął, odwracając się do mnie tyłem i otwierając dużą szafe. Widziałam jak przeszukiwał półki by odnaleźć ubranie które wybrał sobie jako cel. Rzucił bluzkę za siebie, która dzięki mojej orientacji wpadła mi w ręce. Pokazał palcem na drzwi których wcześniej nie widziałam, mrucząc cicho pod nosem 'Tam jest łazienka'. Wiedząc po jego zachowaniu że chciałby coś jeszcze powiedzieć, co pewnie by mi się nie spodobało, weszłam szybkim tępem do łazienki. Zanim jednak zdąrzyłam się rozejrzeć, sprawdziłam czy dobrze zamknęłam drzwi. Gdy byłam pewna że tak jest, zaczęłam zdejmować całą odzież którą miałam na sobie. Naga weszłam pod prysznic by od razu poczuć jak problemy dzisiejszego dnia spływają ze mne włącznie z ciepłą wodą. Przemyłam swoje ciało, nakładając wcześniej truskawkowy żel. Zdziwiłam się że wogóle taki zapach znajdował się w łazience mężczyzny, zwłaszcza Justina. Tak samo zrobiłam z włosami, by po chwili spłukać je z piany. Otworzyłam drzwiczki kabiny prysznicowej i stanęłam na zimnej posadzce.
Dreszcz przeszedł po moim ciele, gdy poczułam pod stopami zimne kafelki.Zdjęłam z wieszaka niebieski ręcznik, wycierając się nim i na koniec obwiązując wokół swojego ciała. Podeszłam do lustra i przełorzyłam garść włosów na jedną stronę. Nachyliłam głowę nad umywalkę i mocno ścisnełam włosy, przez co głębsza ilość wody spłyneła. Powtórzyłam tą czynność jeszcze kilka razy. Zdjęłam ręcznik ze swojego ciała i zrobiłam turban na głowie, by reszta wody wchłoneła się w ręcznik. Założyłam dzisiejszą bielizne, gdyż nie miałam zamiaru prosiść Justina. Na to wsunełam jego t- shirt. Na szczęście jego bluzka zakrywała mi tyłek. Masz szczęście Bieber. Zdjełam ręcznik z włosów i rzuciłam go do kosza na pranie. Gumką którą miałam na nadgarstku związałam w lekki na bok warkocz po czym przekręciłam kluczykiem w drzwiach i wyszłam z łazienki. Pierwsze co to w oczy rzucił mi się Justin rozłożony na łóżku w samych bokserkach. Lepsze to niż żeby był bez nich. Przyznam miał naprawdę bardzo dobrze wyrzeźbioną klatkę piersiową. Nie każdy mężczyzna mógłby pochwalić się takim ABS. Położyłam dzisiejsze rzeczy na fotelu przy biurku, kierując się od razu do łóżka, gdzie aktualnie leżał Bieber. Podniósł wzrok z nad telefonu i przeniósł go na mnie, lekko zagryzając wargę.
- Miałem zacząć od jutra mój plan na rozkochanie ciebie w sobie. Ale teraz patrząc na ciebie, zmieniam zdanie i jednak już dzisiaj będę wcielać w życie skarbie - mruknął, podnosząc kołdrę do góry.
Pokręciłam głową z politowaniem i wsunęłam się pod pierzynę. Widziałam jak Bieber bacznie mnie obserwuje.Ułożyłam się tyłem do niego, starając się być jak najdalej od niego. Kołdry było mi trochę brak, gdyż leżałam prawie na samym końcu łóżka, a pierzyn nie była taka duża. Justin zaśmiał się pod nosem, przez co ja wywróciłam oczami. Poczułam jak miejsce obok mnie się ugina,a ciepła ręka Justina sunie po mojej tali. Strzepnęłam ją i okryłam się szczelniej małym skrawkiem kołdry. Miałam cały czas zamknięte oczy, ale wiedziałam że światło jest zgaszone. Ponownie dzisiejszego dnia poczułam jak Bieber położył swoją ręke na mojej tali, przysuwając mnie do siebie i zostawiając ją tam gdzie leżała wcześniej, przez co czułam na plecach ciepłą klatę Justina. Każdy gdyby tu wszedł pomyślałby że jesteśmy na zabój w sobie zakochani. Za jednym razem tak to miało wyglądać, a za drugim bardziej chodziło o zakład. Usłyszeliśmy ciche pukanie do drzwi. Podniosłam wzrok natrafiając na brązowe tęczówki Pattie. Nie były one tak ładne jak Justina, jego oczy miały połączenie kolorów karmelowy i czekoladowy. Ugh... Ari dość. O czym ty myślisz? Skarciłam się w myślach.
- Chciałam się was tylko spytać o której jutro mamy odebrać Brandona? - cicho powiedziała kobieta, stojąca w drzwiach.
- O 10. - mruknął Justina, przysuwając mnie bardziej do siebie, chodź nie wiem czy było to jeszcze możliwe.
- Dobranoc gołąbeczki - zachichotała Pattie. Uśmiechnęłam się w podzięce.
- Dobranoc Pattie. -
- Dobranoc Mamo. - mrukneliśmy w tym samym czasie. Kobieta uśmiechnęła się promiennie do nas i wyszła z pokoju, zamykając cicho drzwi. Jeśli on ma zamiar już dzisiaj zacząć nasz zakład, ja chyba też mogę. Odwróciłam się do niego przodem nie zwiększając ani centymetra bliskości między nami. Nachyliłam się lekko nad nim i patrząc co raz na jego oczy, a potem spowrotem na usta. Widziałam w jego tęczówkach zdezoriętowanie ale i pożądanie. Złożyłam na jego ustach delikatny ale namietny pocałunek, dopiero po chwili Justin oddał pocałunek. Kiedy Bieber zauważył że na pocałunkach się nie skończy, przejął stery. To się zabawimy Bieber. Przekręcił nas tak że to on teraz nade mną górował, lecz nie oderwaliśmy się od siebie chociażby na kilka sekund. Przejechał czubkiem języka po mojej wardze, na co z chęcią dałam mu dostęp. Czułam jak jego erekcja zaczyna wbijać mi się w udo. To się chłopaczyna przeliczy. Zataczał kółka na moim podniebieniu, aż w końcu przeniósł się na szyje. Szczerze? Nigdy z żadnym facetem nie zaszłam tak daleko, najczęściej kończyło się na pocałunkach. Czułam jak składa delikatne pocałunki na mojej szyi. Przyznam było to cholernie przyjemne, lecz nie mogłabym mu dać tej satysfakcji. Tym razem na to ja nas przekręciłam, że górowałam nad nim. Pocałowałam go w usta by po chwili zejść na szyje. Przejechałam językiem, po lekko fioletowym miejscu, po mojej ostatniej malince. Tym razem, jego erekcja nie wbijała mi się w udo, lecz w moje intymne miejsce. Dzieliło nas tylko jego bokserki i moje majtki. Gdy czułam że Bieber już długo nie wytrzyma, szybko z niego zeszłam, zostawiając go w zdezoriętacji i kładąc się na boku plecami do niego. Zaśmiałam się w duchu z tego że ponownie dał się nabrać.  Poczułam jak jego ręka ponownie owija się wokół mojej tali, przyciągając mnie i szepcząc.
-  Kiedyś cię za to zabije, lub zerżne cię tak że będziesz mnie prosić o więcej lecz nie pozwolę ci dojść. - zaśmiałam się z jego wyboru kary. Odwróciłam się twarzą do niego, naciągając mocniej kołdrę na siebie i chowając głowę w zagłebieniu jego szyji by nie obudzić Pattie moim śmiechem. Po kilku chwilach mogłam już normalnie oddychać. Byłam cholernie zmęczona. Dzisiejszy dzień nie zaliczał się do najlepszych i najzabawniejszych. Czuje że niedługo stanie się coś jeszcze gorszego, lecz nie mogę narazie zawracać sobie tym głowy.
- 30 dni. - szepnął przejeżdzając nosem po moim policzku. Nie mam pojecia jak ale miałam ciarki na plecach i to nie z powodu zimna. Mocniej wtuliłam się w Justina by nie mógł mnie ponownie dotknąć i znowu sprawić że zadrże pod jego dotykiem.
- Dobranoc Bieber - mruknęłam cicho, mając nadzieje że nie usłyszał, lecz jak zawsze Nadzieja Jest Suką.
- Dobranoc Księżniczko. - odszepnął i mocniej przyciągnął mnie do siebie.

*następnego dnia*
 Promienie słońca padały na moją twarz, budząc mnie. Przyłożyłam pięści do twarzy i przetarłam oczy by móc lepiej widzieć. Ciekawe gdzie zniknął mój 'chłopak'? Odrzuciłam kołdrę na bok i wyszłam z łóżka, starając się ulizać jak najbardziej włosy. Podeszłam do białej szafy i wyjełam z niej niebieską bluzkę Justina, od razu kierując się do łazienki zabierając moje wczorajsze jeans'y. Przemyłam ciało ciepłą wodą po czym na suche ciało założyłam t-shirt Justina i moje spodnie. Wygładziłam jak to miałam w zwyczaju ubranie i rozczesałam włosy palcami, gdyż nie mogłam znaleźć szczotki do włosów. Nogi skierowały mnie do wyjścia z pokoju i schodach prowadzących w dół. Słyszałam głos Pattie i Biebera, a także można było poczuć zapach jajecznicy. Czyli mama Jusa jest w kuchni, co oznacza że czas zacząć przedstawienie.
- Dzień dobry Pattie - powiedziałam całując kobiete w policzek i kierując swoje ciało w strone Justina który aktualnie stał przy kuchence.
- Dzień Dobry Kochanie. - uśmiechneła się promiennie Pattie, przykładając biały kubek z różyczkami do ust. Oplotłam rękoma od tyłu Biebera wokół pasa, wspiełam się na palcach i pocałowałam go w policzek.
- Dzień Dobry Sweetie - mruknęłam. Od razu poczułam jak przez ciało Justina przebiega lekki dreszcz. Uśmiechnęłam się z satysfakcją. To staje się coraz łatwiejsze.
- Cześć Skarbie. - odpowiedział, odwracając się do mnie i składając lekki pocałunek na moich wargach. Gdy się odsunął w jego oczach świeciły iskierki satysfakcji. Jego usta zaczęły się poruszać i mogłam z nich odczytać '29 dni'. - Słodko wyglądasz w mojej koszulce. - powiedział to tak głośno by kobieta siedząca przed nami mogła nas idealnie usłyszeć. Przewróciłam oczami, od razu czując konsekwencje tego czynu. Na moich nadgarstkach zacisnęły się palce Justina. Pattie nie mogła tego zobaczyć, gdyż wyspa kuchenna była za wysoka. Wykrzywiłam twarz w grymasie, by po chwili wstąpiło na niej ulga, po przez puszczenie moich nadgarstków.
- Smacznego - skwitował Bieber, kładąc przede mną talerz parującej jajecznicy. Oblizałam usta i zaczęłam powoli zajadać się ciepłym posiłkiem. Pattie w tym samym czasie rozmawiała z Justinem na temat zdrowia Brandona. W jego czekoladowych oczach, nadal można było dostrzec poczucie winy. Aż na ten widok nie chciało mi się już jeść, lecz ta jajecznica była tak dobra że szkoda by było ją wyrzucić. Mama Justina po jakimś czasie wyszła z kuchni, pod pretekstem 'wyprasowania ubrań'. Wstałam od stołu, by móc włożyć brudny talerz do zmywarki. Justin także skierował się do wyjścia z kuchni, lecz nie mogłoby się to obyć bez jego komentarza.
- Niedługo przede mną będziesz się tak wypinać. - mruknął okiem i zniknął za białymi ścianami salonu. Mruknęłam pod nosem ciche 'Możesz sobie pomarzyć' i także miałam zamiar wyjść z kuchni, gdy ponownie przeszkodził mi dźwięk głosu Eminema. Telefon Biebera. Mam jakieś Deja Vu. Czy on ma kurwa jakąś manie zostawiania telefonu gdzie popadnie, czy jak? Spojrzałam na wyświetlacz na którym tym razem widniał napis 'Cris'. Nie zastanawiając się, szybko odebrałam telefon. W drzwiach pojawił się Justin, najwyraźniej przywołany dzwonkiem swojego telefonu.
- Czemu kurwa odb... - chciał już dokończyć, ale pokazałam ruchem ręki by się zamknął. Coś czułam że to nie będzie dobra wiadomości od Crisa.
- Halo? -
- Ariel! Kurwa, czemu ty zawsze odbierasz telefon Justina ? - mruknął poddenerwowany Cris. Chciałam już mu coś odpowiedzieć, gdy w tle usłyszałam ryk silnika i krzyczącego Travisa.
- Nie mamy teraz na to kurwa czasu Cris! - usłyszałam ciche mruknięcie 'sorry' z ust Crisa i ponownie czekałam na dalszy bieg rozmowy.
- Co się dzieje? - spytałam lekko zdziwiona i także poddenerwowana. 
- Szybko jedźcie po Brandona. NATYCHMIAST! - ryknął przez telefon, przez co musiałam go lekko oddalić od mojego ucha. Justin patrzył się to na mnie to na telefon, nie rozumiejąc z tej rozmowy nic, tak samo jak ja.
- Ale co się stało? O co chodzi? - warknęłam zdekoncentrowana.
- Czy jak ostatnio byliśmy w klubie to nie groziłaś jakiemuś członkowi z Dert Devil? - mruknął.
- Nie...Czekaj, tak. Miał tatuaż na ręce. Różę owiniętą wokół broni. - powiedziałam. Starając się jakoś poskładać wszystko do kupy.
- Jaka ty jesteś głupia. Nie można grozić nikomu z Dert Devil. A zwłaszcza synowi lidera tego gangu. Chłopak był cały przerażony i prawie co go samochód nie przejechał. - warknął rozwścieczony. Nadal nie mogłam poskładać nic do kupy.
- I co w związku z tym? - starałam przybliżyć sobie moją błyskotliwość.
- Kurwa mać! Zajebie ci kiedyś! Natychmiast macie jechać po Brandona! - ryknął. Słyszałam cały czas jego przyspieszony oddech. Czemu w IPhone jest wyciszany lekko dźwięk przy rozmowie? Może Bieber by usłyszał kawałek i sam by się domyślił o co chodzi, bo ja nadal mam pustkę w głowie.
- Ale dlaczego? -
- Ludzie z Dert Devil chcą porwać ze szpitala Brandona i go zabić! - ryknął. Po twarzy Justina mogłam zobaczyć że to ostatnie zdanie musiał usłyszeć.

*^*
Starałam się napisać jak najwięcej i mam nadzieję że mi się udało. Także mam nadzieje że wam się spodoba rozdział? ♥

środa, 27 listopada 2013

Rozdział 15

Siedzimy tu już długi czas, gdyż powoli czuje jak szumi mi w głowie i to nie tylko od muzyki. Po 3 drinkach straciłam rachubę czasu. Też można się domyśleć że siedzimy tu już przez dłuższy czas gdyż Cris znalazł sobie 4 panienkę do pieprzenia. Ughh...obrzydliwe. A jak już wspominamy o obrzydlistwie. Jakiś czas temu Bieber znalazł sobie jakaś panienkę, patrzy się na mnie jakby normalnie chciała mnie zabić wzrokiem. Gdy spoglądam na przeciw siebie by zobaczyć czy jest duży tłum na parkiecie, widzę ich oboje jak się obściskują, siedzą centralnie przede mną, na przeciwnej sofie. Kiedy ta lafirynda widzi że patrzę się w ich stronę, czyli również w stronę ludzi, zaczyna się z nim lizać kątem oka spoglądając na mnie. Chyba myślała że będę zazdrosna. Ups, jej błąd. Czuje jedynie obrzydzenie i satysfakcję z tego że jutro Justin nic nie będzie pamiętał z dzisiejszej nocy. Jestem pewna że jeszcze dzisiaj razem pójdą do club'owej łazienki. Nick i Travis zniknęli od razu kiedy tylko się pojawili. Przyznałam się przed samą sobą że gdy chodziłam do łazienki sprawdzałam po kątach czy przypadkiem w żadnym z nich nie stoi Lux. Lecz zawsze był zawód. Wzięłam do ręki przezroczystą szklankę, przełożyłam ją do ust i wypiłam do dna. Od razu poczułam piekący smak wódki w gardle. Odłożyłam ją z powrotem na stolik po czym podniosłam moje ciało z sofy i skierowałam się do baru, gdy przechodziłam obok Jusa i tej pizdy, poczułam na sobie wzrok Biebera, albo raczej na moim tyłku. Spojrzałam przez ramię w ich stronę i dostrzegłam te karmelowe tęczówki, w których teraz kryło się pożądanie, na jego ustach widniał ten chamski uśmieszek mówiący 'I tak będziesz moja'. Lecz został szybko zakryty przez obślizgłe usta tej blondynki. Ten dupek dostałby od razu niezły opieprz ode mnie za to że bezkarnie patrzy się na mój tyłek. Ale kiedy zobaczyłam tą niewyobrażalną zazdrość w oczach tej dziewczyny, zmieniłam zdanie. Niech się wkurwia że to ja podniecam jej chłoptasia jednym spojrzeniem, a nie ona...
- Kamikadze raz - powiedziałam z podwyższonym tonem głosu by przekrzyczeć muzykę. Barman uśmiechnął się zalotnie, ale olałam to i usiadłam na hokerze. Już po chwili niebieski napój w kieliszku stał obok mnie. Podniosłam go do ust, lecz napicie się go przeszkodziła mi czyjaś ręka na moim prawym udzie i urywany ciepły podmuch o zapachu alkoholu w szyję. Gdy jego ręka zaczęła sunąć w górę, poczułam lekki zapach męskich perfum i nie był to żaden z tych którego używają chłopaki.
- Jeśli za chwile nie weźmiesz tej protezy to ją odstrzelę - syknęłam, przechylając kieliszek, dzięki czemu ponownie tego wieczora poczułam lekkie pieczenie w gardle.
- Zadziorna jesteś skarbie -szepnął mi do ucha. Powiew z jego ust sprawiał że miałam zamiar za chwilę wstać i zwrócić całą zawartość mojego żołądka w damskiej łazience. Zaczął ponownie sunąć ręką w górę. Od razu ją zatrzymał gdy poczuł metalowy przedmiot zaczepiony na specjalnej gumce. Uśmiechnęłam się z satysfakcją. Zaczął się trząść. Zanim chłopaki pozwolili mi wejść głębiej do club'u, dali mi pistolet i uprzedzili że mam go tylko używać w nagłych wypadkach. Odwróciłam się w stronę całkiem przystojnego mężczyzny. Miał lekko kruczoczarne włosy, brązowe oczy i jeden charakterystyczny tatuaż na ręku który przedstawiał różę owiniętą wokół broni. Członek 'Dert Devil'.
- Kogo my tu mamy. Dert Devil'a. - zaśmiałam się zauważając że chłopak zaczyna się strasznie trząść. Boi się dziewczyny. No to się zabawimy. - Powiem ci coś skarbie. - powiedziałam akceptując słowo 'skarbie', tak jak on wcześniej mnie nazwał. Widziałam w jego oczach strach. Przed chwilą mógł mnie normalnie zgwałcić wzrokiem, a teraz stoi przede mną jak na szpilkach i boi się odezwać. Wstałam i przysunęłam się do niego, by moje usta były na wysokości jego ucha. - Spierdalaj. - szepnęłam i przyjechałam nosem po jego policzku i powróciłam na wcześniejsze miejsce. - Jeszcze jedno Kamikadze – krzyknęłam do barmana, posyłając mu uroczy uśmiech by szybciej dostać alkohol. Już po chwili niebieska substancja stała obok mnie. Odwróciłam się za siebie by zobaczyć czy ten chłopak nadal tam stoi, uśmiechnęłam się z satysfakcją gdy go nie zauważyłam. Podniosłam kieliszek do góry, przechyliłam i wypiłam całą zawartość do dna. Wstałam z hokera i skierowałam się tanecznym ruchem na parkiet. Gdy przechodziłam obok niektórych mężczyzn, widziałam jak gwałcą moje ciało wzrokiem. Nie znam się na muzyce więc nie powiem jaka piosenka teraz leciała. Zaczęłam tańczyć, całe moje ciało odżyło. Przetańczyłam z kilka piosenek i nawet jedną z nich z Nick'iem. Czułam jak nogi zaczynają mnie boleć i zmuszają mnie do tego abym w końcu usiadła. Przechodziłam akurat obok Justina i tej pindy. Tańczyli, chociaż tak szczerze mówiąc tego nie da się nazwać tańcem. To wyglądało jakby mieli się za chwilę zgwałcić na środku parkietu. Poczułam ostry ból w nodze. Spojrzałam na osobę która nie długo będzie leżeć na ziemi cała we krwi i jakoś się nie zdziwiłam że była to laska Biebera.
- Masz kurwa jakiś problem? - warknęłam i wyprostowałam się zaciskając pięści.
- Tak, Ciebie. - pisnęłam tym swoim wkurwiającym głosikiem. Każdy zaczął się na nas patrzeć włącznie z chłopakami i Bieberem, a muzyka jakby nagle ucichła. Kurwa, trzymajcie mnie. Za chwilę jej przyjebie. Widziałam jak Cris stara się przecisnąć przez tłum ludzi i zatrzymać mnie, żebym jej nic nie zrobiła. Byłam na skraju wytrzymania.
- To zabierz swój trzydrzwiowo-plastikowy tyłek i wypierdalaj. - widziałam w jego oczach łzy i wściekłość. I o to mi chodziło. Nick stał za mną, ale mogłam usłyszeć jego charakterystyczny chichot, spowodowany moją odpowiedzią.
- Przynajmniej moje uda się nie stykają. - zaśmiała się tym swoim przesłodzonym głosikiem. Myślała najwyraźniej że przez jej ripostę rzucę się z płaczem do wyjścia. Jej błąd. Wkurwiła mnie. To teraz się inaczej zabawimy.
- Jakoś nie przeszkadzało to twojemu chłoptasiowi gdy był pomiędzy nimi. - uśmiechnęłam się z satysfakcją, spoglądając wzrokiem na oszołomionego Biebera. Nick widząc ściekające łzy z policzków tej laski mruknął do mnie za plecami 'dobra robota'. Plastik spojrzał na Justina wzrokiem obrzydzenia, podeszła do niego i wymierzyła siarczystego plaskacza w policzek. Cris widząc złość emanując z chłopaka, szybko do niego podbiegł i odwrócił w swoją stronę mówiąc coś do niego. Z jego ust mogłam tylko wyczytać dwa słowa 'Nie warto'. Dziewczyna widząc że Justin chciał coś jej powiedzieć, co pewnie byłoby dla niej mega upokarzające, skierowała swoje nogi w mini w moją stronę. Widziałam po jej ruchach ciała jak stała naprzeciwko mnie, że mi również chciała wymierzyć liścia. Lecz zanim jej ręka dotknęła mojego policzka, zdążyłam złapać ją, wbić swoje paznokcie i wykręcić za jej plecy, przez co miała skoordynowane ruchy. Patrzyła na mnie z nienawiścią, tak samo jak ja na nią. Ludzie cały czas patrzyli się na nas. Nie wzywali policji, gdyż prawie wszyscy którzy znajdowali się w tym clubie, byli w jakimś gangu. Szef tego lokalu, również był zaprzyjaźnionym moim znajomym, który kiedyś pomógł mi namierzyć jednego gościa. Wolną ręką wyjęłam pistolet spod gumki spodenek i przyłożyłam go do jej lewej nerki. Była odwrócona do mnie tyłem, jej prawą rękę cały czas trzymałam za jej plecami. Czułam że zaczęła się jeszcze bardziej trząść, gdy poczuła spluwę, przy jej plecach. Przybliżyłam usta do jej ucha by tylko ona mogła mnie usłyszeć.
- Grzecznie podejdziesz do Justina, przeprosisz go i wyjdziesz stąd bez zbędnej szopki. I żebym cię już nigdy nie widziała na oczy. Inaczej już nie będzie tak miło. - mruknęłam z jadem w głosie. Schowałam pistolet i puściłam jej rękę, czekając aż wypełni przeze mnie wydane zadanie. Podeszła do Justina, który wyglądał jakby już ochłonął, lecz nadal miał zaciśniętą szczękę, gdzie na policzku miał czerwony ślad po uderzeniu. Powiedziała do niego to co chciałam, gdyż widziałam w oczach chłopaka zdumienie, takie same jakie też miał Cris. Skierowała się następnie po swoją torebkę i wyszła z clubu. Ludzie patrzyli na mnie z niedowierzaniem. Uśmiechnęłam się z satysfakcją i odeszłam do naszego stolika, zabrałam także swoją torebkę i także skierowałam się do wyjścia, a za mną nadal zszokowani chłopcy. Justin odblokował kluczykiem samochód, dzięki czemu mogłam wejść do środka. Nick także, a później Justin. Widziałam jak Travis z Crisem idą do swojego BMW. Przez całą powrotną drogę do domu siedzieliśmy cicho, było tylko słychać głos prowadzącego w radiu. Chłopaki byli pierwsi, więc brama wjazdowa była już otwarta. Justin wjechał do garażu, zamykając za nami bramę. Wyszłam z R8 i skierowałam jedną i drugą nogę w stronę drzwi wejściowych do domu. Zdjęłam buty i małymi krokami weszłam do kuchni. Czułam ból w nogach po dzisiejszych tańcach. Chłopaki weszli do kuchni i usadowili się na stołkach przy wysepce kuchennej.
- Ktoś jest głodny? - spytałam grzecznie. Zasady dobrego wychowania znałam, więc się spytałam. Chociaż szczerze mówiąc czekałam na odpowiedź 'nie'.  Spojrzałam na każdego z osobna przez jakiś czas. Widziałam że dziwnie się na mnie patrzą. Szczerze? Nie wiem o co im chodzi. Może o tą calą sytuację w clubie, lub to że grzecznie się spytałam czy chcą coś zjeść.
- Co? - nie mogłam wytrzymać ich przeszywającego wzroku, spoczywającego na mojej osobie. Widziałam że każdy z nich nie chciał zadać pytania, ale nie widziałam żeby chociażby sie bali.
- Co ty powiedziałaś Tiffany? - wkońcu zabrał glos Justin. Spojrzałam na niego nie wiedząc o kogo chodzi. Po chwili nad moją glową pojawiła się żaróweczka. Pewnie chodzi o tą blondynke. Popatrzyłam ponownie na nich. Odwrociłam sie tyłem, nogi same poprowadziły mnie do lodówki.
- Miała podejść do Justina, i przeprosić za to ze go uderzyła. Nastepnie wyjść z clubu bez żadnej szopki. I dodałam jeszcze coś od siebie czego nie musicie wiedzieć. - wytłumaczyłam otwierając zamrażalke i wyjmując opakowanie kilku kostek lodu.- Cris, czemu powstrzymałeś Biebera, przed tym żeby jej nie uderzył? Zajebista zabawa by była. - powiedziałam śmiejąc się pod nosem. Odwrociłam się, spoglądając na mojego brata. Przewrocił oczami, przez co mnie wkurzył. Wziełam jedna kostkę lodu i rzuciłam w nią w Cris'a, lecz nie trafiłam, bo zdarzył się schylić.- Nie przewracaj na mnie oczami. - warknełam, chowając resztę kostek do ścierki, żeby nie roztopiły sie za szybko. Chłopaki mieli rozbawienie wypisane na twarzy. Podeszłam do Justina, który patrzył na mój każdy ruch, ale nie czułam się skrępowana.Widać było że był ciekaw moich poczynań. Podniosłam ściereczkę z lodem i przyłożyłam ją do czerwonego policzka chłopaka. Zdziwił się. Odłożył swój telefon na blat, gdyż najwyraźniej przeszkadzało mu przy podtrzymywaniu ściereczki. Skinał lekko głową z podziękowaniem. Uśmiechnełam się z satysfakcją.
 - Wiem do czego jest zdolny Justin. Więc wolałem nie ryzykować kolejnym trupem na imprezie. Po ostatnim incydencie, policja węszyła w naszym domu w poszukiwaniu narzędzia zbrodni. Ale nic nie znalazła, gdyż zdąrzyliśmy wszystko schować do kryjówki w piwnicy. - wytlumaczył Cris. Skinęłam głową ze zrozumieniem i usiadłam na wysepce kuchennej.
- Chodź, pogramy na konsoli. -  Travis skierował te słowa do Nicka, by po chwili już wyjść z kuchni.
- Idę się wykąpać. - oznajmił Cris i poklepał po plecach Justina, dodając mu otuchy. Gdy Cris wyszedł z kuchni, wyjęłam szklankę z szafki i nalałam sobie pomarańczowego soku.
 - Czemu jesteś dzisiaj taka miła? - spytał zaciekawiony Justin, podchodząc do mnie, opierając się dwoma rękoma po moich bokach i odkładając lód. W jego oczach tanczyły iskierki ciekawości. Wzięłam lód z jego reki i przyłożyłam ponownie do jego już mniej czerwonego policzka. Przez moment siedziałam cicho ale w końcu odważyłam się odpowiedzieć na jego pytanie.
- A czemu miałabym być nie miła? Przyznam, dzisiaj mnie wkurwiłeś tym że nie powiedziałeś mi prawdy że chcesz powiedzieć Pattie ze nie jestem twoją koleżanką, a nawet nie, znajomą, tylko że jestem twoją dziewczyną. Ale poźniej wytłumaczyłeś mi czemu tak postąpiłeś. Ty byłeś dzisiaj dla mnie miły, no prawie. I ja także starałam sie być dla ciebie miła. Znam zasady sawuar vivru. - odpowiedziałam. Widziałam po jego minie że nie spodziewał się takiej odpowiedzi.
- A co z Tiffany? - spytał nadal ciekawy.
- A co miało być?  Ta laska mnie wkurwiła. Za każdym razem kiedy patrzyłam w waszą stronę ona obściskiwała się z tobą. Prawie cię połykając. - odpowiedziałam wzruszając ramionami.
- Zazdrosna? - zapytał uwodzicielskim tonem głosu i poruszył śmiesznie brwiami. Zaśmialam się z jego czynu i odpowiedziałam na zadane przez niego pytanie.
- Chyba śnisz Bieber. - zdjęłam z jego policzka już stopiony lód. Po czym wytarłam kropelki wody ręką, by policzek nie był mokry.
- Jedynie o czym śnie to o twoim ciele wijącym się pode mną i twoj głos krzyczący moję imie. - szepnał przysuwając się bliżej. Popatrzyłam na niego spod byka i odepchnełam jego klatkę piersiową, przez co sie zachwiał i odsunał. Zeskoczyłam z blatu i odwróciłam w jego stronę.
- Marzenia są piękne Bieber. - odpowiedziałam podnosząc szklankę.
- Miesiąc. - powiedział i zawiacko się do mnie uśmiechnał. Zmarszczyłam brwi i lekko przechyliłam glową nie wiedząc o co chodzi.
- Co Miesiąc? - spytałam, przykładając usta do szklanki i popijąc sok.
- W ciagu Miesiąca sprawię że zakochasz się we mnie. - odpowiedział. Wyplułam wcześniej pity sok i już po chwili było slychać mój śmiech w kuchni. Spojrzałam z rozbawieniem na naburmuszonego Justina. Był mokry na twarzy i miał plamy po pomarańczowym soku na bluzcę. Oplułam Justina sokiem.
- Ja się nigdy nie zakochuje. Prędzej to ja sprawię że się we mnie zakochasz. - stwierdziłam, wycierając kciukiem łzy, które zebrały się w kącikach oczu, przez mój wcześniejszy napad śmiechu.
- Kiedyś musi być ten pierwszy raz - odpowiedział Bieber, wycierąjac z twarzy pomarańczową substancję. - Zakład? Jeśli ty się we mnie pierwsza zakochasz. To... Hm... Przez tydzień jesteś cała moja i mogę robić z tobą co chcę. Bez twojego marudzenia. A jeśli to ja się pierwszy zakocham. Co jest nie możliwe - podkreślił. - To... Hmm... -
- To ty robisz co ja chce przez cały tydzień i kupisz Pattie wyjazd do Spa na tydzień. - przerwałam mu, uśmiechając się zawiacko. Popatrzyliśmy na siebie i w tym samym czasie odpowiedzieliśmy.
- Zakład. - Justin uśmiechnął się trumfalnie i podszedł do mnie na niebezpieczną odleglość. Pocalował w policzek i szepnął:
- Zaraz wracam. Idę się wykąpać z pomarańczowego soku. I dziękuje za ochronę mojego policzka. - po tych słowach wyszedł jak gdyby nigdy nic zostawiając mnie w szoku. Odłożyłam szklankę do zmywarki i skierowałm się do wyjścia z kuchni. Już miałam zgaszać światła ale przeszkodziła mi melodia z telefonu. Była to piosenka Eminema. Co oznaczało że na pewno dzownił telefon Biebera. Stawiałam jedną nogę za drugą by dojść do jego urządzenia i go wyciszyć. Lecz gdy zobaczyłam na ekranie napis 'Mama'. Nacisnęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam czarno-metalowe urządzenie do ucha.
- Halo? - spytałam grzecznym tonem.
- ARIEL! - uslyszałam krzyk Pattie i w tle dzwięki sygnału karetki. Szerzej otworzyłam oczy. - Brandon... On... Omdlenie... N-nie wiem... - zdołałam wyłapać tylko poniektóre słowa, gdyż przeszkadzał mi w tym płacz Pattie.
- Pattie. Spokojnie. Wdech i wydech. - gdy uslyszałam że wciągneła powietrze i powoli wypuściła, zabrałam ponownie głos. - Co sie stało? O co chodzi? - starałam się brzmieć spokojnie, by nie narazić Pattie znow na atak płaczu. Po jakimś czasie usłyszałam zdanie które zmroziło mi krew w żyłach.
.- Brandon jest w szpitalu. -
^*^*^
Rozumiem jesli bedziecie wkurzeni na mnie lecz nie mogłam wstawić rozdziału bo zasłabłam. Zostałam karetką przywieziona do szpitala. Dzisiaj wróciłam. Jeszcze raz bardzo przepraszam i mam nadzieje że rozdział wam się spodoba. :)

czwartek, 21 listopada 2013

UWAGA!

Od razu mówię że nie chcę usunąć blog.
Musiałam zawiesić blogu gdyż miałam problemy rodzinn.
A do tego byłam w szpitalu,  bo lekarz myślał że mam tarczyce.  
Więc musiałam pojechać na kilka dni do szpitala, za co was bardzo mocno Przepraszam.
Od razu mówię że rozdział powinien pojawić się w Poniedziałek,  jeśli oczywiście ktoś ten blog jeszcze czyta. Bardzo chcę was jeszcze raz przeprosić. ♥

czwartek, 31 października 2013

Rozdział 14

* Ariel PoV *
Czułam jak cała krew we mnie buzuję. Jak wszystkie żyły we mnie pulsują, a serce zaraz miało wyskoczyć z klatki piersiowej. Każdy pewnie by się teraz zastanawiał czemu jestem tak wkurwiona, ale nikt nie wie jak to jest gdy każda napotkana osoba mówi to samo zdanie, które jest stekiem wysannych z palca bzdur. "One nie żyją", "Zamordowali je", Weź się ogarnij Ariel, one teraz leżą 6 stóp pod ziemią". Jedynie co to Ashton spytał się mnie jeszcze jak się czuje, ale i tak później powtarzał to samo co chłopaki. Nadal byłam wkurwiona na nich że nie pozwolili mi się wyżyć. Wtedy gdy weszłam do ich siłowni, chciałam się wyżyć na tych wszystkich przedmiotach, założyłam rękawice bokserskie i zaczęłam napierdalać w worek treningowy, lecz po jakimś czasie poczułam na moich policzkach słoną ciecz. Płakałam. Zdjęłam rękawice i rzuciłam je gdzieś w kąt. Otworzyłam pierwszą lepszą szafkę i wyjęłam stamtąd 5 noży. Stanęłam z 4 metry od plastikowego manekina i zaczęłam po kolei rzucać celując w głowę i serce. Chciałam się już zamachnąć do ostatniego rzutu, lecz wystraszył mnie dźwięk otwieranych drzwi, zamiast rzucić do przodu, nóż wyleciał do tyłu. Usłyszałam lekki huk, co oznaczało że albo osoba leży na podłodze i się wykrwawia, albo w drzwi wbił się nóż. Byłam na wyczerpaniu, lecz nie mogłam się poddać. Zaczęłam gorączkowo otwierać szafki, w poszukiwaniu następnych noży. Przeszkodziło mi to że zostałam przygwożdżona do ziemi. Spojrzałam na osobą, przez którą będę mieć dużego siniaka na plecach i dostrzegłam Justina. Na jego policzku były krople krwi, które zaczęły powoli skapywać na podłogę. Zaczęłam się wiercić i kopać, lecz od razu poczułam jak kilka nowych osób przytrzymywało mi ręce i nogi, słyszałam tylko ich stłumione głosy.
Siedziałam aktualnie w swoim pokoju na parapecie. Przyglądałam się beztroskim ludziom, chodzili jak gdyby nigdy nic z małymi dziećmi na rękach, niewiedząc o tym że w domu obok mieszka niebezpieczny gang. W każdej chwili może ich wszystkich powystrzelać jak dmuchane kaczki. Ludzie jednak to idioci. Kurwa, zwariuje w tym domu jak będę tutaj tak siedzieć. Chcę się w końcu wyszaleć i zapomnieć o tych wszystkich jebanych problemach chociaż na jeden wieczór. Może uda mi się namówić chłopaków żebym poszła do jakiegoś clubu. Pewnie się zastanawiacie czemu się pytam Cris'a o pozwolenie chociaż skończone mam 18 lat? Ale chodzi o to że po prostu mieszkam pod chłopaków dachem i dlatego muszę się pytać . Może i zabijam ludzi i niektórzy uważają mnie za sukę, ale znam dobre maniery. Zeskoczyłam z parapetu, dotykając bosymi stopami panelowej podłogi, zbiegłam na dół. Weszłam do kuchni, otworzyłam lodówkę, wyjęłam z niej truskawki i chciałam powrócić do mojego pokoju lecz usłyszałam rozmowę chłopaków. Stanęłam przy ścianie i zaczęłam się wsłuchiwać w ich głosy, przeżuwając cały czas czerwony owoc.
- Kurwa, przecież nikogo w tak krótkim czasie nie znajdziemy. - syknął Travis. Szczerze? Już mnie to zaciekawiło.
- Gdyby on był gejem byłoby o wiele lepiej. - mruknął pod nosem Cris. Przytrzymałam mocniej miskę i weszłam do salonu przełykając kawałek truskawki.
- Kto byłby gejem? - spytałam. Wszystkie pary oczy skierowały się na mnie.
- Mama cie nie nauczyła że się nie podsłuchuje? - spytał sarkastycznie Nick, opierając się o fotel. Może myślał że za sprawą 'Matki' coś mnie w sercu zaboli, ale przykro mi, NIE. Nie zabolało.
- Mama cię nie nauczyła że jak coś chcę się ukryć to mówi się o jeden ton ciszej. - odpysknęłam siadając obok mojego brata. Nick przewrócił oczami, a na mojej twarzy wstąpił malutki uśmieszek. Wygrałam. Spojrzałam na Crisa który miał strasznie dziwną minę. On coś kombinuje.
- Chłopaki, może Ari? - Spytał rzucając wzrok na każdego z nich.
- Ale o co chodzi? - spytałam zaciekawiona.
- Jak ty to sobie wyobrażasz? - mruknął Travis.
- Pojechalibyśmy na ten bal, Ari udawałaby z Justinem zakochaną parę. Gdy któreś z nich zauważyłoby Scotta, odchodzi. Jeśli Justin zauważy go pierwszy odchodzi, jeśli Ari, idzie do niego i zaczyna flirtować i robić te wszystkie inne babskie rzeczy żeby przyciągnąć mężczyznę. Inaczej mówiąc uwodzi go. - wytłumaczył Cris, zamierając mi z rąk miskę z truskawkami. Patrzyłam się na niego jakby był kurwa jakimś jebanym kosmitą.
- Ona nawet by kota nie uwiodła. - zaśmiał się gardłowo Justin.
- Nie?- spytałam z kpiną. No to kurwa patrz, pomyślałam. Wstałam z fotela i podeszłam do niego seksownym ruchem.Widziałam jak jego źrenicę się powiększają w szoku. Cris cicho śmiał się pod nosem, a reszta chłopaków patrzyła na dalszy ciąg wydarzeń. Usiadłam mu (Justin'owi)okrakiem na kolana, a jego ręce automatycznie znalazły się na moich udach. Gdy zaczął je lekko masować, moje kąciki ust uniosły się ku górze. Schyliłam się tak, by moje ciało było bliżej jego. Przejechałam nosem po jego policzku zatrzymując się przy jego uchu.
- Jesteś mój. - szepnęłam uwodzicielsko, by następnie przegryźć lekko jego płatek. Poczułam jak ręcę Justina mocniej ściskają moje uda, a jego erekcja się podnosi. Upss... ktoś strasznie szybko się podnieca. Zaśmiałam się w duchu. Schyliłam się jeszcze bardziej i złożyłam krótki pocałunek na rozgrzanej szyi chłopaka. Cicho jęknął przy moim uchu. Ponownie zrobiłam to same, a jego erekcja zaczęłam się jeszcze bardziej podnosić. Gdy poczułam że jego spodnie za chwilkę pękną, zassałam skórę przy jego obojczyku, lekko podgryzłam, dzięki czemu usłyszałam następny jęk Justina. Gdy wiedziałam że moje dzieło jest gotowe, podmuchałam na to miejsce i pocałowałam. Uniosłam lekko głowę, by moje usta były na wysokości jego ucha i mruknęłam cichym ale bardzo seksownym głosem.
- Jednak cię uwiodłam, kotku. - szybko wstałam z jego kolan i usiadłam jak gdyby nigdy nic ponownie przy Cris'ie. Spojrzałam na każdego widziałam że ledwo wytrzymywali ze śmiechu. Tylko Justin patrzył zdezorientowany na mnie.
- Justin. Spodnie ci za chwilę pękną. - zaśmiałam się po czym pokazałam palcem na jego spodnie, które już ledwo wytrzymywały. Spojrzał na swoje spodnie i cicho przeklną pod nosem. Zaśmiałam się z mojego wyczynu, lecz on jeszcze nie zauważył tej pięknej malinki którą mu zrobiłam. Bieber spojrzał na mnie wściekłym wzrokiem, gdyby wzrok umiał zabijać dawno bym już tu leżała. Wstał z sofy i szybko wyszedł z tego pokoju, kierując się pewnie do łazienki. Spojrzałam na chłopaków, którzy teraz patrzyli na mnie. Minęło kilka sekund, po czym wszyscy razem zwijaliśmy się ze śmiechu. Nick po jakimś czasie wstał i podszedł do mnie. Popatrzyłam na niego dziwnym wzrokiem, gdyż nie wiedziałam o co ci chodzi. Nastawił rękę jak do męskiej tak zwanej 'piątki'.
- Zwracam ci honor. To było genialne. - zaśmiał się. Uśmiechnęłam się z wdzięcznością, po czym przybiłam z nim męską piątkę. Oglądaliśmy przez jakiś czas jakiś program, gdy przypomniało mi się że miałam się spytać Cris'a na temat tego clubu, lecz przeszkodził mi kogoś krzyk, albo raczej darcie mordy.
- ARIEEEEL! - usłyszałem ten charakterystyczny krzyk Justina. Zaśmiałam się pod nosem, musiał pewnie odkryć tą malinkę. Chłopaki najwyraźniej też ogarnęli o co chodzi bo zaczęli się także śmiać.
- Cris. - zawołałam go przeciągając samogłoskę 'i'. Gdy odwrócił wzrok od telewizora i spojrzałam na mnie wiedziałam że zaczął mnie słuchać. - Mogę iść do clubu? - spytałam z nadzieją. Mój brat myślał nad tym jakiś czas, ale po chwili kiwnął głową że się zgadza. Uśmiechnęłam się do niego z wdzięcznością i wstałam z sofy, kierując się w stronę schodów.
- Ale wszyscy razem idziemy. - oznajmił mi i chamsko się uśmiechnął. Jeśli to jedyny sposób na to żebym mogła pojechać do clubu to muszę się zgodzić.
- Dobra. - sapnęłam i wbiegłam na górę. Miałam zamiar już otworzyć drzwi, ale zostałam do nich przygwożdżona. Syknęłam z bólu, gdyż cały czas bolały mnie plecy po ostatnim wybryku chłopaków, jak przygważdżali mnie do ziemi. Spojrzałam w górę i dostrzegłam te karmelowe tęczówki które patrzyły się na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Jeszcze raz kurwa spróbujesz takich wybryków to przysięgam a cię zabije. I nie będę patrzeć na to że jesteś siostrą Cris'a. - syknął przez zęby i zaczął się niebezpiecznie zbliżać do mojej szyi. Starałam się cofnąć jeszcze bardziej do tyłu, lecz poczułam jak klamka zaczyna mi się wbijać w żebra. Nagle nad moją głową pojawiła się zielona lampeczka, mam pomysł.. Gdy Justin dotykał nosem mój obojczyk, nacisnęłam łokciem klamkę i szybko weszłam do środka, zamykając mu przed nosem drzwi i przekręcając kluczyk.
- Suka. - warknął za drzwiami Justin. Zaśmiałam się i wykrzyknąłem najgłośniej jak umiałam.
- NAWZAJEM, CHUJU! - uśmiechnęłam się sama do siebie, lecz tak szybko jak się pojawił to zniknął. Justin uderzył pięścią w drzwi i zaczął się dobijać.
- Zabiję cię kurwa, rozumiesz? - syknął przez zęby.
- Jak sobie życzysz, skarbie.- zażartowałam i skierowałam się w stronę szafy. Wybrałam rozkloczowaną spódnicę miętową do tego czarny gorset z ćwiekami i czarne szpilki. Wzięłam szybko ręcznik i balsam do ciała i skierowałam się do łazienki. Rozebrałam się do naga i szybko wskoczyłam do kabiny, po czym odkręciłam kurek i polałam ciepłą wodą po całym cielę. Rozkoszowałam się wolną chwilę, z głową skierowaną do góry do promienia wody. Wzięłam kokosowy płyn i polałam trochę po włosach i szybko rozmasowałam. Po dokładnym umyciu włosów i ciała, wyszłam spod kabiny prysznicowej i wytarłam się ręcznikiem, po czym wysuszyłam włosy i zakręciłam je lekko lokownicą. Uśmiechnęłam się z efektu. Założyłam wybrany wcześniej strój i popsikałam się ulubionymi perfumami. Wzięłam malutką kopertówkę i schowałam tam tylko błyszczyk i portfel, gdyż chłopaki nadal nie oddali mi telefonu. Sapnęłam cicho, wzięłam w rękę szpilki, a w drugą wcześniejszą kopertówkę i zbiegłam na dół. Chłopaki siedzieli ubrani w salonie. Przyznam ,byli w tych ubraniach bardzo przystojni. Założyłam szpilki i weszłam głębiej do salonu. Spojrzałam na chłopaków i zobaczyłam że wszyscy mieli otwarte buzie z wrażenia.
- Chłopaki, ślinicie się. - zażartowałam i skierowałam się do wyjścia przed dom, chłopaki szli krok w krok za mną. Justin wziął kluczyki od samochodu i skierował się do garażu, a wszyscy włącznie ze mną za nim. Bieber wyjechał swoim czarnym Audi R8.
- Ty, Justin i Nick jedziecie tym samochodem. My pojedziemy o tamtym. - skinął Cris, pokazując na początku na Audi, a potem na BMW Z4. Nic nie odpowiedziałam tylko od razu skierowałam się do środka R8. Otworzyłam sobie drzwi pasażera i weszłam do siebie. Jestem pewna że Nick ani Justin by mi nie otworzyli drzwi, jak na gentelmena przystało. Ahh... marzenia. Usiadłam wygodnie w fotelu i czekałam aż chłopaki wejdą w końcu do środka. Minęło trochę czasu zanim mogliśmy wyjechać z podwórka. Przez całą drogą siedzieliśmy cicho, było tylko słychać grające radio, które zaczynało mnie już powoli wkurwiać. Podniosłam rękę i chciałam przełączyć na inną stację radiową, lecz zatrzymał mnie głos Bieber'a.
- Nie dotykaj mojego radia. - syknął ale wciąż patrzył się na drogę. Nawet na mnie nie spojrzał. Ugg...mam go w dupie. Przycisnęłam guzik i zaczęłam wsłuchiwać się w głos Emblem3, kiedy ponownie usłyszałam głos Chris'a Brown'a. Mruknęłam pod nosem i znowu przycisnęłam guzik na piosenkę Emblem3. Byłam pewna że Justin zacisnął już szczękę ze złości, odwróciłam wzrok w jego stronę i tak też było, dzięki czemu na mojej twarzy pojawił się triumfalny uśmieszek. Słyszałam jak Nick z tyłu zaczyna cicho chichotać pod nosem. Justin już lekko wkurwiony ponownie przycisnął wcześniejszy guzik gdzie teraz leciał akurat Eminem. Szczerze? Bardzo lubię Eminema i chętnie bym go posłuchała, ale ja się tak szybko nie poddaje. Znowu nacisnęłam dotykowy panel sterowania radiem i w moich uszach zagościł przyjemny głos Justin'a Timberlake'a. Wystukiwałam rytm na półce rozdzielczej i cicho podśpiewywałam pod nosem.
- Słoń ci nadepnął na ucho? - spytał z kpinną Bieber. Przewróciłam wzorkiem i skierowałam głowę w jego stronę.
- Nie, po prostu ciebie udaję. - odpysknęłam. Justin ponownie wcisnął ten jebany guzik i spojrzał na mnie, widziałam w jego oczach złość... albo wkurwienie.
- Jeszcze raz dotkniesz tego guzika to odetnę ci ręce i przyczepie je do samochodu Cris'a. Będzie miał jakąś pamiątkę po tobie. - warknął, po czym wrócił wzrokiem na jezdnie. Widziałam jak na jego twarzy wstępuje ten chamski uśmieszek. Wgłębiłam się w fotel i ułożyłam usta w cienkiej prostej linii. Już do końca jazdy nie odezwałam się słowem. Kiedy Justin zaparkował, otworzyłam drzwi i wyszlam z samochodu, od razu kierując się do wejścia Clubu, nie czekając na chłopaków. O dziwo bardzo dobrze znałam to miejsce. Często z dziewczynami tutaj przyjeżdżałyśmy by odpocząć od męczącego dnia w pracy. Podeszłam szybkim krokiem do ochroniarza, pomijając kolejkę, przez co usłyszałam kilka niemiłych komentarzy, ale olałam to. Gdy Luke mnie zobaczył obdarzył mnie uśmiechem i wskazał na wejście do clubu, skąd dochodziły głośne basy. Uśmiechnęłam się w podzięce. Czas zacząć imprezę.