wtorek, 16 lipca 2013

Rozdział 6

- Czym ty masz się zamiar ścigać? - spytaj Justin, gdy wysiadaliśmy z jego samochodu. Oj to się chłopak zdziwi.
- Choć, pokarzę ci. - odpowiedziałam i pociągnęłam go za rękę w stronę mojego dobrego znajomego. Gdy doszliśmy na miejsca, zobaczyłam jak Johny obściskuję się z jakimś wymalowanym plastikiem.
- To cię zabawimy. - szepnęłam z chytrym uśmieszkiem. Podeszłam do nich i puknęłam w ramię blondynkę, bo wcześniej żadne z nich nawet nie zwróciło na nas uwagi. Odwróciła się w moją stronę i wytarła usta ręką.
- Yo ,lalka. Odpierdol się od niego, bo rozjebie ci tą twoją wytapetowaną mordę. - syknęłam w jej stronę, szyderczo się uśmiechając. Widziałam w jej oczach strach.
- Ale on jest mój. - powiedziała tym swoim piskliwym głosikiem. Spojrzałam się na Johna który nie ogarniał co się dzieje.
- Jakoś nic o tobie nie mówił kiedy wykrzykiwał moje imię w łóżku, skarbie. - odpowiedziałam, cały czas patrząc na nich. Miałam z nich taką polewkę, odwróciłam głowę w stronę Justina i dostrzegłam że on też ledwo powstrzymuje śmiech. Znowu spojrzałam na tą blondi, widziałam łzy w jej oczach. Uśmiechnęłam się z satysfakcją. Wyrwała się z uścisku Malika, przyjebała mu liścia i szybko pobiegła w drugą stronę. Już nie mogłam wytrzymać, najwyraźniej Justin też, bo w tym samym czasie wybuchnęliśmy śmiechem. Bardzo często spławiałam jego nowe zdobycze. Johny podszedł bliżej i stanął naprzeciwko mnie.
- Jesteś zła, wiesz o tym? - spytał, jednak widziałam w jego oczach że chcę się uśmiechnąć.
- Nie musisz mi tak komplementować kochanie. - powiedziałam przesłodzonym głosikiem. Mruknął coś pod nosem i oparł się o jakiś samochód.
- Zgaduję że potrzebujesz samochodu? - jak on mnie dobrze zna. Przytaknęłam głową i skierowałam się za idącym Johnym, odwróciłam się jeszcze, by sprawdzić czy Bieber szedł za mną. Nie odchodził na krok, jak taki piesek. Stanęliśmy przy pięknym i moim Ferrari. Justin podszedł do niego i przejechał ręką po lakierze, obczajał cały samochód, od kół do dachu.
- Mówiłam że lepszym jeździłam. - powiedziałam do Biebera.
- Musze przyznać ci rację. - odpowiedział i otworzył drzwi od strony kierowcy, już chciał wejść do środka, ale zatrzymałam go, łapiąc go za rękaw skórzanej kurtki.
- Gdzie ty się wybierasz ? Mój samochód. - odpowiedziałam i szybko zajęłam miejsce za kierownicą. 
- No weź. Chcę się przejechać tym cackiem. - odpowiedział z miną zbitego szczeniaka. Nie na mnie te numery.
- Chyba śnisz, Bieber. - powiedziałam wkładając kluczyki do stacyjki. - Jadę na start. Trzymaj kciuki, chociaż wiesz? Nie będziesz musiał. - powiedziałam "skromnie", zaśmiał się i zamknął drzwi, lecz nie pozwolił mi odjechać, bo wsadził swoją głowę przez szybę.
- Wierzę w ciebie, shawty. - szepnął i złożył pocałunek na moim policzku. Odsunął się ode mnie i poszedł w stronę chłopaków, stojących przy swoich panienkach. Odpaliłam samochód i wyjechałam w stronę startu. Podjechałam do linii która wyznaczała, do jakiego miejsca możemy podjechać najbliżej. Spojrzałam na moje rywalki, było ich 7. Jedna z nich była strasznie zaopatrzona w tatuaże i kolczyki, następna to była jakaś plastikowe lalka, podobna do tej z którą ślinił się Johny. Reszta wyglądała jak przeciętne dziwki.
Spojrzałam na chłopaka który wystrzelał lufę, kiedy zaczynał się początek wyścigu.
Wygrana jest moja.

*Justin PoV*

Patrzyłem jak ta mała suka odjeżdża tym cackiem i staje na linii startu, przygotowując się na wystrzał lufy.
- Yo, Bieber. - usłyszałem krzyk, po czym się odwróciłem by spojrzeć kto mnie woła.
- Siema Chaz. - przywitałem się z nim.
- Dawno się nie widzieliśmy. Co cię tu sprowadza? - spytał zaciekawiony. Wskazałem palcem na samochód w którym znajdowała się Ariel. Somers ze zdziwienia otworzył szerzej oczy i rozdziawił buzię. Zaśmiałem się z tego widoku.
- No nie pierdol, że to twoja nowa dziwka. - zakpił.
- Mój cel. - poprawiłem go spoglądając na pas startu.
- Bieber, może byś się podzielił najlepszą zdobyczą? - spytał z nadzieją, miał kurwiki w uszach.
- Jest. Moja. - syknąłem w jego stronę, robiąc przerwę między jednym słowem a drugim. Chaz podniósł ręce w geście obronnym.
- Tylko pytałem. Chodź do nas. Napijemy się. - zachęcał Somers. Jeśli chodzi o alkohol, to nawet nie musiał pytać. Przytaknąłem że się zgadzam i poszliśmy w stronę grupki ludzi. Przywitałem się ze wszystkimi, od razu zabierając jeden kubeczek z alkoholem.
- Yo, patrz. - szturchnął mnie w ramię i skierowałam wzrok na linię startu.- Za chwilę startują. - dopowiedział, przez co zwrócił moją uwagę. Patrzyłem się na czerwone Ferrari i osobę która w nim siedziała. Widać że tak samo jak ja kocha samochody. Po chwili usłyszeliśmy strzał i głośny warkot silników. Wszystkie ruszyły w tym samym momencie, lecz wiedziałem że to się dopiero zaczyna.

*Ariel PoV*

Wystartowałam najszybciej jak umiałam, lecz wszystkie jechałyśmy równo. Podrasowały sobie fury, dziwki. Docisnęłam pedał gazy, przyspieszając zaczęłam wymijać te samochodu, które wjeżdżały mi na mój pas. Spojrzałam na licznik, jechałam 290 kilometrów na godzinę. To dopiero początek, skarbie. Przeniosłam palec na radio, naciskając guzik, dzięki któremu pokazał się inny malutki guzik. Zanim jednak go nacisnęłam włączyłam muzykę. Spojrzałam się w lusterko i dostrzegłam że zaczynają mnie powoli doganiać. Trzymałam mocno kierownicę i dociskałam do końca pedał gazu, starając się jechać jak najszybciej. Nagle nie wiadomo skąd obok mojego samochodu jechał Mustang. Spojrzałam się w stronę kierowcy i dostrzegłam tam, tą wytatuowaną sukę. Czas się zabawić. Nacisnęłam magiczny guzik, a samochód zaczął coraz bardziej przyspieszać. Mustang jechał tuż za mną. Nacisnęłam ponownie guzik i wystrzeliłam samochodem jak z procy. Jednak zanim zauważyłam w oddali metę, musiałam zrobić kilka manewrów, by przejechać skręty. Widziałam już te czerwone światła sygnalizujące że jestem bardzo blisko linii mety. Spojrzałam się jeszcze raz w lusterka, jechały tuż za mną. Już przegrały. Najechałam na linię mety. gdzie facet pomachał flagą oznaczającą że wygrałam. Szybko wyhamowałam, by nie wjechać w ludzi i wyszłam z samochodu, gdzie roznosił się już tłum obok mnie. Uśmiechnęłam się z satysfakcją. Wygrałam dziwki. Przeszukałam wzrokiem tłum by znaleźć Johna, gdy go w końcu znalazłam, podeszłam do niego i dałam mu kluczyki. On się zaopiekuję moim cackiem.
- Wiedziałem że wygrasz. - powiedział i mnie przytulił.
- Ja zawsze wygrywam. - oznajmiłam i uśmiechnęłam się z satysfakcją. - Idę znaleźć tamtego kutasa. - powiedziała i chciałam już iść w stronę grupki ludzi, lecz ktoś mnie złapał za rękę. Johny.
- Kto to w ogóle jest ten chłopak z którym byłaś wcześniej? - spytał najwyraźniej zaciekawiony. Myśl Ari, myśl. Prawdy mu nie powiem, bo może mu się coś stać.
- Przyjaciel - skłamałam, jak gdyby nigdy nic.
- Ta, przyjaciel. - powiedział z sarkazmem i głupim uśmieszkiem Johny. Przewróciłam oczami, odwróciłam się na pięcie i szłam w stronę wcześniej grupki ludzi, jakąś ciemna alejką,  kiedy ktoś znowu złapał mnie za rękę.
- Czego kurwa? - syknęłam, odwracając się do osoby która mnie trzymała. Był to jakiś chłopak, od razu poczułam woń alkoholu. Zaczął się do mnie bardzo przybliżać i coraz bardziej ściskać mój nadgarstek.
- Puszczaj mnie kurwa. - warknęłam, starając się wyrwać z jego uścisku.
- Zamknij się, suko. - wysyczał w moją stronę, zaciskając mocniej rękę. Nie czułam strachu, tylko wkurw. Czułam jak mi oczy ciemnieją i jak krew we mnie buzuję.
- Jak się zamkniesz, szybko pójdzie, mała dziwko - wszystko we mnie buzowało. Zamachnęłam się lewą ręką, trafiając w jego ryj, dzięki czemu usłyszałam jak łamię mu się nos. Skulił się, łapiąc się za złamany nos. Widziałam jak mu leje się krew, przez co uśmiechnęłam się z satysfakcją. Zanim jednak zdążył się wyprostować, znowu się zamachnęłam. ale tym razem prawą ręką i przywaliłam mu prawym sierpowym, przez co upadł na ziemię.
- Nie. Jestem. Dziwką. Kutasie. - przy każdym następnym słowie zatrzymywałam się i mocno kopałam go po ryju. Błagał cicho pod nosem, bym przestała. Teraz dostanie karę za swoje.Wyciągnęłam z tyłu paska, mały scyzoryk, który znalazłam w schowku w Ferrari. Przykucnęłam przy nim i przysunęłam nóż do jego gardła.
- Przeproś. - syknęłam.
- P-prze-przepraszam. - wydukał, dławiąc się własną krwią.
- Za późno. skarbie. Miły snów. - powiedziałam z uśmiechem i poderżnęłam mu gardło. Szybko schowałam scyzoryk i wyszłam z alejki, zostawiając tego trupa. Zaczęłam się rozglądać w poszukiwaniu Biebera. Chodziłam wokoło ludzi szukając tego cwela, aż w końcu natrafiłam na niego jak stał przy samochodzie z jakąś pindrą. Albo raczej ona leżała,a on na niej. Oni tu się zaczną za chwilę pieprzyć. Podeszłam do nich szybkim krokiem i stanęłam zakładając ręce na piersi. Nawet mnie nie zauważyli. Najwyraźniej teraz ta suka wzięła nad nim kontrolę bo ona była na górze, a on na dole. Cały czas się śliniąc. Chrząknęłam by zwrócić ich uwagę, ale nic. Nadal przekazywali sobie ślinę. Ja pierdole, oni są jacyś głusi. Wystarczająco że jestem już wkurwiona niech ona kurwa mnie nie dobij.
- Yo, suko. - warknęłam. A ta jakby na zawołanie, odwróciła się wstając z Biebera, który teraz zmazywał jej szminkę z ust. Zamachnęłam się dzisiaj już 3 razy i wymierzyłam jej idealnego prawego sierpowego, przez co upadła na ziemie.
- Pojebało cię? - wykrzyknął pan-muszę-wytrzeć-tą-szminkę-z-ust.
- Jedziemy. Natychmiast. - zaakcentowałam ostatnie słowo, patrząc na niego z pogardą. Pominęłam jego wcześniejszy komentarz i czekałam aż się ruszy, ale nic. Stał w tym samym miejscu i nie raczył nawet zrobić kroku. Spojrzałam na tamtą wywłokę i patrzyłam jak stara się wstać, ale coś jej nie wychodzi.
- Na początku, powiedz mi kurwa co się stało? - syknął w moją stronę, podchodząc niebezpiecznie blisko.
- Powiem ci w samochodzie. Ruszaj kurwa ten swój tyłek i zapierdalaj do tego samochodu. - wysyczałam kilka centymetrów od jego twarzy. Zaczynały mu powoli ciemnieć oczy. tak samo szczęka była mocno zaciśnięta. Ojć, chyba go wkurzyłam.
- Masz mi powiedzieć co się stało? JUŻ - ostatnie słowo wykrzyczał, na szczęście nikt tego nie słyszał, bo byliśmy oddaleni od imprezy. Nagle usłyszałam to czego najbardziej się obawiałam. Policja.
- Teraz kurwa wsiądziesz, do tego pierdolonego samochodu? - syknęłam, pokazując palcem w oddali światła syren policyjnych. Skinął głową i szybko wyjął kluczyki odblokowując Mustanga. Weszliśmy do niego najszybciej jak umieliśmy i odjechaliśmy z piskiem opon. Nie wiedziałam dokładniej gdzie jedziemy, ale nie interesowało mnie to teraz. Najważniejsze było to żeby uciec.
- Gdy wysiadłam z samochodu, podeszłam do Johna by oddać mu kluczyki. - spojrzałam się na Justina by sprawdzić czy mnie słucha, nie patrzył na mnie ale wiedziałam że i tak mnie słucha. - Potem chciałam znaleźć ciebie, ale nie chciało mi się przejść przez tłum ludzi, więc poszłam ciemną alejką - mówiłam dalej spoglądając na Justina, jak jego szczęka się zaciska. Chyba już się domyślał co było dalej, ale wolałam mu powiedzieć. - Nagle ktoś mnie złapał za rękę, starałam mu się wyrwać, ale mocniej ją ścisnął. Był to jakiś chłopak, nie przyglądałam mu się. Zaczął mnie wyzywać od suk i dziwek. Wiec go na początku pobiłam, a później jak przeprosił to poderżnęłam mu gardło. - uśmiechnęłam się z satysfakcja, gdy przypomniał mi się jak płakał i błagał bym go nie zbijała. Spojrzałam na Justina i dostrzegłam że się uśmiecha.
- Dobra dziewczynka. - powiedział i pogłaskał mnie po włosach, jedną ręką trzymając kierownicę. Szybko strzepnęłam jego rękę.
- Grr... Moich włosów się nie tyka. - syknęłam, starając się ukryć uśmiech który chciał się wkraść na moją twarz. Justin się zaśmiał. ale tak szybko jak pojawił sie jego uśmiech tak znikł.
- Kurwa. - szepnął spoglądając na tylnie lusterka. Odwróciłam głowę by spojrzeć co to było. No oczywiście że Policja. Mam pomysł. Otworzyłam schowek i wyjęłam stamtąd pistolet, szybko go odbezpieczyłam.
- Co ty kurwa robisz? -syknął spoglądając na mnie, ale cały czas patrząc się w szybę.
- Staram się nam pomóc. - odpowiedziałam jak gdyby nigdy nic. Odpięłam pasy i otworzyłam okno znajdujące się obok mnie. Wychyliłam się i wymierzyłam pistolet w koło radiowozu. Nacisnęłam na spust, dzięki czemu kula centralnie wylądowała w oponie. Szybko wymierzyłam w tylnie i także nacisnęłam za spust. Najwyraźniej nie byli przygotowani, bo samochód zarzucił ich na prawą stronę i wjechali z impetem w drzewo. Szybko się schowałam do środka i zamknęłam okno. Oparłam się o siedzenia, wciągając powietrze i się wydmuchując, by się uspokoić.
- Masz cela. - usłyszałam jak się w końcu uspokoiłam. Spojrzałam na niego, w tym samym momencie co ona na mnie. Dostrzegłam w jego oczach ulgę i dume? Bardzo się zdziwiłam ale nie dałam po sobie tego poznać.
- Jeśli jesteś w gangu musisz mieć dobrego cela. - powiedziałam uśmiechając się i zapinając pas.
- U mnie nawet chłopaki by nie wcelowali. - odpowiedział. Zostawiłam ten komentarz bez słowa i wpatrywałam się w drogę którą jedziemy. Jechaliśmy do domu Biebera. Po jakiś 30 minutach siedziałam już na sofie, oglądając telewizję. Nagle poczułam jak miejsce obok mnie się zapada, odwróciłam się w tamtą stronę i dostrzegłam Mendlera, patrzącego się na mnie z uśmiechem.
- Cześć - powiedział i zabrał mi pilota.
- Siemka - odpowiedziałam, zabierając mu pilota którego wcześniej go zajebał.
- Jestem Cris. - powiedział i ponownie zabrał mi pilota.
- Super - odpowiedziałam od niechcenia, ponownie zabierając mu pilota.
- A ty jak masz na imię? - spytał, znowu mi zabierając ten pierdolony plastik z guziczkami.
- Ariel. A teraz kurwa oddaj tego pilota. - syknęłam i zabrałam pilota przełączając na jakiś program o CSI.
- Uu.. ostra. Fajnie że podoba ci się ten pilot ale on jest mój. - powiedział przesłodzonym głosikiem i zabrał go mi wstając z sofy i stawając na niej bym nie dosięgła pilota. Wstałam tak samo jak on, stanęłam na palcach by dosięgnąć pilota ale byłam za niska.
- Oddaj mi kurwa tego pilota. - syknęłam w jego stronę.
- Pod jednym warunkiem. - podniosłam zdziwiona jedną brew by kontynuował dalej. Pokazał swoim palcem na policzek odwracając głowę w bok. A więc o to mu chodzi. Przybliżyłam się do niego, przez co ona zamknął oczy. Szybko się zamachnęłam i strzeliłam mu mocnego liścia, jednak zanim on zdążył upaść na ziemie zabrałam mu pilota i przełączyłam na to co wcześniej oglądałam.
- AŁAAA, KURWA. - wydarł się na cały dom, przez co się zaśmiałam z jego reakcji. Starał się podnieść, ale chyba plecy go strasznie bolały tak samo jak policzek. Mógł oddać pilota. Po chwili wszyscy chłopcy stali w drzwiach frontowych do salonu i dziwnie się patrzyli na mnie i na Crisa.
- Co się stało że leżysz na ziemi? - spytał zdziwiony Nick i podszedł do sofy siadając na niej, po chwili wszyscy chłopcy oprócz leżącego cały czas na ziemi Crisa siedzieli obok mnie.
- Ona się stała. - powiedział i pokazał na mnie palcem, przez co się uśmiechnęłam z satysfakcją. Chłopaki dziwnie na mnie spojrzeli, a ja nadal się wgapiałam w telewizor.
- A dokładniej? - poprosił Bieber.
- Usiadłem obok niej i grzecznie spytałem jak ma na imię, wcześniej się przedstawiając... - chciał ciągnąć dalej ale Travis mu przerwał.
- I złożyła ci wpierdol ? - zapytał z uśmiechem. Na jego komentarz od razu się uśmiechnęłam z satysfakcją.
- Niee. Powiedziała jak ma na imię, a ja zabrałem jej pilota, później ona mi i tak w kółko. Aż w końcu stanąłem na sofie i trzymałem pilota jak najwyżej umiałem by ona nie dosięgnęła. Trochę mnie powyklinała, a potem spytała co ma zrobić żebym jej oddał pilota. Więc nastawiłem policzek i pokazałem na niego palcem by mi dała buzi, a ona przyjebała mi z liścia, zabierając pilota. - odpowiedział udając smutnego. Zaśmiałam sie w duchu, z jego miny.
- A więc tobie chodziło o buziaka? Sorry, nie wiedziałam. - pierwszy raz od jakiegoś czasu się odezwałam. Spojrzeli się na mnie,a potem na Crisa i wybuchnęli śmiechem. Mendler wstał otrzepał się i usiadł naburmuszony w fotelu obok. Spojrzałam na zegarek widniejący nad drzwiami i zobaczyłam że jest już 2 w nocy.  Przełączyłam szybko telewizję na wiadomości nasłuchując się.
" Wczoraj o 22:30 znalezione martwe i skatowane ciało Grega Butlera. Leżało ono w ciemnej uliczce przy gangsterskim poligonie. Sekcja zwłok odkryła że na początku został pobity i skopany, a potem poderżnięto mu gardło." Gdy usłyszałam to zaśmiałam się cicho. Spojrzałam na chłopaków którzy mieli wytrzeszczone oczy. Jednak gdy usłyszeli że się zaśmiałam skierowali wzrok na mnie.
- To o tym facecie mówiłaś mi w samochodzie? - spytał oszołomiony Bieber. Przytaknęłam głową i uśmiechnęłam się z satysfakcją.
- Wiesz kto to był? - spytał Cris, który najwyraźniej już się nie obrażał. Gdy zauważył że nie mam pojęcia, zaczął tłumaczyć. - To jest syn najgroźniejszego gangu w Londynie. - nie przejęłam się tym bardzo, bo po co.
- No i?- spytałam podirytowana. Ale oni wielkie zamieszanie z tego robią.
- On miał 12 ochroniarzy, nikomu nie udało się nawet dotknąć Grega. - powiedział Nick.
- To jestem pierwsza. - odpowiedziałam i wstałam z sofy, kierując się do mojego pokoju. Weszłam do środka i otworzyłam torbę z ubraniami. Założyłam szybko piżamę i wskoczyłam do łóżka, opatulając się kołdrą pod samą szyję. Byłam strasznie zmęczona. Zamknęłam oczy i odpłynęłam do krainy Morfeusza.

^*^*
Pisałam ten rozdział 5 godzin. Nie jest taki jak bym dokładnie chciała, ale jest bardzo do niego przybliżony.
Mam nadzieję że się spodoba.
JEŚLI CHCESZ ZOSTAĆ POINFORMOWANY/A TO NAPISZ SWOJĄ NAZWĘ TWITTERA, GDY BĘDĄ POJAWIAĆ SIĘ NOWE ROZDZIAŁY NAPISZE DO CIEBIE.

wtorek, 9 lipca 2013

Rozdział 5

*Justin PoV*
Jechaliśmy pustą ulicą by dotrzeć do szpitala. Okazało się że rana Travisa nie było taka mała, jak myśleliśmy.
Nick powiedział że nic nie zdziała z raną i trzeba jechać do szpitala.
- Nie pobrudź mi tapicerki. - ostrzegłem Travisa patrząc na tylnie lusterko, w których odbijał się Parker.
- Oczywiście, Bieber - syknął nadal trzymając się za ramię.
- Suka ma cel. - zaśmiał się Nick, a ja mu zawtórowałem. - A tak w ogóle to gdzie ją zaniosłeś? - spytał najwyraźniej zdziwiony.
- W moim pokoju. Wymieniłem z nią parę zdań i wyszedłem. - uśmiechnąłem się z satysfakcją, gdy przypomniał mi się widok strachu w jej oczach, kiedy przycisnąłem ją do ściany. Wjechałem na parking i czekałem aż chłopaki wyjdą z auta.
- Jedź do domu, my potem wrócimy. - usłyszałem ,zanim Cris zamknął drzwi. Odjechałem z piskiem opon i skierowałem się ulicą w stronę miejsca do którego chce jechać. Minęło jakieś 20 minut zanim wjechałam do garażu, zamykając bramę. Wyszedłem z auta i otworzyłem zakluczone drzwi. Gdy przeszedłem przez próg, od razu poczułem zapach naleśników który dostał się do moich nozdrzy. Kto kurwa zrobił naleśniki? Chłopaki gotować nie umieją, a w tym ja. Brandon powinien jeszcze spać, ale też gotować nie umie. Cicho wszedłem po schodach. Jestem kurwa pojebany, kto normalny skrada się we własnym domu. Otworzyłem drzwi od mojego pokoju myśląc że znajdę tam Ariel, ale jej nie było. Jak ja ją kurwa znajdę to zabije. Miała nie wychodzić z pokoju. Kurwa, 5 zasad, tak trudno je wykonać. Suka jebana. Wyszedłem z pokoju i zacząłem wchodzić do wszystkim po kolei, sprawdzając czy nikogo nie ma. Gdy przeszukałem wszystkie pokoje, pomyślałem jeszcze o Brandonie. Jeśli ona chociaż go dotknęła, to będzie umierać w męczarniach i bólu. Najciszej jak potrafiłem nacisnąłem klamkę i otworzyłem drzwi. To co tam zobaczyłem, przeżyłem szok. Brandon wtulał się w Ariel, a ona go obejmowała. Spali.
Nagle usłyszałem głośne rozmowy, chłopaki wrócili. Niech oni kurwa zamkną te ryje.
- Zamknąć się. - syknąłem do nich. Gdy usłyszeli że ich uciszam, szybko przybiegli do mnie na górę, oni także byli w szoku.
- Brandon nikomu się nie dawał przytulać, oprócz nam. - cicho powiedział Cris.
- Polubił ją. - wyszeptałem nadal zdziwiony.
- Ona najwyraźniej go też. - tak samo cicho powiedział Nick. Tego obawiałem się najbardziej, że Brandon ją polubi. Gdy on zaczyna kogoś lubić, nie chcę by ta osoba go opuszczała.
- Dobra chłopaki, zjeżdżać stąd. - syknąłem przez zęby w ich stronę najciszej jak umiałem, by nie obudzić Ariel i Brandona. Jak na moją komendę, rozeszli się do swoich pokoi. Wszedłem głębiej do pomieszczenia i podszedłem do łóżka. Muszę zabrać ją z tego pokoju, on się nie może do niej przywiązać. Przecież to mój wróg. Zdjąłem malutkie rączki z ciała Ariel i podłożyłem obie ręce pod jej nogi i plecy, by móc ją podnieść.
Podniosłem ją najciszej jak umiałem, by ich obojga nie obudzić. Gdy wychodziłem już z pokoju, spojrzałem ostatni raz na Brandona i dostrzegłem że się uśmiecha, dzięki czemu na mojej twarzy też wstąpił uśmiech.
Odkładałem powoli ją do łóżka, gdy poczułem że trzyma mnie za rękę, ale nadal ma zamknięte oczy. Starałem się strzepnąć jej rękę, ale za mocno mnie trzymała. Nie mogłem położyć się obok niej na łóżka bo jakby Brandon do nas przyszedł to by sobie coś pomyślał. On jest malutki, może wszystko wymyślić. Usiadłem na ziemi i wpatrywałem się w nią. Miała długie rzęsy i dobrze wyeksponowane kości policzkowe. Przyznam, była naprawdę gorąca i piękna, aż szkoda skrzywdzić takiej buźki. Ale no cóż, za coś trzeba żyć.
Gdy tak na nią patrzyłem, poczułem się senny. Nie mogłem utrzymać już w górze powiek. Zasnąłem.

*Ariel PoV*

Otworzyłam oczy, kiedy poczułam że jestem wyspana. Uchyliłam jak zawsze lekko powieki i dostrzegłam że jestem w pokoju Justina. Jak ja się tu znalazłam?  Zdjęłam gumkę z ręki i zwiozłam szybkiego koka. Musze się wykąpać, mam nadzieje że nie długo wrócę do dziewczyn. Jestem ciekawa co u nich. Wstałam z łóżka i skierowałam się w stronę drzwi od łazienki, gdy nagle jebłam o ziemie z hukiem. Syknęłam z bólu.
- Ałaa - usłyszałam za sobą, odwróciłam się w tamtą stronę i dostrzegłam Justina.
- Co ty kurwa robisz na podłodze? - spytałam zdziwiona.
- Łapie kurwa słonie. - syknął w moją stronę, przeczesując swoje włosy.
- Ile złapałeś? - spytałam sarkastycznie. Przewrócił oczami. - Powtórzę pytanie. Co ty kurwa robisz na podłodze? - mówiłam otrzepując się z niewidzialnego kurzu wstając z ziemi.
- Spałem. - odpowiedział jak gdyby nigdy nic. Najwyraźniej zobaczył mój zdziwiony wzrok bo zaczął tłumaczyć - Przyniosłem cię z pokoju Brandona, bo zasnęłaś najwyraźniej u niego. Ale jak cie kładłem na łóżku, złapałaś mnie za rękę i nie chciałaś puścić. - gdy to powiedział, zarumieniłam się i spuściłam głowę. - Przyznam, masz naprawdę mocny uścisk, aż mi krew nie dopływała do ręki. - powiedział, a ja walnęłam go w ramię, przez co syknął. - Nie położyłem się obok ciebie, co bym z chęcią zrobił. - na jego komentarz przewróciłam oczami. - Bo bałem się że Brandon przyjdzie do nas i coś sobie pomyśli. Więc położyłem się na ziemi. - wytłumaczył i sam wstał.
- Mogę skorzystać z łazienki? - spytałam patrząc na niego.
- A będę mógł z tobą? - uśmiechnął się figlarnie.
- Wolę sama. - odpowiedziałam. Najwyraźniej nie spodobała mu się ta odpowiedz, bo podszedł do mnie bliżej i przycisnął mnie do ściany. ZNOWU.
- Nie takiej odpowiedzi oczekiwałem. - wyszeptał mi do ucha.
- Nie wszyscy dostają to czego chcę. - poczułam że wzmacnia uścisk na moim nadgarstku.
- A jeśli, zrobię to - pocałował mnie w szyję - albo to - zassał skórę na mojej szyi - lub to - przegryzł ją. Przez co jęknęłam, co dało mu satysfakcję - albo jeszcze to - oderwał się od mojej szyi i przegryzł płatek mojego ucha. To był mój punkt. Jęknęłam z rozkoszy, co go najwyraźniej bardziej podnieciło, bo poczułam przy udzie jego sztywnego przyjaciela. - mogę iść z tobą? - wymruczał mi do ucha i znowu przegryzł płatek mojego ucha, tylko tym razem mocniej.
- Nie - powiedziałam z uśmiechem i szybko wyrwałam się z jego uścisku, wyminęłam go i zamknęłam się w łazience. Zanim jednak odkręciłam wodę, usłyszałam jego chichot i głos.
- Jeszcze zobaczymy. -
Zdjęłam z siebie ubrania, a następnie wzięłam się za bieliznę, po czym szybko wskoczyłam do kabiny prysznicowej. Gdy poczułam ciepłe krople na mojej skórze, od razu się rozluźniłam. Obmyłam swoje ciało dokładnie i umyłam włosy, o dziwo był damski szampon. Nie powiem, bardzo się zdziwiłam. Wyszłam spod prysznica i zaczęłam szukać ręcznika, znalazłam go dopiero w trzeciej szufladzie. Spojrzałam w lustro i dostrzegłam że mam coś fioletowego na szyi. Malinka. Co za chuj. Naznaczył mnie.Wytarłam się dokładnie i zawiesiłam je sobie nad piersiami, żeby zasłaniało mi ono tyłek i inne części intymne. Rozejrzałam się ponownie po łazience i dopiero teraz uświadomiłam sobie że nie mam w co się ubrać. Starych ubrań nie założę bo były lekko podziurawione. Od kluczyłam drzwi i wyszłam, stanęłam przy jego szafie, by poszukać jakiś ubrań. Gdy chciałam znaleźć jakiś dres, przeszkodził mi w tym ktoś.
- Nie kuś, skarbie. - usłyszałam przy moim uchu cichy głos. Ręce Biebera znalazły się na mojej tali, po czym mnie odwrócił twarzą do siebie. Przegryzłam wargę, gdyż czułam się nie komfortowo w samym ręczniku, przyciśnięta do klatki piersiowej Justina. - Zerwał bym z ciebie tę ręcznik i rżnął na okrągło. Ale przepraszam kochanie, na razie musisz poczekać. - mruknął i pocałował fioletowe miejsce, gdzie wcześniej zrobił mi malinkę. Zasyczałam z bólu, co najwyraźniej go bardziej pobudziło bo zrobił to samo. Zaczął składać powolne i mokre pocałunki na szyi w górę. Gdy dotarł do moich ust, pocałował mnie w nie z mocną siłą, przez co bym upadła, ale trzymał mnie mocno w pasie. Nie odwzajemniłam jego pocałunku, co najwyraźniej go wkurzyło, bo mocniej zacisnął ręce na mojej talii.
- Pocałuj mnie - wyszeptał prosto do moich ust. Nie miałam innego wyjścia, musiałam go pocałować. Mam do niego sprawę, więc robię to co mi każe. Wbił się w moje usta z taką zachłannością, jakby nigdy się nie całował. Odwzajemniłam pocałunek. Nasze usta, synchronizowały się w tym samym czasie. Justin przejechał moją dolną wargę językiem przez co złączyłam usta w cienką linię, nie dając mu dalszego dostępu. Jednak to na niego nie działało, jego ręce wylądowały na moim tyłku, by móc go ścisnąć. Przez co wyrwał się z moich ust jęk, Justin najwyraźniej pomyślał, że to jego okazja i wsunął swój język. Oboje przeszukiwaliśmy swoją jamę ustną. Podniósł moje ręce i zawiesił je sobie na szyi. Oplotłam palce wokół jego czupryny, zaczęłam ciągnąć końcówki włosów, przez jęknął prosto w moje usta. Gdy zabrakło nam powietrza oderwaliśmy się od siebie. Justin polizał usta, a ja przegryzłam swoją dolną wargę. Schylił się do zagłębienia w mojej szyi i zaczął składać tam powolne pocałunki.
- Mm.. świetnie całujesz. - mruknął blisko mojego ucha.
- T...Ty też. - wyszeptałam. Wyjęłam z szafy Justina - Justin ? -
- Mmm ? - mruknął
- Czy będę mogła dzisiaj pojechać na wyścigi w których biorę udział?- to właśnie wyścigi, były dla mnie takie ważne. Nawet głupie porwanie, nie przeszkodzi mi w wygraniu ich. Odsunął się ode mnie, ale cały czas trzymał ręce na mojej talii.
- Chodzi ci o te wyścigi, najlepszych lasek ? - spytał zdziwiony. Przytaknęłam w odpowiedzi. Uśmiechnął się szyderczo. - Zgodzę się, pod dwoma warunkami. - dałam mu znak by zaczął mówić. - Po pierwsze, masz się trzymać tylko mnie. Jak zobaczę przy tobie jakiegoś przydupasa, ty będziesz cierpieć, a on zginie na miejscu. Jasne? - powiedział lekko wkurzony, zauważyłam że jego szczęka zaciska się.
- A ten drugi? - spytałam cicho, żeby przerwać niezręczną ciszę.
- Po drugie, proszę rób częściej śniadanie dla Brandona. - powiedział niepewnie.
- Ok, polubiłam go. - uśmiechnęłam się. - To twój syn? - spytałam cicho, tak by go nie wkurzyć. Spojrzał na mnie, widziałam w jego oczach ból i zmartwienie? Kiwnął głową.
- Justin, to nic strasznego że masz syna. - powiedziałam przysuwając się do niego.
- Ja już nie daje rady. - wyszeptał. Widać było, że Brandon jest dla niego całym światem.
- Pomogę ci. - oznajmiłam cichym głosem.
- Nie potrzebuje niczyjej pomocy - syknął. Popatrzyłam na niego, oczy mu pociemniały, szczękę miał zaciśniętą, tak samo jak pięści. Zaczęłam powoli się cofać do tyłu, by nie zrobił mi krzywdy. Gdy zauważył że się oddalam, zaczął powoli podchodzić w moją stronę. Poczułam że jestem już pod ścianą, gdyż moje plecy przylegały do jakiegoś miejsca, nie mogłam się dalej ruszyć. Justin położył swoje ręce, po obu stronach mojej głowy i pochylił się nade mną. Spojrzałam znowu na niego i dostrzegłam że już się rozluźnił. On jest kurwa jakiś bipolarny, czy co. Zaczął składać pocałunki wzdłuż mojej szyi. Gdy był przy moim uchu, zatrzymał się na chwilę, ale nie oddalał. Dotknął opuszkami palców miejsca za uchem, przedstawiający tatuaż, piórko. Pocałował to miejsce i przegryzł płatek mojego ucha, przez co jęknęłam głośniej niż wcześniej. Nagle drzwi się otworzyły i stanął w nich Brandon. Szybko się od siebie oderwaliśmy, zarumieniłam się i spuściłam głowę.
- Tata , tata , tata . - wykrzykiwał Brandon biegnąc w stronę Biebera. Podniósł go i usadowił sobie przy biodrze, maluch zaczął coś szeptać na ucho do Justina.
- Nie wiem, musisz się Ariel spytać. - odpowiedział na odpowiedź którą Brandon szeptał mu do ucha. Postawił go na ziemi, a brunet szybko do mnie podbiegł, przykucnęłam przy nim i się uśmiechnęłam dając mu gest na to, aby zaczął mówić.
- Arii ? - mruknął cicho Brandon, przeciągając literkę i.
- Tak Brandon? -
- Cy zrobiłabyś mi i chłopcom pysny obiadek? - spytał nieśmiało. Jaki on słodki.
No oczywiście. - odpowiedziałam i pocałowałam go w policzek.
- Kto pielwsy na dole. - krzyknął Brandon i szybko wybiegł z pokoju. Chciałam już wyjść, gdy poczułam jak ktoś łapie mnie za ramię. Justin. Odwróciłam głowę w jego stronę i zrobiłam zdziwioną minę.
- Dziękuje. - szepnął. Skinęłam głową że rozumiem i pobiegłam na dół do kuchni. Brandon siedział na krzesełku i czekał aż zejdę.
- Co chciałbyś zjeść na obiad? - spytałam kierując to pytanie do Brandona uśmiechając się.
- Kluski z selem. - powiedział, pokazując swoje ząbki. Wyjęłam garnek, makaron i ser. Wszystko razem zasmażyłam. Gdy wszystko skończyłam rozłożyłam talerze dla chłopaków i Brandona. Postawiłam na środku stołu miskę z makaronem z serem.
- Idź Brandon ich zawołaj, ja muszę się przespać. - skłamałam. Po prostu nie chciałam z nimi jeść. Jak bym znów zobaczyła Travisa, to chyba bym mu oczy widelcem wyrwała. Gdy maluch pobiegł po nich, ja szybko wyszłam z kuchni i skierowałam się do tymczasowego pokoju. Mam przynajmniej nadzieje że tymczasowego. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka, na szczęście Justina już nie było. Podeszłam ponownie do biurka ze zdjęciami i zaczęłam je ponownie oglądać, teraz już wiedziałam że to Justin i chyba jego młodsza siostrzyczka. Na następnym zdjęciu był Brandon, słodko się uśmiechając. Byłam bardzo ciekawa, co się stało z jego matką? Zabita? Zgwałcona i pobita? Wypadek? Czy własna głupota? Podeszłam do drzwi balkonowych, otworzyłam je i wyszłam na dwór. Było ciepło, w końcu to środek lata. Zaczęłam rozglądać się po ulicy, sprawdzając czy przypadkiem nie znam tego miejsca. Było mi kompletnie nie znane, nie wiedziałam gdzie jestem. W oddali widziałam tylko samochody i kilku pieszych. Najwyraźniej się spieszyli, bo bardzo szybko szli. Ciekawe jak to jest, jesteś normalną osobą, nie goni cię policja, nikt nie chce cię zabić i nie musisz dbać o to czy zadajesz się z nim czy z nią. Masz na to wywalone. Przykucnęłam i oparłam się plecami o szybę, nasłuchując się silników samochodów, to jest to, co kocham. Po jakimś czasie, usłyszałam że ktoś mnie woła. Weszłam do środka i zamknęłam balkon. Spojrzałam w stronę drzwi i zobaczyłam tam Justina stojącego z talerzem.
- Czemu z nami nie zjadłaś? - spytał zdziwiony, podchodząc do mnie, gdy ja siadałam na jego łóżku.
- Bo jak bym zobaczyła Travisa, to bym mu widelcem oczy wygrzebała. - odpowiedziałam, przez co Justin się zaśmiał. Usiadł obok mnie i podał mi talerz. Podziękowałam mu i zaczęłam jeść, gdy skończyłam spojrzałam się na Biebera i zauważyłam że się mi przygląda.
- Czemu jesteś dla mnie taki miły? - spytałam zdziwiona, marszcząc brwi.
- Bo jesteś ważna dla Brandona, a Brandon jest ważny dla mnie. Ciesze się jego szczęściem. - odpowiedział. Szczerze? Zdziwiłam się jego odpowiedzią, myślałam że powie ''bo nie mogę cię jeszcze zabić''.
- Ja też się cieszę. - powiedziałam uśmiechając się lekko. - Ale jak by coś, to ja nigdy też taka miła nie jestem. Tylko dla Brandona. - ostrzegłam go, przez co się zaśmiał, a ja żartobliwie walnęłam go w ramię.
- Tam w rogu - wskazał palcem na prawy róg pokoju - stoi twoja torba z ubraniami. - powiedział. Najwyraźniej już pomyślał że chcę zadać pytanie, bo zaczął tłumaczyć. - Jak dziewczyn nie było, wkradłem się do domu i zabrałem trochę twoich ubrań.
- Ok, nie wnikam dalej. Ja idę się ubrać na wyścigi i jedziemy. - odpowiedziałam. Podeszłam do torby i wybrałam z niej krótkie spodenki i top lekko prześwitujący z ćwiekami, a do tego AIR MAXY. Szybko poszłam do łazienki, przebrałam się i umalowałam. O dziwo, moja kosmetyczka była w łazience Justina. Nie wnikam. Gdy wszystko skończyłam wyszłam z łazienki i skierowałam się w stronę siedzącego Justina.
- I jak ? - spytałam okręcając się wokół własnej osi.
- Będę musiał dzisiaj przy tobie cały czas stać, żeby wiedzieli że jesteś moja. - powiedział i podszedł do mnie uśmiechając się kpiąco.
- Możesz sobie pomarzyć. - odwróciłam się na pięcie i wyszłam razem z Justinem z jego domu, kierując się do pięknego mustanga. Podeszłam do niego i przejechałam palcem po masce samochodu.
- Wow - szepnęłam. Najwyraźniej Bieber to usłyszał bo się z satysfakcją uśmiechnął.
- Niezły nie? - spytał, najwyraźniej się ciesząc swoim autkiem.
- Jeździłam lepszym, skarbie. - oznajmiłam z uśmieszkiem, wchodząc od strony pasażera do samochodu. Zanim jednak wsiadłam usłyszałam jeszcze śmiech Biebera.


^*^*^

Postaram się jak najszybciej dodać następny rozdział. Kocham was! ♥

piątek, 5 lipca 2013

Rozdział 4

Kurewski ból głowy. Tylko to czułam od razu po przebudzeniu. Ból pleców był niczym w porównaniu do tego co teraz pulsowało mi w głowię. Rozchyliłam lekko powieki na tyle ile pozwalał mi ból. 
Przeczesałam wzrokiem pokój w którym się znajdowałam, było tu tylko jakieś biurko, cienki materac na którym teraz leżałam, był chujowo nie wygodny i mała żaróweczka wisząca z sufitu, migała.
Pomieszczenie wyglądało tak samo jak te w horrorach. Było strasznie cicho, żarówka nie dawała za dużo światła przez co było ciemno w pokoju.  
Gdzie ja kurwa jestem? Kto mnie porwał? Ile już tu jestem? 
Te pytanie chodziły po moją głowę, niestety, nie znałam odpowiedzi. Podniosłam się z mojego tymczasowego łóżka i skierowałam się do drewnianego biurka. Zauważyłam że miało kilka szafek, zaczęłam otwierać wszystkie po kolei w znalezieniu jakiegoś przydatnego przedmiotu, ale na moje nieszczęście niczego nie znalazłam. Odwróciłam się w stronę ścian i zaczęłam je obmacywać w poszukiwaniu jakiś drzwi. Czułam tylko zimne,wilgotne ściany. Piwnica. Zamknęli mnie w zimnej, mokrej, piwnicy. Chuje.
Nagle poczułam coś metalowego. Drzwi. Obmacałam ją ponownie, aż w końcu znalazłam to czego szukałam, klamka. Pociągnęłam ją w dół, sprawdzając czy drzwi są otwarte. O dziwo, były. Ja pierdole, jacy idioci mnie porwali. Nawet drzwi nie umieją zamknąć, ale tym lepiej dla mnie. Wyszłam z tego pomieszczenia i skręciłam w prawo, po kilku krokach zauważyłam schody. Po cichu zaczęłam do nich podchodzić, wspięłam się po kilku schodkach do góry, gdy nagle usłyszałam jakąś rozmowę.
Stanęłam w miejscu i przyłożyłam ucho do drzwi, starając się być jak najciszej.
- Co mamy z nią zrobić ? - spytał jakiś męski głos.
- Nic nie możemy, dopóki on nie wróci.- odpowiedział mu jakiś inny głos, był bardziej piskliwy ale nadal męski. Byłam ciekawa o jakiego ON chodziło.
- A co będzie jeśli dziewczyny z jej gangu będą starali się ją znaleźć? - spytał jakiś jeszcze inny głosy. Mogłam rozpoznać że ta rozmowa jest odgrywana przez samych chłopaków.
- Zabawimy się z nimi. Podobno są gorące. - odpowiedział mu ten chłopak co mówił na temat JEGO. Gdy przez jakiś czas, nie odzywali się, lekko uchyliłam drzwi. Spostrzegłam że na przeciwko drzwi za którymi się kryłam, leżała na stolika broń. Przeczesałam wzrokiem korytarz by zobaczyć czy nikogo nie ma, było pusto. Szybko wyszłam zza drzwi i podeszłam cicho do spluwy, wzięłam ją w ręce i cicho odbezpieczyłam. Normalna osoba by uciekła, ale nie ja. Zawsze kończę to co zaczynam.
- Słyszałeś to ? - usłyszałam szelest z głębi domu. Idą tu. Szybko schowałam się za jakimiś drzwiami. Rozejrzałam się wkoło i zobaczyłam biurko, kilka szafek, jakieś zdjęcia i papierki. To pomieszczenia wyglądało jak biuro. Lecz nie miałam czasu żeby rozglądać się dłużej po pokoju, szli tu. Musiałam przykucnąć żeby cokolwiek zobaczyć przez dziurkę od klucza, znajdującą się w drzwiach. Cała ich trójka przeszła przez korytarz i skierowała się do drzwi, prowadzących do miejsca z których nie dawno wyszłam. Otworzyli je, ale nie zeszli na dół. Patrzyli się w ciemność, szczerze nie wiedziałam czego oni tam szukają. Wyszłam cicho z ukrycia i wycelowałam w nich broń, byli cały czas odwróceni. Średniego wzrostu szatyn gdy się skapnął że nic tam nie ma, odwrócił się i doznał szoku. No tak, nic dziwnego. Kto normalny trzyma zakładnika w piwnicy, a gdy słyszy jakiś szelest i się odwraca mierzy w niego dziewczyna spluwą.
- Yyy... chłopaki. - szturchnął ich ręką. Miałam nad nimi przewagę, przez co się z satysfakcją uśmiechnęłam.
- Czego chcesz Mendler? - odezwał się drugi szatyn, tylko o wiele wyższy niż tamten. Czyli ten pierwszy chłopak ma na nazwisko Mendler. Coraz łatwiej. Gdy ten drugi się odwrócił i dostrzegł mnie z wycelowanym spustem w niego, powiększyły mu się oczy.  
Zaskoczony? Nie trzeba było mnie porywać, kutasie.
- Travis odwróć się. - powiedział przez zęby Mendler. Czyli ten ostatni brunet to Travis. Przyznam Travis wyglądał najgroźniej z nich. Jednak każdy z nich miał coś co mnie w nich lekko przerażało, lecz nie mogłam tego pokazać.
- Jak ty się kurwa stamtąd wydostałaś? - syknął w moją stronę Mendler. Przewróciłam oczami.
- Tacy z was idioci że nawet nie umiecie drzwi zamknąć porządnie. Nawet pięciolatek by uciekł. - powiedziałam cały czas z wymierzonym w nich spustem. Travis i Mendler spojrzeli się z ogniem w oczach na chłopaka którego imienia nie znałam. Zaśmiałam się w duchu.
- Odłóż spluwę i jak grzeczna dziewczynka wróć do piwnicy. - syknął Travis.
- Gdybyś jeszcze nie zauważył to nie jestem grzeczną dziewczynką. - powiedziałam uśmiechając się szyderczo - A jak nie pójdę to co mi zrobisz ? - syknęłam. 
- Nie chcesz wiedzieć, skarbie. - odpowiedział robiąc krok w moją stronę.
- Zrobisz jeszcze jeden krok, a ten nabój będzie w twojej skórze. - odpowiedziałam przez zaciśnięte zęby. Nie zwrócił uwagi na to co powiedziałam, jakby mnie nie usłyszał. Zrobił krok w moją stronę, przez co pociągnęłam za spust i strzeliłam w jego ramię. Zdziwił się. Myślał że nie strzelę. Złapał się za ramię.
- Pieprzona dziwka - mruknął pod nosem myśląc że nie usłyszę, ale mylił się. Rzuciłam broń o ziemie i kopnęłam go w jaja, przez co się skulił. 
- Nie. Jestem. Dziwką. - syknęłam kopiąc go kilka razy po brzuchu przez co upadł na ziemie. Miałam zamiar nadal go napastować ale poczułam że ktoś złapał mnie za ręce. Starałam się mu wyrwać, kiedy chłopaki szybko podbiegli do krwawiącego Travisa. Chuj będzie cierpiał. Nie wiedziałam kto mnie trzyma. Ale czułam że jest nieźle napakowany bo aż syknęłam z bólu, gdy mocniej ścisnął moje przedramiona. Cały czas się wierciłam żeby wyrwać się z niego uścisku.
- Uspokój się, kochanie - usłyszałam przy uchu ochrypły męski głos. Znałam go, aż za dobrze.
- Bieber, puść mnie. - syknęłam.
- Przepraszam skarbie. Nie mogę, byłaś niegrzeczna. - mruknął. Odwrócił mnie do siebie i przytrzymał w talii, przez co widziałam jego orzechowe oczy. Starałam się wyrwać z jego uścisku, ale wzmocnił go. Spojrzałam znowu w jego oczy, nie były już orzechowe. Były ciemne, puste, nie mogłam nic z nich wyczytać. Podniósł mnie i przerzucił sobie przez ramię, nic nie mówiąc. Chyba go wkurzyłam. Odwrócił się w stronę chłopaków, przekręciłam głowę w stronę w którą właśnie patrzył i dostrzegłam że z Travisem już lepiej. Kurwa. Siedział na sofie i przyciskał rękę do rany.
- Jak z nim ? - spytał Justin.
- Będzie żył, kula nie przebiła jego ręki na wylot, więc jest ok. Opatrzę go. - odpowiedział mu chłopak którego imienia jako jedynego nie znałam.
- Spoko. Nick ? - zawołał go Bieber zanim wszedł po schodach niosąc cały czas mnie na ramieniu. Wkurwiał mnie.
- Co? -
- Brandon śpi w samochodzie, weź go stamtąd. - oznajmił i wszedł najwyraźniej do swojego pokoju. Zamknął drzwi i przekręcił klucz. Kurwa. A już myślałam że będę mieć jakieś szanse żeby uciec.
- Postaw mnie kurwa na ziemi - wysyczałam przez zęby. O dziwo, posłuchał mnie.
- Będziesz mieszkać w tym domu przez dłuższy czas więc... - przerwałam mu od razu, kiedy usłyszałam to zdanie.
- Czekaj, kurwa, co ? Ja tu nie zostaje, masz mnie w tej chwili wypuścić. - powiedziałam na jednym wdechu, patrząc na jego twarz. Poczułam mocny ból w plecach i rękę która przygwoździła mnie do ściany. Dupek.
- Teraz kurwa ja mówię, a ty masz mnie słuchać. Jasne? - wysyczał przez zęby, jego oczy pociemniały kiedy nie usłyszał odpowiedzi. Mocniej mnie przycisnął do ściany. - Jasne?
- T...tak - wysapałam. Bałam się. Tak, Ariel Evans się bała. Nie wiedziałam do czego był zdolny.
Może mnie zabić, albo zgwałcić, albo zrobić coś dziewczynom.
- A więc jak już mówiłem, będziesz mieszkać w tym domu przez dłuższy czas, a tu obowiązują zasady dla takich jak ty. Pierwsze, nigdy mi się nie sprzeciwiasz. - ta, już to widzę. Zobaczy do czego jestem zdolna. - Drugie, robisz to co chcę. Trzecie, nie możesz wychodzić z tego pokoju, inaczej, zabije cię. Czwarte, nie możesz kontaktować się z dziewczynami z twojego gangu.- a więc coś o mnie wie. Szkoda, że ja nic o nim. - Piąte i ostatnie, jak będziesz coś chciała, to nawet o to nie proś. - wypowiedział te wszystkie zasady z takim jadem, jakim u nikogo nigdy nie usłyszałam. Gdy skończył wszystko tłumaczyć, wziął ręce, przez co upadłam na ziemie z hukiem. Bolało. Ale nie mogłam dać po sobie tego poznać. Wstałam z ziemi i spojrzałam na Justina, wyjął telefon z kieszeni, o dziwo wyglądał jak mój. Obmacałam swoje kieszenie i czułam że mam pusto w kieszeniach.
- Oddaj mój telefon. - powiedziałam wkurwiona że ruszał nie swoją rzecz. Spojrzał na mnie i się bezczelnie uśmiechnął.
- Jak będziesz grzeczna, to może kiedyś go dostaniesz z powrotem - odpowiedział i jak gdyby nigdy nic, wyszedł z pokoju, znowu zamykając drzwi na klucz od zewnętrznej strony. Rozejrzałam się po pokoju, było wielkie łóżko, biurko, szafa i drzwi, prowadzące pewnie do łazienki. Podeszłam do biurka i zobaczyłam że jest na nim kilka ramek ze zdjęciami. Podniosłam jedno, widniał na nim chłopiec i dziewczynka. Widać było że była młodsza od chłopczyka. Malec przypomniał mi kogoś, ale nie mogłam wymyśleć kto jest do niego tak podobny. Byłam zmęczona. Odłożyłam zdjęcie na miejsce, na którym wcześniej stało i skierowałam się do łóżka. Zdjęłam bluzę którą miałam na sobie, położyłam ją na fotel i wskoczyłam pod kołdrę. Ułożyłam wygodnie się na poduszce i powąchałam ją. Pachniała Justinem. Nie miałam siły by myśleć nad dzisiejszym dniem, od razu zasnęłam.

***

Przebudziłam się gdy poczułam że ktoś mnie obserwuje. Uchyliłam lekko oczy i dostrzegłam malutkiego chłopczyka, na oko wyglądał na 4-5 lat. Był bardzo słodki. Miał brązowe włosy i tego samego koloru oczy.
- Ceść - powiedział swoim cieniutkim głosikiem.
- Hej maluszku. - odpowiedziałam siadając obok niego na łóżku. - Co tu robisz? - spytałam patrząc się na niego przyjaźnie. Nie chciałam żeby się mnie bał.
- Psysedłem do taty, ale zobacyłem ze go nie ma. - powiedział smutny. Zrobiło mi się go szkoda. Ciekawe kto jest jego tatą. Zauważyłam że był w piżamce.
- Jak masz na imię, słodziaku ? - spytałam. Po moim komentarzu, od razu się uśmiechnął. Dzięki czemu, na mojej twarzy też pojawił się lekki uśmiech.
- Brandon. - odpowiedział. Miałam w dupie zasady Biebera. Wyjdę z tego pokoju tak czy siak. Nie może mnie trzymać jak więźnia.
- Chodź Brandon, ubierzemy się i zrobimy pyszne naleśniki. - powiedziałam podnosząc się z łóżka i podając rączkę maluchowi.
- Ale fajnie, dziękuje. - wykrzyknął i przytulił się do moich nóg. Był malutki, więc nie mógł dosięgnąć wyżej. Podniosłam Brandona i wzięłam go na ręce.
- Bardzo proszę. - odpowiedziałam całując go w policzek. - Pokażesz mi gdzie masz pokój? - spytałam odkładając go na ziemie. Złapał moją rękę swoją malutką rączką i szybko wybiegł z pokoju, ja razem z nim. Podszedł do drzwi z napisem Brandon i otworzył je, ciągnąc mnie do środka. Miał pokój koloru niebieskiego, zabawki były porozrzucane po kątach, ale najwyraźniej to mu nie przeszkadzało.
- Masz bardzo ładny pokoik. - powiedziałam odwracając się w jego stronę z uśmiechem. Gdy się patrzyło na tego maluszka, nie było możliwości się nie uśmiechnąć. Doczłapałam się do szafki i ją otworzyłam w przeszukaniu ubrań. Gdy znalazłam jakieś spodnie z opuszczonym krokiem i bluzkę ze znakiem supermena, a do tego malutkie Vansy, podałam je chłopczykowi.
- Leć do łazienki i się przebież, będę na ciebie czekać tutaj. - oznajmiłam. Brandon szybko do mnie podbiegł i znowu się do mnie przytulił, objęłam go rękoma i również go przytuliłam.
- Plosę cię, nie odchodź. - wyszeptał mi do ucha Brandon. Po chwili poczułam kilka mokrych kropel spadających mi na ramię. On płakał. Odsunęłam go od siebie, przykucnęłam przy nim i kciukiem otarłam łzy na jego policzkach.
- Nigdzie się nie wybieram, skarbie. Nie płacz. - także wyszeptałam. Byłam ciekawa, co się przytrafiło w jego życiu, że tak się bał że odejdę.
- Obiecujesz? - zapytał z nadzieją.
- Obiecuję. - odpowiedziałam lekko się uśmiechając. - A teraz leć się szybko ubierz, to zrobimy do tych naleśników jeszcze kakao. - gdy usłyszał co do niego powiedziałam, szybko pobiegł do łazienki. Po niecałych 3 minutach, znowu był z powrotem.
- Gotowy? -
- Taak - wykrzyknął. Wzięłam go na ręce i wyszłam z jego pokoju, zeszłam po schodach i skierowałam się do kuchni.
- Z czym chciałbyś naleśniki? - spytałam, zakładając słodki fartuszek. Nie ma to jak być w gangu i mieć w kuchni słodki fartuch.
- Nutellą. - wykrzyknął. Dziwiłam się, ile ten dzieciak ma w sobie energii.
Wyjęłam potrzebne rzeczy do zrobienia naleśników i wrzuciłam je do jednej miski. Spojrzałam się na Brandona i dostrzegłam że wpatrywał się we mnie z zaciekawieniem.
- Chcesz mi pomóc ? - spytałam go. Zobaczyłam na jego twarzy wielki uśmiech, po chwili pokiwał głową. Zeskoczył z krzesełka, podszedł do mnie i wyciągnął ręce w górę bym go podniosła.
Podrzuciłam go do góry i usadowiłam go na blacie kuchennym. Podałam mu miskę i łyżeczkę.
- Ja przygotuje patelnię, a ty będziesz mieszać, ok ? - kiwnął głową na znak że się zgadza i zaczął mieszać masę. Widać że sprawiało mu to dużą przyjemność, bo uśmiech nie odstępował od niego na krok. Był szczęśliwy.
Gdy każdy z nas skończył swoją pracę, zaczęłam robić naleśniki. Po 15 minutach była już ich sterta.
Wyjęłam z lodówki nutellę, postawiłam ją obok Brandona i rozłożyłam 2 talerzyki. 
- Smacznego, skarbie. - powiedziałam i nałożyłam dla nas po naleśniku. Polubiłam tego malucha.
Ale cały czas byłam ciekawa, kto jest jego ojcem? I po co ja tu jestem? Moje rozmyślenia, przerwało mi szturchanie w ramię. Odwróciłam się w stronę Brandona i zauważyłam że był cały brudny Nutellą. Uśmiechnęłam się, wzięłam serwetkę i wytarłam jego buźkę.
- Smakowało? - spytałam, gdy zbierałam wszystkie naczynia.
- Baldzo, dziękuje ci jesce raz. - powiedział i znowu się we mnie wtulił. - Pocytas mi bajeckę ? - spytał słodko. I jak ja mam mu odmówić? Każdy uważa mnie za zimną, bezduszną sukę, uważają że nie mam uczuć. Mylą się. Nie znają mnie, a od razu osądzają. Każdy wie że uwielbiam się ścigać i zabijać, dlatego się mnie boją.
- Oczywiście, maluchu. - odpowiedziałam i potargałam jego brązowe włoski. Szybko pobiegł na górę, a ja za nim. Dziwne było to że nikogo nie było w domu. Zostawili malucha samego. Skierowałam się za Brandon do jego pokoju. Ja pierdole, ile mieli tutaj schodów.
- Jaką bajkę chciałbyś? - zapytałam przeglądając szafkę z książkami, gdy Brandon przykrywał się kołdrą, już w piżamie. Szybki jest, nie powiem że nie.
- 7 krasnoludków - wykrzyknął, przez co się zaśmiałam. Wyjęłam książkę z szafeczki i położyłam się obok Brandona. Opatuliłam go bardziej kołdrą i oparłam się o ścianę, by mieć lepszy widok na książkę.
- Pewnego ciepłego dnia ... - czytałam mu książkę przez bardzo długi czas, dopóki nie poczułam jak się we mnie wtula. Myślałam że mogę już go opuścić i wrócić do "mojego" pokoju. Lecz nie było mi to dane. Gdy chciał wstać, poczułam mocniejszy uścisk malucha na mojej ręce w którą się wcześniej wtulał. Nie było szans żebym wróciła do siebie. Położyłam się z powrotem obok niego i objęłam go ramieniem by było mu cieplej. Uśmiechnął się przez sen. Musiał dużo przeżyć, naprawdę dużo. Nie wiem czemu, ale byłam zmęczona. Zamknęłam oczy i odpłynęłam do krainy Morfeusza z nadzieją że niedługo się stąd wydostanę.


^*^*^

W tym tygodniu powinien pojawić się następny rozdział. Będą one dodawane częściej bo są WAKACJE. *-*