piątek, 5 lipca 2013

Rozdział 4

Kurewski ból głowy. Tylko to czułam od razu po przebudzeniu. Ból pleców był niczym w porównaniu do tego co teraz pulsowało mi w głowię. Rozchyliłam lekko powieki na tyle ile pozwalał mi ból. 
Przeczesałam wzrokiem pokój w którym się znajdowałam, było tu tylko jakieś biurko, cienki materac na którym teraz leżałam, był chujowo nie wygodny i mała żaróweczka wisząca z sufitu, migała.
Pomieszczenie wyglądało tak samo jak te w horrorach. Było strasznie cicho, żarówka nie dawała za dużo światła przez co było ciemno w pokoju.  
Gdzie ja kurwa jestem? Kto mnie porwał? Ile już tu jestem? 
Te pytanie chodziły po moją głowę, niestety, nie znałam odpowiedzi. Podniosłam się z mojego tymczasowego łóżka i skierowałam się do drewnianego biurka. Zauważyłam że miało kilka szafek, zaczęłam otwierać wszystkie po kolei w znalezieniu jakiegoś przydatnego przedmiotu, ale na moje nieszczęście niczego nie znalazłam. Odwróciłam się w stronę ścian i zaczęłam je obmacywać w poszukiwaniu jakiś drzwi. Czułam tylko zimne,wilgotne ściany. Piwnica. Zamknęli mnie w zimnej, mokrej, piwnicy. Chuje.
Nagle poczułam coś metalowego. Drzwi. Obmacałam ją ponownie, aż w końcu znalazłam to czego szukałam, klamka. Pociągnęłam ją w dół, sprawdzając czy drzwi są otwarte. O dziwo, były. Ja pierdole, jacy idioci mnie porwali. Nawet drzwi nie umieją zamknąć, ale tym lepiej dla mnie. Wyszłam z tego pomieszczenia i skręciłam w prawo, po kilku krokach zauważyłam schody. Po cichu zaczęłam do nich podchodzić, wspięłam się po kilku schodkach do góry, gdy nagle usłyszałam jakąś rozmowę.
Stanęłam w miejscu i przyłożyłam ucho do drzwi, starając się być jak najciszej.
- Co mamy z nią zrobić ? - spytał jakiś męski głos.
- Nic nie możemy, dopóki on nie wróci.- odpowiedział mu jakiś inny głos, był bardziej piskliwy ale nadal męski. Byłam ciekawa o jakiego ON chodziło.
- A co będzie jeśli dziewczyny z jej gangu będą starali się ją znaleźć? - spytał jakiś jeszcze inny głosy. Mogłam rozpoznać że ta rozmowa jest odgrywana przez samych chłopaków.
- Zabawimy się z nimi. Podobno są gorące. - odpowiedział mu ten chłopak co mówił na temat JEGO. Gdy przez jakiś czas, nie odzywali się, lekko uchyliłam drzwi. Spostrzegłam że na przeciwko drzwi za którymi się kryłam, leżała na stolika broń. Przeczesałam wzrokiem korytarz by zobaczyć czy nikogo nie ma, było pusto. Szybko wyszłam zza drzwi i podeszłam cicho do spluwy, wzięłam ją w ręce i cicho odbezpieczyłam. Normalna osoba by uciekła, ale nie ja. Zawsze kończę to co zaczynam.
- Słyszałeś to ? - usłyszałam szelest z głębi domu. Idą tu. Szybko schowałam się za jakimiś drzwiami. Rozejrzałam się wkoło i zobaczyłam biurko, kilka szafek, jakieś zdjęcia i papierki. To pomieszczenia wyglądało jak biuro. Lecz nie miałam czasu żeby rozglądać się dłużej po pokoju, szli tu. Musiałam przykucnąć żeby cokolwiek zobaczyć przez dziurkę od klucza, znajdującą się w drzwiach. Cała ich trójka przeszła przez korytarz i skierowała się do drzwi, prowadzących do miejsca z których nie dawno wyszłam. Otworzyli je, ale nie zeszli na dół. Patrzyli się w ciemność, szczerze nie wiedziałam czego oni tam szukają. Wyszłam cicho z ukrycia i wycelowałam w nich broń, byli cały czas odwróceni. Średniego wzrostu szatyn gdy się skapnął że nic tam nie ma, odwrócił się i doznał szoku. No tak, nic dziwnego. Kto normalny trzyma zakładnika w piwnicy, a gdy słyszy jakiś szelest i się odwraca mierzy w niego dziewczyna spluwą.
- Yyy... chłopaki. - szturchnął ich ręką. Miałam nad nimi przewagę, przez co się z satysfakcją uśmiechnęłam.
- Czego chcesz Mendler? - odezwał się drugi szatyn, tylko o wiele wyższy niż tamten. Czyli ten pierwszy chłopak ma na nazwisko Mendler. Coraz łatwiej. Gdy ten drugi się odwrócił i dostrzegł mnie z wycelowanym spustem w niego, powiększyły mu się oczy.  
Zaskoczony? Nie trzeba było mnie porywać, kutasie.
- Travis odwróć się. - powiedział przez zęby Mendler. Czyli ten ostatni brunet to Travis. Przyznam Travis wyglądał najgroźniej z nich. Jednak każdy z nich miał coś co mnie w nich lekko przerażało, lecz nie mogłam tego pokazać.
- Jak ty się kurwa stamtąd wydostałaś? - syknął w moją stronę Mendler. Przewróciłam oczami.
- Tacy z was idioci że nawet nie umiecie drzwi zamknąć porządnie. Nawet pięciolatek by uciekł. - powiedziałam cały czas z wymierzonym w nich spustem. Travis i Mendler spojrzeli się z ogniem w oczach na chłopaka którego imienia nie znałam. Zaśmiałam się w duchu.
- Odłóż spluwę i jak grzeczna dziewczynka wróć do piwnicy. - syknął Travis.
- Gdybyś jeszcze nie zauważył to nie jestem grzeczną dziewczynką. - powiedziałam uśmiechając się szyderczo - A jak nie pójdę to co mi zrobisz ? - syknęłam. 
- Nie chcesz wiedzieć, skarbie. - odpowiedział robiąc krok w moją stronę.
- Zrobisz jeszcze jeden krok, a ten nabój będzie w twojej skórze. - odpowiedziałam przez zaciśnięte zęby. Nie zwrócił uwagi na to co powiedziałam, jakby mnie nie usłyszał. Zrobił krok w moją stronę, przez co pociągnęłam za spust i strzeliłam w jego ramię. Zdziwił się. Myślał że nie strzelę. Złapał się za ramię.
- Pieprzona dziwka - mruknął pod nosem myśląc że nie usłyszę, ale mylił się. Rzuciłam broń o ziemie i kopnęłam go w jaja, przez co się skulił. 
- Nie. Jestem. Dziwką. - syknęłam kopiąc go kilka razy po brzuchu przez co upadł na ziemie. Miałam zamiar nadal go napastować ale poczułam że ktoś złapał mnie za ręce. Starałam się mu wyrwać, kiedy chłopaki szybko podbiegli do krwawiącego Travisa. Chuj będzie cierpiał. Nie wiedziałam kto mnie trzyma. Ale czułam że jest nieźle napakowany bo aż syknęłam z bólu, gdy mocniej ścisnął moje przedramiona. Cały czas się wierciłam żeby wyrwać się z niego uścisku.
- Uspokój się, kochanie - usłyszałam przy uchu ochrypły męski głos. Znałam go, aż za dobrze.
- Bieber, puść mnie. - syknęłam.
- Przepraszam skarbie. Nie mogę, byłaś niegrzeczna. - mruknął. Odwrócił mnie do siebie i przytrzymał w talii, przez co widziałam jego orzechowe oczy. Starałam się wyrwać z jego uścisku, ale wzmocnił go. Spojrzałam znowu w jego oczy, nie były już orzechowe. Były ciemne, puste, nie mogłam nic z nich wyczytać. Podniósł mnie i przerzucił sobie przez ramię, nic nie mówiąc. Chyba go wkurzyłam. Odwrócił się w stronę chłopaków, przekręciłam głowę w stronę w którą właśnie patrzył i dostrzegłam że z Travisem już lepiej. Kurwa. Siedział na sofie i przyciskał rękę do rany.
- Jak z nim ? - spytał Justin.
- Będzie żył, kula nie przebiła jego ręki na wylot, więc jest ok. Opatrzę go. - odpowiedział mu chłopak którego imienia jako jedynego nie znałam.
- Spoko. Nick ? - zawołał go Bieber zanim wszedł po schodach niosąc cały czas mnie na ramieniu. Wkurwiał mnie.
- Co? -
- Brandon śpi w samochodzie, weź go stamtąd. - oznajmił i wszedł najwyraźniej do swojego pokoju. Zamknął drzwi i przekręcił klucz. Kurwa. A już myślałam że będę mieć jakieś szanse żeby uciec.
- Postaw mnie kurwa na ziemi - wysyczałam przez zęby. O dziwo, posłuchał mnie.
- Będziesz mieszkać w tym domu przez dłuższy czas więc... - przerwałam mu od razu, kiedy usłyszałam to zdanie.
- Czekaj, kurwa, co ? Ja tu nie zostaje, masz mnie w tej chwili wypuścić. - powiedziałam na jednym wdechu, patrząc na jego twarz. Poczułam mocny ból w plecach i rękę która przygwoździła mnie do ściany. Dupek.
- Teraz kurwa ja mówię, a ty masz mnie słuchać. Jasne? - wysyczał przez zęby, jego oczy pociemniały kiedy nie usłyszał odpowiedzi. Mocniej mnie przycisnął do ściany. - Jasne?
- T...tak - wysapałam. Bałam się. Tak, Ariel Evans się bała. Nie wiedziałam do czego był zdolny.
Może mnie zabić, albo zgwałcić, albo zrobić coś dziewczynom.
- A więc jak już mówiłem, będziesz mieszkać w tym domu przez dłuższy czas, a tu obowiązują zasady dla takich jak ty. Pierwsze, nigdy mi się nie sprzeciwiasz. - ta, już to widzę. Zobaczy do czego jestem zdolna. - Drugie, robisz to co chcę. Trzecie, nie możesz wychodzić z tego pokoju, inaczej, zabije cię. Czwarte, nie możesz kontaktować się z dziewczynami z twojego gangu.- a więc coś o mnie wie. Szkoda, że ja nic o nim. - Piąte i ostatnie, jak będziesz coś chciała, to nawet o to nie proś. - wypowiedział te wszystkie zasady z takim jadem, jakim u nikogo nigdy nie usłyszałam. Gdy skończył wszystko tłumaczyć, wziął ręce, przez co upadłam na ziemie z hukiem. Bolało. Ale nie mogłam dać po sobie tego poznać. Wstałam z ziemi i spojrzałam na Justina, wyjął telefon z kieszeni, o dziwo wyglądał jak mój. Obmacałam swoje kieszenie i czułam że mam pusto w kieszeniach.
- Oddaj mój telefon. - powiedziałam wkurwiona że ruszał nie swoją rzecz. Spojrzał na mnie i się bezczelnie uśmiechnął.
- Jak będziesz grzeczna, to może kiedyś go dostaniesz z powrotem - odpowiedział i jak gdyby nigdy nic, wyszedł z pokoju, znowu zamykając drzwi na klucz od zewnętrznej strony. Rozejrzałam się po pokoju, było wielkie łóżko, biurko, szafa i drzwi, prowadzące pewnie do łazienki. Podeszłam do biurka i zobaczyłam że jest na nim kilka ramek ze zdjęciami. Podniosłam jedno, widniał na nim chłopiec i dziewczynka. Widać było że była młodsza od chłopczyka. Malec przypomniał mi kogoś, ale nie mogłam wymyśleć kto jest do niego tak podobny. Byłam zmęczona. Odłożyłam zdjęcie na miejsce, na którym wcześniej stało i skierowałam się do łóżka. Zdjęłam bluzę którą miałam na sobie, położyłam ją na fotel i wskoczyłam pod kołdrę. Ułożyłam wygodnie się na poduszce i powąchałam ją. Pachniała Justinem. Nie miałam siły by myśleć nad dzisiejszym dniem, od razu zasnęłam.

***

Przebudziłam się gdy poczułam że ktoś mnie obserwuje. Uchyliłam lekko oczy i dostrzegłam malutkiego chłopczyka, na oko wyglądał na 4-5 lat. Był bardzo słodki. Miał brązowe włosy i tego samego koloru oczy.
- Ceść - powiedział swoim cieniutkim głosikiem.
- Hej maluszku. - odpowiedziałam siadając obok niego na łóżku. - Co tu robisz? - spytałam patrząc się na niego przyjaźnie. Nie chciałam żeby się mnie bał.
- Psysedłem do taty, ale zobacyłem ze go nie ma. - powiedział smutny. Zrobiło mi się go szkoda. Ciekawe kto jest jego tatą. Zauważyłam że był w piżamce.
- Jak masz na imię, słodziaku ? - spytałam. Po moim komentarzu, od razu się uśmiechnął. Dzięki czemu, na mojej twarzy też pojawił się lekki uśmiech.
- Brandon. - odpowiedział. Miałam w dupie zasady Biebera. Wyjdę z tego pokoju tak czy siak. Nie może mnie trzymać jak więźnia.
- Chodź Brandon, ubierzemy się i zrobimy pyszne naleśniki. - powiedziałam podnosząc się z łóżka i podając rączkę maluchowi.
- Ale fajnie, dziękuje. - wykrzyknął i przytulił się do moich nóg. Był malutki, więc nie mógł dosięgnąć wyżej. Podniosłam Brandona i wzięłam go na ręce.
- Bardzo proszę. - odpowiedziałam całując go w policzek. - Pokażesz mi gdzie masz pokój? - spytałam odkładając go na ziemie. Złapał moją rękę swoją malutką rączką i szybko wybiegł z pokoju, ja razem z nim. Podszedł do drzwi z napisem Brandon i otworzył je, ciągnąc mnie do środka. Miał pokój koloru niebieskiego, zabawki były porozrzucane po kątach, ale najwyraźniej to mu nie przeszkadzało.
- Masz bardzo ładny pokoik. - powiedziałam odwracając się w jego stronę z uśmiechem. Gdy się patrzyło na tego maluszka, nie było możliwości się nie uśmiechnąć. Doczłapałam się do szafki i ją otworzyłam w przeszukaniu ubrań. Gdy znalazłam jakieś spodnie z opuszczonym krokiem i bluzkę ze znakiem supermena, a do tego malutkie Vansy, podałam je chłopczykowi.
- Leć do łazienki i się przebież, będę na ciebie czekać tutaj. - oznajmiłam. Brandon szybko do mnie podbiegł i znowu się do mnie przytulił, objęłam go rękoma i również go przytuliłam.
- Plosę cię, nie odchodź. - wyszeptał mi do ucha Brandon. Po chwili poczułam kilka mokrych kropel spadających mi na ramię. On płakał. Odsunęłam go od siebie, przykucnęłam przy nim i kciukiem otarłam łzy na jego policzkach.
- Nigdzie się nie wybieram, skarbie. Nie płacz. - także wyszeptałam. Byłam ciekawa, co się przytrafiło w jego życiu, że tak się bał że odejdę.
- Obiecujesz? - zapytał z nadzieją.
- Obiecuję. - odpowiedziałam lekko się uśmiechając. - A teraz leć się szybko ubierz, to zrobimy do tych naleśników jeszcze kakao. - gdy usłyszał co do niego powiedziałam, szybko pobiegł do łazienki. Po niecałych 3 minutach, znowu był z powrotem.
- Gotowy? -
- Taak - wykrzyknął. Wzięłam go na ręce i wyszłam z jego pokoju, zeszłam po schodach i skierowałam się do kuchni.
- Z czym chciałbyś naleśniki? - spytałam, zakładając słodki fartuszek. Nie ma to jak być w gangu i mieć w kuchni słodki fartuch.
- Nutellą. - wykrzyknął. Dziwiłam się, ile ten dzieciak ma w sobie energii.
Wyjęłam potrzebne rzeczy do zrobienia naleśników i wrzuciłam je do jednej miski. Spojrzałam się na Brandona i dostrzegłam że wpatrywał się we mnie z zaciekawieniem.
- Chcesz mi pomóc ? - spytałam go. Zobaczyłam na jego twarzy wielki uśmiech, po chwili pokiwał głową. Zeskoczył z krzesełka, podszedł do mnie i wyciągnął ręce w górę bym go podniosła.
Podrzuciłam go do góry i usadowiłam go na blacie kuchennym. Podałam mu miskę i łyżeczkę.
- Ja przygotuje patelnię, a ty będziesz mieszać, ok ? - kiwnął głową na znak że się zgadza i zaczął mieszać masę. Widać że sprawiało mu to dużą przyjemność, bo uśmiech nie odstępował od niego na krok. Był szczęśliwy.
Gdy każdy z nas skończył swoją pracę, zaczęłam robić naleśniki. Po 15 minutach była już ich sterta.
Wyjęłam z lodówki nutellę, postawiłam ją obok Brandona i rozłożyłam 2 talerzyki. 
- Smacznego, skarbie. - powiedziałam i nałożyłam dla nas po naleśniku. Polubiłam tego malucha.
Ale cały czas byłam ciekawa, kto jest jego ojcem? I po co ja tu jestem? Moje rozmyślenia, przerwało mi szturchanie w ramię. Odwróciłam się w stronę Brandona i zauważyłam że był cały brudny Nutellą. Uśmiechnęłam się, wzięłam serwetkę i wytarłam jego buźkę.
- Smakowało? - spytałam, gdy zbierałam wszystkie naczynia.
- Baldzo, dziękuje ci jesce raz. - powiedział i znowu się we mnie wtulił. - Pocytas mi bajeckę ? - spytał słodko. I jak ja mam mu odmówić? Każdy uważa mnie za zimną, bezduszną sukę, uważają że nie mam uczuć. Mylą się. Nie znają mnie, a od razu osądzają. Każdy wie że uwielbiam się ścigać i zabijać, dlatego się mnie boją.
- Oczywiście, maluchu. - odpowiedziałam i potargałam jego brązowe włoski. Szybko pobiegł na górę, a ja za nim. Dziwne było to że nikogo nie było w domu. Zostawili malucha samego. Skierowałam się za Brandon do jego pokoju. Ja pierdole, ile mieli tutaj schodów.
- Jaką bajkę chciałbyś? - zapytałam przeglądając szafkę z książkami, gdy Brandon przykrywał się kołdrą, już w piżamie. Szybki jest, nie powiem że nie.
- 7 krasnoludków - wykrzyknął, przez co się zaśmiałam. Wyjęłam książkę z szafeczki i położyłam się obok Brandona. Opatuliłam go bardziej kołdrą i oparłam się o ścianę, by mieć lepszy widok na książkę.
- Pewnego ciepłego dnia ... - czytałam mu książkę przez bardzo długi czas, dopóki nie poczułam jak się we mnie wtula. Myślałam że mogę już go opuścić i wrócić do "mojego" pokoju. Lecz nie było mi to dane. Gdy chciał wstać, poczułam mocniejszy uścisk malucha na mojej ręce w którą się wcześniej wtulał. Nie było szans żebym wróciła do siebie. Położyłam się z powrotem obok niego i objęłam go ramieniem by było mu cieplej. Uśmiechnął się przez sen. Musiał dużo przeżyć, naprawdę dużo. Nie wiem czemu, ale byłam zmęczona. Zamknęłam oczy i odpłynęłam do krainy Morfeusza z nadzieją że niedługo się stąd wydostanę.


^*^*^

W tym tygodniu powinien pojawić się następny rozdział. Będą one dodawane częściej bo są WAKACJE. *-*

3 komentarze:

  1. -Ten rozdział jest.... Owww aż brak mi słów. Dopiero co znalazłam tego bloga, a już się uzależniam. Czekam na NN, z niecierpliwością.
    A tak to zapraszam do siebie, na doyoulovemejustin.blogspot.com. Jeśli skometujesz to udostępnie twojego blogat na fan-page o Justinie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten rozdział jest taki awwwwww. *_*

    OdpowiedzUsuń