- Bieber, kurwa zwolnij! - warknęłam gdy poczułam jak moje ciało wbiło się w fotel. A na liczniku widniało 210 km/h.
- Kurwa mać! Mój syn leży w szpitalu i nie wiem co się dzieje, a ty każesz mi zwolnić! - krzyknął i mocniej wcisnął pedał gazu. Skuliłam się w fotelu.
- I się nie dowiesz co się z nim dzieje bo prędzej nas zabijesz niż dojedziemy na miejsce. - warknęłam, spoglądając na niego kątem oka. Jego szczęka lekko się poluzowała ale nadal ją ściskał. Przeniosłam wzrok na licznik i zauważyłam że cyfry na liczniku zaczynają spadać do 180 km/h. W duchu uśmiechnęłam się że mnie posłuchał. Przez następne 15 minut drogi, siedzieliśmy cicho. Było tylko słychać moje głębokie wdechu, które trochę mnie uspokajały. Gołym okiem można było stwierdzić że Justina bezsilność zżera od środka. Zaparkowaliśmy z piskiem opon i szybko wbiegliśmy do szpitala. Justin stał już przy recepcji i zaczął wołać recepcjonistkę, by mogła poinformować go gdzie leży jego syn. W tym samym czasie co przyszła jakaś babka z fartuchem to zdążyłam podejść do Biebera.
- Gdzie leży Brandon Bieber? - syknął, przez co w oczach 25 letniej kobiety widniał strach.
- J-jest pan kimś z ro-rodziny? - wybełkotała otwierając dużej wielkości niebieski zeszyt.
- Jestem Kurwa jego ojcem. - w recepcji było słychać przez chwilę głuchy huk, spowodowany uderzeniem w blat przez Justina. Recepcjonistka podskoczyła ze strachem.
- Sala 294. Pierwsze piętro po prawej stronie. - mruknęła pod nosem. Ledwo ją było słychać. Justin najwyraźniej ma zajebisty słuch bo już po chwili go nie było. Zobaczyłam tylko jego sylwetkę znikającą za białą ścianą. Pobiegłam w tamtą stronę, co chwila patrząc na numery drzwi, by nie przebiec sali. W oddali zauważyłam dwie sylwetki. Jedną z nich na pewno była kobieta, drugą był mężczyzna górujący wzrostem nad nią. Wiedziałam już że była to Pattie z Justinem. Zdyszana dobiegłam do nich, starając się ogarnąć co się dzieje. Justin stał nad zapłakaną matką, krzycząc nie zrozumiałe dla mnie słowa, ponieważ nadal byłam za daleko.
- Dałem ci go na niecały jeden dzień. A on już w szpitalu wylądował. - zaczął się do niej niebezpiecznie zbliżać. Pattie trzęsła się cała ze strachy.
- Uspokój się Bieber - warknęłam, kładąc ręce na jego klatce piersiowej i całą siłą jaka mi została popchnęłam go. Odwróciłam się do zapłakanej kobiety.
- Pattie - zaczęłam cicho, by nie wystraszyć mamy Justina. - Powiedz co się stało? Dlaczego Brandon jest tutaj? - małymi kroczkami zaczęłam podchodzić. Spojrzała na mnie zapłakanymi oczami i mocno się we mnie wtuliła. Odwzajemniłam gest i zaczęłam uspokajająco głaskać jej plecy. Uniosłam głowę ku górze, by napotkać dobrze znane mi czekoladowe tęczówki.
Spojrzałam na niego wzrokiem ' Jeśli za chwilę nie podejdziesz tutaj i nie przytulisz swojej matki, nie tylko Brandon będzie leżeć na sali.'. Chyba zrozumiał o co chodzi, bo ślamazarnym krokiem podszedł do nas i objął swoimi umięśnionymi ramionami. Pattie mocno wtuliła się w nas oboje i zaczęła cicho tłumaczyć.
- Wieczorem Brandon zaczął mocno kaszleć. Więc poprosiłam ciocię Ley by została z małym, a ja w tym czasie poszłabym do apteki po leki. - w tym momencie Pattie pociągnęła nosem, przez co Justin objął nas mocniej. - Ledwo co wyszłam z domu, by iść do apteki, usłyszałam jak Ley krzyczy bym zadzwoniła po karetkę, ponieważ Brandon się dusi. Zadzwoniłam szybko i starałam się uspokoić chłopczyka, by jakoś lepiej mu się oddychało. Gdy pielęgniarka brała na nosze Brandona, on...On zemdlał. - w tym momencie Pattie rozpłakała się na dobre. Usłyszałam cichy dźwięk otwieranych drzwi, lekarz wychodził z sali Brandona. Dałam znak Justinowi że pójdę się czegoś dowiedzieć. Jedna za drugą nogą skierowała mnie prosto do doktora.
- Czy wie Pan co dolega Brandonowi? - spytałam z nadzieją. Doktor podniósł wzrok z kartki, na której najwyraźniej były wypisane dane i badania. Spojrzał na mnie spod okularów i zmierzył mnie od góry do dołu. Wyglądał może na 20-25 lat.
- A jest Pani kimś z rodziny? - zapytał podejrzliwie. Jeszcze raz ktoś dzisiaj zada to pytanie to rozpierdolę ten cały szpital.
- No...ymm... -
- Jest matką Brandona - usłyszałam chrapliwy głos za sobą i ręce które owinęły się wokół mojej tali.
- No dobrze.- zaczął podejrzliwie - Brandon jadł gumę do żucia, musiał ją połknąć, czego kategorycznie nie wolno. Guma przykleiła mu się do ścianek w przełyku. Więc zaczął kaszleć by pozbyć się jedzenia z gardła, ale nie dał rady więc ciężko było mu oddychać, aż w końcu zaczął się dusić. Zemdlał gdyż tlen nie docierał do mózgu. Na szczęście dzięki szybkiej pomocy sanitariuszy udało się uratować chłopczyka. Jeśli państwo chcą mogą wejść do Brandona. - Dr. Hostes powiedział wszystko jakby nauczył się tej formułki na pamięć. Skinęłam głową z podziękowaniem i odwróciłam się do zszokowanego Justina. Zeskanowałam jego twarz i mogłam dostrzec, tylko poczucie winy.
- Bieber - szepnęłam dotykając opuszkami palców jego policzka. - To nie twoja wina. - starałam się mu dodać otuchy.
- Gdybym nie dał mu wcześniej tej jebanej gumy do żucia. - warknął i zacisnął palce na mojej tali, przez co cicho syknęłam z bólu. Najwyraźniej dopiero teraz się skapnął że trzyma ręce na mojej tali i wbija swoje palce, bo szybko je zabrał.
- Nie możesz się obwiniać. Nie wiedziałeś że może mu się coś stać. - powiedziałam starając się przemówić mu do rozumu. Spojrzał na mnie i lekko się uśmiechnął. - Brandonowi teraz się przyda tata pełen dobrej energii, a nie ojciec który się obwinia. - nie wiedziałam już jak mogłabym sprawić żeby w końcu odpuścił i nie martwił się tak bardzo. Justin położył ręce na mojej tali i przyciągnął do siebie. Odruchowo oparłam ręce na jego klatce piersiowej. Nachylił się nade mną i przysunął usta do mojego ucha.
- Moja mama teraz na nas patrzy. Myśli że jesteśmy w sobie na zabój zakochani. - szepnął tak bym tylko ja mogła usłyszeć co do mnie mówi. Przejechał swoim ciepłym nosem o moje ucho, przez co lekko zadrżałam. - Teraz cię pocałuje, ale nie zakochuj się jeszcze we mnie. Chcę się z tobą jeszcze pobawić. - mruknął i oddalił usta od mojego ucha, lecz oparł swoje czoło o moje. Przybliżyłam się do niego, dzięki czemu moje usta były kilka centymetrów od jego. Gdybym zrobiła teraz dzióbek, mogłabym go pocałować.
- Lepiej żebyś ty się tak szybko nie zakochał, bo stracisz tydzień swojego życia na mnie. - wymruczałam mu w usta, na które aktualnie patrzyłam. Podniosłam wzrok na jego oczy, w których tańczyły iskierki rozbawienia. Kątem oka spojrzałam na Pattie, która aktualnie patrzyła na nas z uśmiechem i szczęściem wypisanym na twarzy. Justin splótł za moimi plecami swoje palce, przez co byłam jeszcze bardziej do niego przysunięta, chodź nie wiem czy było to jeszcze możliwe. Patrzył się raz na moje usta a raz w oczy. Aż w końcu, zawiasko się do mnie uśmiechnął, przybliżył usta i złączył nas w długim i namiętnym pocałunku. Był delikatny, ale miał w sobie nutkę pikanterii. Przejechał lekkim muśnięciem moją dolną wargę, prosząc o wstęp.
Rozchyliłam lekko usta, by po chwili poczuć jak Justin sprawnie robi kółka na moim podniebieniu. Żaden z facetów z którymi się całowałam, nie umiał być tak sprawnym jak Bieber. Gdy zabrakło nam tchu, oderwaliśmy się od siebie i oparliśmy swoje czoła o nasze. Przegryzłam leciutko wargę, a kąciki moich, jak i Justina ust wzniosły się ku górze. Chłopak złapał mnie za rękę i wszedł do sali w której znajdowała się od jakiegoś czasu Pattie.
- Cześć ziomuś! - przywitał się z chłopcem Justin, przybijając tak zwaną 'piątkę'.
- ARII! - wykrzyknął chłopczyk wyciągając rączki przed siebie, na znak żebym go przytuliła. Wykonałam ten gest z dodatkowym buziakiem w czoło.
- Już nigdy więcej nie kupie ci gum do żucia - pogroził mu palcem Justin.
- Spokojnie tato. Już nie lubię gum. - wyseplenił słodko chłopczyk. Na sam dźwięk jego głosu uśmiechnęłam się.
- To dobrze. A jak się czujesz? - zapytał Justin siadając na stołku obok swojej mamy. Pattie patrzyła się na nas z czułością. Możliwe dlatego że Brandon cały czas mnie przytulał i siedział na kolanach. Podniosłam jego kołderkę i przykryłam go, gdyż był w samej piżamie która dała mu wcześniej pielęgniarka.
- Gdy Ari mnie przytuliła już lepiej. - Pattie włącznie ze mną zaśmiała się. Justin tylko się uśmiechnął i poczochrał włosy chłopczykowi.
- Widać że tekstów uczysz się od tatusia. - oznajmił Duży Bieber, wypinając z dumą pierś. Brandon pokazał rząd ząbków i mocniej się we mnie wtulił. Spojrzałam na Pattie która cały czas na nas patrzyła z uśmiechem na twarzy. Można było dostrzec że jest zmęczona całym dzisiejszym dniem, Justin także to zauważył gdyż już po chwili zabrał głos.
- Mamo jesteś już zmęczona. Chodź, zawiozę cię do domu. - oznajmił Justin wstając z krzesełka. Kobieta niepewnie spojrzała na chłopaka, a następnie przeniosła swój wzrok na mnie i Brandona.
- Ale napewno? - spytała. Przytaknęłam głową.
- My zostaniemy z Brandonem. Jakby coś się działo to zadzwonimy - starałam się jakoś namówić kobiete. W końcu przytaknęła że się zgadza, wstała ze stołka i pocałowała mnie i chłopca w czoło. Uśmiechnęłam się na ten gest.
- Przeczytasz mi bajkę? - spytał Brandon, od razu po wyjściu Pattie i Biebera. Położyłam chłopca na łóżko, okryłam go kołdrą i wstałam przejść się po długości pokoju by móc wyjąć z szafki jakąś bajkę. Zobaczyłam na jednej książce napis '3 świnki' i od razu wzięłam ją do ręki. Usadowiłam się na łóżku obok Brandona i otworzyłam pierwszą stronę.
- A więc...- i tak czytałam chłopczykowi bajkę o 3 świnkach. Gdy zoriętowałam się że chłopczyk zasnął, w tym samym czasie Bieber wszedł do sali. Pocałowałam w czoło Brandona i szczelnie owinęłam go kołdrą. Skierowałam się w stronę drzwi w których stał Justin. Wyjęłam mu z ręki kawę i wyszłam z sali. Bieber zrozumiał o co chodzi i szedł za mną. Usiadłam na plastikowym krzesełku i przyłożyłam gorącą substancje do ust, starając nie poparzyć sobie języka.
Usiadł obok mnie i także zaczął sączyć swój napój. Siedzieliśmy w ciszy przez jakiś czas, ale nie była to niekomfortowa cisza, była...miła. Usłyszałam dzisiejszego dnia ponownie dzwięk otwieranych drzwi. Podniosłam wzrok i napotkałam tam Dr. Hostes'a. Uniosłam swój tyłek z krzesełka, tak samo jak Bieber i wolnym krokiem podeszliśmy do doktora.
- A więc Państwo Bieber - zaczął swoją przemowę. Gdy użył słów 'Państwo Bieber' Justina kąciki ust podniosły się lekko ku górze. Pokręciłam głową z politowniem i skupiłam swój wzrok na lekarzu. - Brandonowi nic już nie zagraża. Wszystko jest w jak najlepszym porządku, ale musi zostać do jutra rana, żebyśmy mieli pewność czy nic się nie wydarzy. Więc Państwo nie są tutaj zabardzo potrzebni, więc radziłbym jechać do domu. Brandon jest pod dobrą opieką. - oznajmił i ostatnim uśmiechem się pożegnał. Weszliśmy do sali Brandona i zabraliśmy swoje rzeczy, na szczęście nie obudził się. Pocałowałam go w czoło i wyszłam z sali czekając na Biebera. Po jakimś czasie jechaliśmy w stronę domu Pattie. Wjechaliśmy cicho we wjazd, nastepnie wyszliśmy z samochodu i skierowaliśmy się do środka. Straliśmy się być cicho by nie obudzić Pattie. Lecz gdy weszliśmy do kuchni zauważyliśmy jak z dziwnym uśmieszkiem przypatruje nam się mama Justina popijając herbatę z kubka.
- Skradacie się jak jakieś nastolatki. - zaśmiała się Pattie.
- Mamo - zironizował Bieber przewracając oczami.
- No to my idziemy spać. - oznajmił Justin, wyciągając nas z niekorzystnej ciszy i pociągnął mnie za ręke.
- Śpimy razem. - oznajmił Bieber, po przekroczeniu progu najwyraźniej jego pokoju. Zmarszczyłam czoło i przechyliłam lekko głowe nie rozumiejąc czemu tak zarządził.
- Co kurwa? -warknełam opierając ręce na biodrach.
- Moja matka jest nadal w przekonaniu że jesteśmy parą. Gdybyś poszła spać do pokoju gościnnego, mogłaby coś podejrzewać. - mruknął, odwracając się do mnie tyłem i otwierając dużą szafe. Widziałam jak przeszukiwał półki by odnaleźć ubranie które wybrał sobie jako cel. Rzucił bluzkę za siebie, która dzięki mojej orientacji wpadła mi w ręce. Pokazał palcem na drzwi których wcześniej nie widziałam, mrucząc cicho pod nosem 'Tam jest łazienka'. Wiedząc po jego zachowaniu że chciałby coś jeszcze powiedzieć, co pewnie by mi się nie spodobało, weszłam szybkim tępem do łazienki. Zanim jednak zdąrzyłam się rozejrzeć, sprawdziłam czy dobrze zamknęłam drzwi. Gdy byłam pewna że tak jest, zaczęłam zdejmować całą odzież którą miałam na sobie. Naga weszłam pod prysznic by od razu poczuć jak problemy dzisiejszego dnia spływają ze mne włącznie z ciepłą wodą. Przemyłam swoje ciało, nakładając wcześniej truskawkowy żel. Zdziwiłam się że wogóle taki zapach znajdował się w łazience mężczyzny, zwłaszcza Justina. Tak samo zrobiłam z włosami, by po chwili spłukać je z piany. Otworzyłam drzwiczki kabiny prysznicowej i stanęłam na zimnej posadzce.
Dreszcz przeszedł po moim ciele, gdy poczułam pod stopami zimne kafelki.Zdjęłam z wieszaka niebieski ręcznik, wycierając się nim i na koniec obwiązując wokół swojego ciała. Podeszłam do lustra i przełorzyłam garść włosów na jedną stronę. Nachyliłam głowę nad umywalkę i mocno ścisnełam włosy, przez co głębsza ilość wody spłyneła. Powtórzyłam tą czynność jeszcze kilka razy. Zdjęłam ręcznik ze swojego ciała i zrobiłam turban na głowie, by reszta wody wchłoneła się w ręcznik. Założyłam dzisiejszą bielizne, gdyż nie miałam zamiaru prosiść Justina. Na to wsunełam jego t- shirt. Na szczęście jego bluzka zakrywała mi tyłek. Masz szczęście Bieber. Zdjełam ręcznik z włosów i rzuciłam go do kosza na pranie. Gumką którą miałam na nadgarstku związałam w lekki na bok warkocz po czym przekręciłam kluczykiem w drzwiach i wyszłam z łazienki. Pierwsze co to w oczy rzucił mi się Justin rozłożony na łóżku w samych bokserkach. Lepsze to niż żeby był bez nich. Przyznam miał naprawdę bardzo dobrze wyrzeźbioną klatkę piersiową. Nie każdy mężczyzna mógłby pochwalić się takim ABS. Położyłam dzisiejsze rzeczy na fotelu przy biurku, kierując się od razu do łóżka, gdzie aktualnie leżał Bieber. Podniósł wzrok z nad telefonu i przeniósł go na mnie, lekko zagryzając wargę.
- Miałem zacząć od jutra mój plan na rozkochanie ciebie w sobie. Ale teraz patrząc na ciebie, zmieniam zdanie i jednak już dzisiaj będę wcielać w życie skarbie - mruknął, podnosząc kołdrę do góry.
Pokręciłam głową z politowaniem i wsunęłam się pod pierzynę. Widziałam jak Bieber bacznie mnie obserwuje.Ułożyłam się tyłem do niego, starając się być jak najdalej od niego. Kołdry było mi trochę brak, gdyż leżałam prawie na samym końcu łóżka, a pierzyn nie była taka duża. Justin zaśmiał się pod nosem, przez co ja wywróciłam oczami. Poczułam jak miejsce obok mnie się ugina,a ciepła ręka Justina sunie po mojej tali. Strzepnęłam ją i okryłam się szczelniej małym skrawkiem kołdry. Miałam cały czas zamknięte oczy, ale wiedziałam że światło jest zgaszone. Ponownie dzisiejszego dnia poczułam jak Bieber położył swoją ręke na mojej tali, przysuwając mnie do siebie i zostawiając ją tam gdzie leżała wcześniej, przez co czułam na plecach ciepłą klatę Justina. Każdy gdyby tu wszedł pomyślałby że jesteśmy na zabój w sobie zakochani. Za jednym razem tak to miało wyglądać, a za drugim bardziej chodziło o zakład. Usłyszeliśmy ciche pukanie do drzwi. Podniosłam wzrok natrafiając na brązowe tęczówki Pattie. Nie były one tak ładne jak Justina, jego oczy miały połączenie kolorów karmelowy i czekoladowy. Ugh... Ari dość. O czym ty myślisz? Skarciłam się w myślach.
- Chciałam się was tylko spytać o której jutro mamy odebrać Brandona? - cicho powiedziała kobieta, stojąca w drzwiach.
- O 10. - mruknął Justina, przysuwając mnie bardziej do siebie, chodź nie wiem czy było to jeszcze możliwe.
- Dobranoc gołąbeczki - zachichotała Pattie. Uśmiechnęłam się w podzięce.
- Dobranoc Pattie. -
- Dobranoc Mamo. - mrukneliśmy w tym samym czasie. Kobieta uśmiechnęła się promiennie do nas i wyszła z pokoju, zamykając cicho drzwi. Jeśli on ma zamiar już dzisiaj zacząć nasz zakład, ja chyba też mogę. Odwróciłam się do niego przodem nie zwiększając ani centymetra bliskości między nami. Nachyliłam się lekko nad nim i patrząc co raz na jego oczy, a potem spowrotem na usta. Widziałam w jego tęczówkach zdezoriętowanie ale i pożądanie. Złożyłam na jego ustach delikatny ale namietny pocałunek, dopiero po chwili Justin oddał pocałunek. Kiedy Bieber zauważył że na pocałunkach się nie skończy, przejął stery. To się zabawimy Bieber. Przekręcił nas tak że to on teraz nade mną górował, lecz nie oderwaliśmy się od siebie chociażby na kilka sekund. Przejechał czubkiem języka po mojej wardze, na co z chęcią dałam mu dostęp. Czułam jak jego erekcja zaczyna wbijać mi się w udo. To się chłopaczyna przeliczy. Zataczał kółka na moim podniebieniu, aż w końcu przeniósł się na szyje. Szczerze? Nigdy z żadnym facetem nie zaszłam tak daleko, najczęściej kończyło się na pocałunkach. Czułam jak składa delikatne pocałunki na mojej szyi. Przyznam było to cholernie przyjemne, lecz nie mogłabym mu dać tej satysfakcji. Tym razem na to ja nas przekręciłam, że górowałam nad nim. Pocałowałam go w usta by po chwili zejść na szyje. Przejechałam językiem, po lekko fioletowym miejscu, po mojej ostatniej malince. Tym razem, jego erekcja nie wbijała mi się w udo, lecz w moje intymne miejsce. Dzieliło nas tylko jego bokserki i moje majtki. Gdy czułam że Bieber już długo nie wytrzyma, szybko z niego zeszłam, zostawiając go w zdezoriętacji i kładąc się na boku plecami do niego. Zaśmiałam się w duchu z tego że ponownie dał się nabrać. Poczułam jak jego ręka ponownie owija się wokół mojej tali, przyciągając mnie i szepcząc.
- Kiedyś cię za to zabije, lub zerżne cię tak że będziesz mnie prosić o więcej lecz nie pozwolę ci dojść. - zaśmiałam się z jego wyboru kary. Odwróciłam się twarzą do niego, naciągając mocniej kołdrę na siebie i chowając głowę w zagłebieniu jego szyji by nie obudzić Pattie moim śmiechem. Po kilku chwilach mogłam już normalnie oddychać. Byłam cholernie zmęczona. Dzisiejszy dzień nie zaliczał się do najlepszych i najzabawniejszych. Czuje że niedługo stanie się coś jeszcze gorszego, lecz nie mogę narazie zawracać sobie tym głowy.
- 30 dni. - szepnął przejeżdzając nosem po moim policzku. Nie mam pojecia jak ale miałam ciarki na plecach i to nie z powodu zimna. Mocniej wtuliłam się w Justina by nie mógł mnie ponownie dotknąć i znowu sprawić że zadrże pod jego dotykiem.
- Dobranoc Bieber - mruknęłam cicho, mając nadzieje że nie usłyszał, lecz jak zawsze Nadzieja Jest Suką.
- Dobranoc Księżniczko. - odszepnął i mocniej przyciągnął mnie do siebie.
*następnego dnia*
Promienie słońca padały na moją twarz, budząc mnie. Przyłożyłam pięści do twarzy i przetarłam oczy by móc lepiej widzieć. Ciekawe gdzie zniknął mój 'chłopak'? Odrzuciłam kołdrę na bok i
wyszłam z łóżka, starając się ulizać jak najbardziej włosy. Podeszłam do
białej szafy i wyjełam z niej niebieską bluzkę Justina, od razu
kierując się do łazienki zabierając moje wczorajsze jeans'y. Przemyłam
ciało ciepłą wodą po czym na suche ciało założyłam t-shirt Justina i
moje spodnie. Wygładziłam jak to miałam w zwyczaju ubranie i rozczesałam
włosy palcami, gdyż nie mogłam znaleźć szczotki do włosów. Nogi
skierowały mnie do wyjścia z pokoju i schodach prowadzących w dół.
Słyszałam głos Pattie i Biebera, a także można było poczuć zapach
jajecznicy. Czyli mama Jusa jest w kuchni, co oznacza że czas zacząć
przedstawienie. - Dzień dobry Pattie - powiedziałam całując kobiete w policzek i kierując swoje ciało w strone Justina który aktualnie stał przy kuchence.
- Dzień Dobry Kochanie. - uśmiechneła się promiennie Pattie, przykładając biały kubek z różyczkami do ust. Oplotłam rękoma od tyłu Biebera wokół pasa, wspiełam się na palcach i pocałowałam go w policzek.
- Dzień Dobry Sweetie - mruknęłam. Od razu poczułam jak przez ciało Justina przebiega lekki dreszcz. Uśmiechnęłam się z satysfakcją. To staje się coraz łatwiejsze.
- Cześć Skarbie. - odpowiedział, odwracając się do mnie i składając lekki pocałunek na moich wargach. Gdy się odsunął w jego oczach świeciły iskierki satysfakcji. Jego usta zaczęły się poruszać i mogłam z nich odczytać '29 dni'. - Słodko wyglądasz w mojej koszulce. - powiedział to tak głośno by kobieta siedząca przed nami mogła nas idealnie usłyszeć. Przewróciłam oczami, od razu czując konsekwencje tego czynu. Na moich nadgarstkach zacisnęły się palce Justina. Pattie nie mogła tego zobaczyć, gdyż wyspa kuchenna była za wysoka. Wykrzywiłam twarz w grymasie, by po chwili wstąpiło na niej ulga, po przez puszczenie moich nadgarstków.
- Smacznego - skwitował Bieber, kładąc przede mną talerz parującej jajecznicy. Oblizałam usta i zaczęłam powoli zajadać się ciepłym posiłkiem. Pattie w tym samym czasie rozmawiała z Justinem na temat zdrowia Brandona. W jego czekoladowych oczach, nadal można było dostrzec poczucie winy. Aż na ten widok nie chciało mi się już jeść, lecz ta jajecznica była tak dobra że szkoda by było ją wyrzucić. Mama Justina po jakimś czasie wyszła z kuchni, pod pretekstem 'wyprasowania ubrań'. Wstałam od stołu, by móc włożyć brudny talerz do zmywarki. Justin także skierował się do wyjścia z kuchni, lecz nie mogłoby się to obyć bez jego komentarza.
- Niedługo przede mną będziesz się tak wypinać. - mruknął okiem i zniknął za białymi ścianami salonu. Mruknęłam pod nosem ciche 'Możesz sobie pomarzyć' i także miałam zamiar wyjść z kuchni, gdy ponownie przeszkodził mi dźwięk głosu Eminema. Telefon Biebera. Mam jakieś Deja Vu. Czy on ma kurwa jakąś manie zostawiania telefonu gdzie popadnie, czy jak? Spojrzałam na wyświetlacz na którym tym razem widniał napis 'Cris'. Nie zastanawiając się, szybko odebrałam telefon. W drzwiach pojawił się Justin, najwyraźniej przywołany dzwonkiem swojego telefonu.
- Czemu kurwa odb... - chciał już dokończyć, ale pokazałam ruchem ręki by się zamknął. Coś czułam że to nie będzie dobra wiadomości od Crisa.
- Halo? -
- Ariel! Kurwa, czemu ty zawsze odbierasz telefon Justina ? - mruknął poddenerwowany Cris. Chciałam już mu coś odpowiedzieć, gdy w tle usłyszałam ryk silnika i krzyczącego Travisa.
- Nie mamy teraz na to kurwa czasu Cris! - usłyszałam ciche mruknięcie 'sorry' z ust Crisa i ponownie czekałam na dalszy bieg rozmowy.
- Co się dzieje? - spytałam lekko zdziwiona i także poddenerwowana.
- Szybko jedźcie po Brandona. NATYCHMIAST! - ryknął przez telefon, przez co musiałam go lekko oddalić od mojego ucha. Justin patrzył się to na mnie to na telefon, nie rozumiejąc z tej rozmowy nic, tak samo jak ja.
- Ale co się stało? O co chodzi? - warknęłam zdekoncentrowana.
- Czy jak ostatnio byliśmy w klubie to nie groziłaś jakiemuś członkowi z Dert Devil? - mruknął.
- Nie...Czekaj, tak. Miał tatuaż na ręce. Różę owiniętą wokół broni. - powiedziałam. Starając się jakoś poskładać wszystko do kupy.
- Jaka ty jesteś głupia. Nie można grozić nikomu z Dert Devil. A zwłaszcza synowi lidera tego gangu. Chłopak był cały przerażony i prawie co go samochód nie przejechał. - warknął rozwścieczony. Nadal nie mogłam poskładać nic do kupy.
- I co w związku z tym? - starałam przybliżyć sobie moją błyskotliwość.
- Kurwa mać! Zajebie ci kiedyś! Natychmiast macie jechać po Brandona! - ryknął. Słyszałam cały czas jego przyspieszony oddech. Czemu w IPhone jest wyciszany lekko dźwięk przy rozmowie? Może Bieber by usłyszał kawałek i sam by się domyślił o co chodzi, bo ja nadal mam pustkę w głowie.
- Ale dlaczego? -
- Ludzie z Dert Devil chcą porwać ze szpitala Brandona i go zabić! - ryknął. Po twarzy Justina mogłam zobaczyć że to ostatnie zdanie musiał usłyszeć.
*^*
Starałam się napisać jak najwięcej i mam nadzieję że mi się udało. Także mam nadzieje że wam się spodoba rozdział? ♥