poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Rozdział 19

Może zacznę od tego że pod przedostatnim rozdziałem pojawiło się  AŻ 36 komentarzy.
A pod ostatnim TYLKO 17 komentarzy.
Ale nie będę się tym razem czepiać ponieważ naprawdę długo nie było żadnego rozdziały.
Dziękuje za to że czytacie moje wypociny! :)
Pozdro, Pjjona^^

*^*^*^*^*^*



-Kurwa, nie rozumiecie tego że jej nie puszczę na tą akcje? -ryknął gardłowym głosem Cris. Od jakiś 20 minut zbieramy się do wyjścia. Przynajmniej tak miało być, że wszyscy.
- Cris! Josh uważa że powinniśmy wziąć ją ze sobą. Nikt nie wie że ona jeszcze żyje. Może być naszą tajną bronią. Umie zabijać, bić się, strzelać i wygrywać wyścigi. Czemu mamy jej teraz kurwa nie zabrać? - podobnym głosem warknął Travis. Nie myślałam że kiedykolwiek stanie w mojej obronie. A zwłaszcza po tym że go postrzeliłam i nie mieliśmy najlepszych kontaktów ze sobą. Skinieniem głowy podziękowałam mu za jego wkład w przekonanie Crisa.
-A co jeśli coś jej się kurwa stanie? Dopiero co ją odzyskałem, a prawie umarła na moich ramion. Za tym pieprzniętym razem mógłbyś stanąć w mojej obronie, a nie przejmować się hajsem. -Cris cały czas zostawał przy swojej wersji. Siedzieliśmy z Justinem na sofie i wpatrywaliśmy się raz na mojego brata, potem na Travisa i jeszcze na Nicka, który także od czasy do czasu wtrącał swoje 3 grosze, starając się jakoś udobruchać mojego brata.
-Ale zobacz że jest silna. Siedzi kurwa na sofie, oddycha, mruga i patrzy na ciebie z politowaniem. Nie zdycha teraz w trumnie i nie prosi o rozgrzeszenie. Daj sobie spokój!- powiedział wyrwany ze spokoju Nick. Popatrzyłam na Justina z prośbą i nadzieją w oczach, że może on coś zadziała.
- Proszę Justin. Poproś go żebym z wami pojechała. - wyszeptałam bawiąc się palcami u rąk, lekko zawstydzona że muszę prosić Justina o pomoc. Widziałam jak odchyla się do tyłu i wyjmuje telefon z przedniej kieszeni spodni. Przejechał kilka razy po ekranie, po czym wybałuszył oczy i spojrzał na mnie ze zdziwieniem ale także z nutką dumy?. Schował telefon do kieszeni, wstał i podszedł żwawym krokiem do kipiącego gniewem Crisa.
- Rozumiem że jesteś jej bratem ale nie możesz decydować za nią. Ma pieprzone 19 lat. Chorą przeszłość za sobą i cholera jasna dowodziła jednym z prawie tak dobrych gangów jak nasz! Utrzymywała przy życiu 3 dziewczyny przez 7 lat. A nie zapomnij jaką miała pracę. Sami jesteśmy w tym zawodzie i wiemy jak trudno utrzymać przy życiu samego siebie. Nie dość że przeżyła wszystko co jej zrobiłem, to jeszcze normalnie ze mną mieszka w domu i nadal żyjemy. Sam dostajesz szału jak jedziemy na jakąś akcje bez ciebie. Pozwól jej z nami pojechać. Nie musi z nami wchodzić do środka, może być kierowcą. -wypowiedział się Justin, z zaciętą miną wpatrując się w Crisa. Nigdy nie słyszałam żeby ktoś tak podsumował mojego życie. Nie myślałam że miałam aż tak popieprzone życie. Zatkało mnie po tym co powiedział Bieber. Przenigdy w życiu nie pomyślałabym że stanie po mojej stronie. Bardziej spodziewałabym się tego że powie coś Crisowi przez co w ogóle mnie zamknie w pokoju na klucz przed całym światem.
- Ugh, dobra. - warknął przeciągle. - A ty - w tym momencie pokazał na mnie palcem. - Masz porozmawiać z Justinem. Podziękuj mu, bo gdyby nie on byś siedziała w domu.- pokiwałam z niechęcią głową i skierowałam wzrok na Justina. Oczywiście jakby inaczej, na swojej twarzy miał ten chamski uśmieszek. Czasem mi się zdaje że tylko dla mnie on jest przeznaczony, by wyprowadzać mnie z równowagi. Przewróciłam oczami i wskoczyłam na pierwszy schodek by od razu skierować się do mojego pokoju. W połowie drogi po drewnianych schodach zatrzymał mnie głos Crisa.
- Ariel, przyjdzie niańka do Brandona. Ta sama co ostatnio.Alice. Zachowuj się. - mruknął patrząc na mnie z dołu schodów. Ponownie dzisiejszego dnia przewróciłam oczami i skinęłam niezauważalnie głową. Kiedy chciałam wznowić chód do pokoju Brandona, przerwał mi w tym dzwonek do drzwi. Zbiegłam na dół, sapiąc cicho pod nosem i przekręciłam gałkę, otwierając je. Tak jak kiedyś stanęła naprzeciwko mnie wytapetowana tynkiem lalunia. Oczywiście jej szafa ma tylko w zanadrzu miniówkę i króciutką bluzkę z maksymalnym na wierzchu dekoltem.
- Ugh, ty jeszcze żyjesz? - warknęła zakręcając swoje tlenione blond pasemko na palec. - Justinek mi powiedział że jesteś tutaj tylko dlatego bo twój brat nie ma co z tobą zrobić. - mruknęła wchodząc do środka.
- Najwyraźniej się przeliczyłaś. - warknęłam podirytowana. Usłyszałam za sobą jak ktoś cicho oddycha. Justin, Nick, Travis i Cris. Kurwa mać, co oni w wojsku są że stoją jak na baczności. -Znasz zasady dotyczące jak masz zachowywać się w stosunku do Brandona. A teraz sorry, ale opuścimy cię. Nie chcę tracić czasu na kogoś kto miał więcej kutasów w mordzie, niż ja frytek. Nara - powiedziałam chamsko się uśmiechając i zabierając po drodze kluczyki od samochodu, który prawie tak samo wyglądały jak mój samochód do ścigania się. Wyszłam z domu kierując się do garażu, gdy chciałam wejść do środka, ponownie tego dnia zostało we mnie wycelowane pistolety.
- Kurwa, naprawdę? - warknęłam patrząc na każdego z chłopaków z osobna. Mark, Peter, Alfredo, Patrick i John. -Cris! - wykrzyknęłam odwracając się do mojego brata. Na jego twarzy tak samo jak wcześniej na twarzy Justina pojawił się chamski uśmieszek.
- Sorry, nie mogłem się powstrzymać. - zaśmiał się. Przewróciłam oczami chyba już 5 razy dzisiejszego dnia i już bez trudu weszłam do garażu. Nacisnęłam automatycznego pilota by sprawdzić na który samochód trafiłam. Gdy usłyszałam ten charakterystyczny i tak bardzo znany mi dźwięk odbezpieczania zamków w samochodzie, uniosłam wzrok znad kluczyków. Szok. Rozdziawiłam usta i wybałuszyłam oczy. Przede mną stało moje kochane białe Ferrari. Mój wyścigowy samochód. Moje słońce. Zapiszczałam z radości, odwróciłam się do uśmiechniętego Justina, Crisa i oszołomionych reszty chłopaków. Szybko pobiegłam do mojego maleństwa i wsiadłam za kółko. Odpaliłam go i przejechałam leciutko dłońmi po kierownicy, pod koniec mocno zaciskając ręce na czarnej kierownicy. Wysiadłam z samochodu z uśmiechem na ustach i pokazałam gestem ręki że mogą zająć miejsca. Już po chwili wszyscy siedzieli na miejscach włącznie ze mną. Uśmiechnęłam się sama do siebie i skierowałam wzrok na siedzenie obok mnie. Justin.
- Gdzie jedziemy? - spytałam starając się nie brzmieć na aż tak bardzo podekscytowaną.
- Pitfield Street 30b* - oznajmił patrząc na początku na bramę wyjazdową, a następnie na mnie. Skinęłam głową że wiem gdzie się to znajduje i nacisnęłam guzik na pilocie by brama mogła się otworzyć. Już po chwili jechaliśmy po drodze z 130km/h na liczniku. Widziałam na twarzy Justina cień uśmiechu gdy co chwila przyspieszałam.
- Nie to żebym nie ufał twoim zdolnością jazdy. Ale czy mogłabyś zwolnić? - spytał cicho Cris.
- Nie. - warknęliśmy oboje z Justinem. Jeszcze przez chwilę usłyszałam jak mój brat mruczy coś pod nosem w stylu "Tacy sami, szaleńcy". Popatrzyłam na Justina i widziałam ten błysk w oku. Uśmiechnęłam się do niego wiedząc o co mu chodzi. Zwolniłam do 60km/h i przygotowałam się na zaskoczenie chłopaków siedzących z tyłu.
- Jednak się mnie posłuchałaś. - mruknął pod nosem Cris, uśmiechając się z wdzięcznością. Żebyś chłopaku wiedział co dla ciebie naszykowałam. Gdy uśpiłam czujność chłopaków, nie licząc Justina, szukałam wzrokiem jakiś skrótów pobocznych. Widziałam jak Justin uniósł nisko palec i wskazał lewą stronę ulicy i małą, ale gdzie by się zmieścił samochód, uliczkę. Zmieniłam biegi i najmocniej jak umiałam naciągnęłam hamulec awaryjny, po czym od razu zmieniłam biegi i mocno przycisnęłam pedał gazu. Mijałam poboczne kosze na śmieci i inne rzeczy leżące na ziemi. Zaśmiałam się cicho, gdy usłyszałam przeraźliwy pisk Crisa. Do moich uchu także wpadł śmiech Justina. Przed nami stał zaparkowany bocznie tir. Wcisnęłam mocniej pedał gazu naciskając sprzęgło i zmieniając bieg. Zmieszczę się. Nie ma innej opcji. Jeszcze trochę maleńki. Spojrzałam w tylne lusterko. Na twarzach Crisa, tak samo jak Nicka i Travisa czaiło sie przerażenie. Dzięki chłopaki. Widać jak we mnie wierzycie. Spojrzałam następnie na twarz Justina, który akurat w tym samym czasie spojrzał na mnie. Na jego twarzy akurat czaiła się spokój. Jakby wiedział i wierzył że na pewno mi się uda. Przeniosłam wzrok na drogę, która tym razem pokazywała że coraz bliżej jesteśmy stojącego w miejscu tira. Byłam już tak blisko.
- Zmieścisz się Shawty. Wierzę w ciebie. - słowa które wypowiedział Justin, jakby miały jakąś magiczną moc. Dały mi siłę. Wiedziałam że się zmieszczę, że dam radę. Już po chwili zrobiło się na chwilę ciemno i przejechaliśmy pod naczepą Mana**. Uśmiechnęłam się z dumą i skręciłam w prawo, ponownie zmieniając bieg. Słyszałam głośne oddechy chłopaków i jeden cichy ale nadal lekko ochrypły, seksowny głos Justina.
- Bravo Ari. - 
***
Po jakiś 15 minutach, w końcu dojechaliśmy. W ciągu całego czasu który mieszkałam z chłopakami, nie słyszałam przekleństw. Nick, Travis i Cris przez całą drogę od momentu przejechania pod naczepą Mana, albo klnęli jak szewc, lub mówili coś w stylu "Taka podobna do Justina", "Tak samo zakochana w samochodach". Za każdym razem podśmiewałam sobie pod nosem. Gdy dotarliśmy w końcu do jakiś opuszczonych, zardzewiałych i brudnych bunkrów, chłopaki wyszli z samochodu tylko Justin nadal siedział z chamskim uśmiechem na ustach. Oparłam łokieć o okno i odwróciłam twarz w stronę szatyna, zastanawiając się czemu nie wysiada. Także spojrzał na mnie z tym swoim wszechobecnym błyskiem w oku.
- Trzymaj kciuki kochanie... Ale wiesz co? Jednak nie będziesz musiała. - powiedział z tym swoim zawiackim uśmiechem, używając moich słów. Których kiedyś użyłam na wyścigach, kiedy go pierwszy raz zabrałam ze sobą. O nie, tak się nie bawimy. 
- Tym razem ja w was wierze. - zaśmiałam się cichutko i pokazałam palcem na chłopaków czekających przed samochodem. - Możesz już iść. Czekają na ciebie. - mruknęłam.
- A gdzie mój buziak na szczęście? - uśmiechnął się. O dziwo, ten uśmiech był normalny. Szczery. Ponownie się zaśmiałam i przysunęłam głowę do policzka szatyna. Gdy jednak chciałam go pocałować w policzek , odwrócił głowę i pocałowałam go w usta. Szok. Jednak kiedy chciałam odskoczyć od niego pociągnął mnie za rękę i mocniej naparł na moje usta. Coś mnie podkusiło bym odwzajemniła ten pocałunek. Może była to chęć wygrania zakładu. Tak, nadal mam ochotę go wygrać. Na początku był ostry, wymuszony, myślał że nie będę tego chciała. Kiedy jednak poczuł że ja także go odwzajemniam, uśmiechnął się przez pocałunek i zwolnił go. Przejechał koniuszkiem języka po mojej dolnej wardze. Jęknęłam z rozkoszy i udostępniłam mu wejście. Już po chwili jego język pieścił mój, tak samo jak podniebienie. Lecz to co jest piękne szybko się kończy, usłyszeliśmy jak ktoś mocno bije w boczną szybę samochodu. Odskoczyliśmy od siebie i spojrzeliśmy w stronę sprawcy. Nick. Pokazał Justinowi znak głową że muszą już iść.
- Powiedz Nickowi że jeśli jeszcze raz walnie w cokolwiek w moim samochodzie, przyczepie go do koła smyczą i będzie biec za nami. Nie będę się litować. -burknęłam pod nosem. I już po chwili zostałam sama w samochodzie.
***
Siedzę w samochodzie już jakiś czas. Godzina, może dwie? Zdążyłam wypalić 3 fajki, sprawdzić olej, koła, zawieszenie, płyn hamulcowy i wszystko inne co mogłoby mi wpaść do głowy. W tym czasie usłyszałam 3 strzały, a następnie była tylko cisza. Coś mi tu jednak nie pasowało. Na akcje było cicho, za cicho. Ugh, poczekam jeszcze kilka minut i sprawdzę jak z chłopakami.
 ***
Zgadnijcie co się stało? Oczywiście że nic. Siedzą już w środku jebane 2 godziny i 37 minut. Były 4 strzały i cisza. Oh, pieprzyć to. Wyszłam z samochodu, zabierając kluczyki ze stacyjki i podchodząc do bagażnika. Otworzyłam go i wyciągnęłam ze skrytki na koło Pistolet Welrod. Po czym małym guzikiem na pilocie zamknęłam go automatycznie. Skierowałam swoje nogi w stronę wejścia gdzie wchodzili chłopcy. Usłyszałam stłumioną rozmowę, lecz byłam za daleko bym mogła cokolwiek usłyszeć. Szłam powoli, starając się być jak najciszej. Gdy zobaczyłam że jakiś 2 gostków odwraca się w moją stronę, szybko schowałam się za pudłami i paletami. Przez małą szparkę wcisnęłam rewolwer i wycelowałam w jednego z dwóch łysych napakowanych mężczyzn. Kiedy zauważyłam że idealnie ustawił się pociągnęłam za spust, dzięki czemu już po sekundzie ten w białej bluzce leżał na ziemi w swojej własnej czerwonej krwi. Uśmiechnęłam się z dumą.
- Kurwa Jack! Kto tu jest?! - wykrzyknął niższy od niego w czarnej koszulce łysol. W tego drugiej także wycelowałam i ponownie tego dnia pociągnęłam za spust. Przeszłam obok zwłok i truchcikiem pobiegłam w stronę wejść magazynu. Przeszłam przez metalowo-drewniane drzwi, cały czas starając się zrobić jak najmniej hałasu. Gdy jednak zeskanowałam teren  zobaczyłam że mam wolną drogę, pobiegłam schodami na górę, skąd dochodziły strzały. Najwyraźniej przenieśli się z dołu magazynu, na górę i dlatego nie słyszałam żadnych strzałów. Przeszłam po schodach, od razu zauważając czyjeś plecy i kogoś leżącego na ziemi. Widać było że ta osoba chciała się podnieść. Lecz byłam za daleko by cokolwiek innego zobaczyć i zrozumieć coś z tego bełkotu. Cichymi krokami przeszłam do osobnika, stając jakieś 7 metrów od niego.
- I co Bieber? Gdzie macie tą swoją zajebistą laskę? Każdy z was już ją wyruchał i uciekła z płaczem, bo mieliście małego? - zaśmiał się jakiś nieznajomy mężczyzna. Czyli na ziemi leżał Bieber. Kurwa. Nagle wybiegł z korytarza obok Cris, Nick i Travis, lecz kiedy zauważyli w jakiej sytuacji są zatrzymali się i otworzyli buzię z wrażenia.
- Jeśli chociaż kurwa drgniecie palcem, zabije was! Każdego po kolei, a później się za waszą nową dupę. Przyznam ta laska jest gorąca. - ponownie zaśmiał się, lecz tym bardziej szyderczo. I wycelował po kolei w każdego, pokazując prawdziwość tych słów. To się kurwa przeliczyć chłopaku! Zobaczyłam że Nick skierował wzrok za tego mężczyznę, dostrzegając mnie i wybałuszając oczy. Przyłożyłam wskazujący palec do ust, pokazując mi żeby był cicho. Podniosłam pistolet na wysokości głowy tego faceta i czekając na dobry moment. W oczach Justina, czaił się strach. Lecz nie patrzył na tego faceta, patrzył na mnie. Nie bał się o siebie, tylko o mnie. Pokazałam tym samym znakiem co Nickowi by był cicho, skinął niezauważalnie głową.
- Nawet nie wasz się jej kurwa tknąć. - warknął Justin, starając się podnieść na łokciach. Lecz tak szybko jak miał nadzieje się wstanie, ta nadzieja prysła. Ponownie padł na ziemie, ale widać było po nim że się nie podda, będzie walczyć. Odważny.
- Powiedziałem kurwa żeby się nie ruszać! Teraz cię zabije! - warknął, gdyż tego krzykiem nie można było nazwać.
- Ej kutasie! -słysząc mój głos, chłopaki jak i sam mężczyzna odwrócił się w moją stronę.
- Ariel, uciekaj. - warknął Justin przez zęby. Puściłam jednak to zdanie mimo uszu.
- Jeśli kurwa za chwilę się nie odsuniesz się od nich, cały magazynek znajdujący się w tym rewolwerze znajdzie się w twojej dupie! - powiedziałam przeładowując pistolet.
- I znalazła się nasza zguba. Jak miło. - parsknął śmiechem, lecz nawet z daleka można było zobaczyć że stał się nerwowy. Bał się. - A gdzie masz swoje przyjaciółeczki? Nie żyją, jak przykro. - byłam pewna że na wzmiankę o dziewczynach widać było ból wymalowany na mojej twarzy, lecz tak szybko jak się pojawił zastąpiłam ją ponownie maską obojętności.
- Wiesz że przegrałeś dlatego starasz się naciskać na moją psychikę. Bravo! Jestem z ciebie dumna, tylko gdybyś nie zapomniał, to moja gra Luke. - warknęłam nakierowując na jego kolano mój pistolet. Nie pociągnęłam za spust. Jeszcze nie. Nie widziałam Luke'a z 2 lata. Bardzo się zmienił, ale tylko jego nauczyłam jak znęcać się nad kimś psychicznie. Moja gra, moje zasady. - Tym razem przegrałeś tą grę Luke, tylko jest mała zmiana planów. - mruknęłam spoglądając na chłopaków kątem oka. Widziałam że Justin z pomocą chłopaków wstał i swoją spluwę nakierował na Luke'a. Na twarzach chłopaków widać było zaciekawienie. Byli także przygotowani na każdy następny ruch Luke'a. - Nie będziesz miał następnej szansy na wygranej tej wojny. -
- Co masz na myśli? - wyszeptał wystraszony. Jego oczy kierowały się ze mnie na chłopaków i tak w kółko.
- Umrzesz.- warknęłam. Naciskając na spust i przestrzelając mu kolano. Od razu z ust Luke'a padł krzyk, puścił pistolet i zwinął się na ziemi, skowycząc z bólu. Cris podbiegł i wykopał pistolet cały czas mierząc pistoletem w Luke'a. Ukucnęłam przy wykrwawiającym się mężczyźnie i pokręciłam głową z politowaniem.
- Wolisz żebym psychicznie sprawiła ci ból, czy jednak wolisz kulkę? - mruknęłam, okręcając miedzy palcami moje czarne cudo.
- Strzelaj Ariel. - pisnął Luke. Zacmokałam pod nosem i pociągnęłam powolnie za spust trafiając w drugie kolano. Ponownie tego dnia, cały korytarz przeszedł krzykiem bólu mężczyzny.
- Nie tego cię nauczyłam Luke. Wpajałam w ciebie siłę walki, tak samo jak panowanie nad bólem. Musiałeś mnie wcale nie słuchać. - Uniosłam swoje ciało i spojrzałam na chłopaków. Cris patrzył na mnie z niedowierzaniem. No tak, nigdy nie widział mnie w akcji, a że jestem jego siostrą, to pewnie myślał że będę delikatna i w ogóle. - Bym cię może i nie zabijała, ale cóż, straszyłeś moich ludzi, a więc. Jakieś ostatnie słowo? - uśmiechnęłam się chytrze i tym razem wymierzyłam lufą w głowę mężczyzny.
- Savannah była ze mną w ciąży. - przez szok spowodowany zdaniem które usłyszałam pociągnęłam za spust. Tym razem po korytarzu nie rozniósł się krzycz Luke'a, tylko huk wystrzelanego rewolweru i plask krwi spadającej na ścianę.
***
Od razu po wejściu do domu, skierowałam się do kuchni. Otworzyłam lodówkę i wyciągnęłam puszkę piwa. Muszę się napić. Zamknęłam lodówkę i wolnym krokiem poczłapałam się do blatu. Położyłam na blacie puszkę, i pociągnęłam za kapsel, dzięki czemu piwo się otworzyło. Gdy chciałam wziąć już łyk piwa, przeszkodził mi w tym głęboki głos Justina.
- Musimy porozmawiać. -
- Przydało by się. - przytaknęłam odwracając się do niego, siadając na blacie i zaczerpując pierwszego łyka z puszki.
- Jak się czujesz? - spytał, opierając się naprzeciwko mnie o kuchenkę.
- Bywało gorzej. - mruknęłam, biorąc łyk z puszki. Justin skinął głową że usłyszał odpowiedź. Przez długi czas była po między nami cisza. Wysunęłam puszkę z piwem w stronę trochę spiętego Justina. Popatrzył to na puszkę, to na mnie, ale w końcu wziął piwo z moich rąk i zrobił kilka łyków.
- Przepraszam. - mruknął patrząc na mnie kątem oka i drapiąc się po karku. - Przepraszam że zrobiłem ci krzywdę. Przepraszam że uderzyłem cię. Przepraszam za ten stolik. Przepraszam że jestem złym ojcem. Przepraszam że... - powiedział na jednym wdechu. Uciszyłam go ruchem ręki, gdyż nie mogłam po prostu wytrzymać tego jak on się męczy. Uśmiech sam mi cisnął się na twarz.
- Justin, ja nie jestem zła. - powiedziałam przechylając lekko głowę w prawo i w końcu pokazując mu lekki uśmiech. Chłopak rozdziawił usta i patrzył na mnie ze zdziwieniem.
- Jak to? Skrzywdziłem cie. Poobijałem ci żebra, prawie złamałem kręgosłup. -mówił podchodząc do mnie i opierając ręce o blat, obok moich rąk, kręcąc głową z niedowierzaniem.
- Byłeś naćpany. - mruknęłam zabierając puszkę z jego ręki i wypijając do końca piwo, odstawiając puszkę na bok.
- Kurwa. -warknął pod nosem, głowę opuszczając w dół.
- Myślałeś że nikt się nie skapnie. Cóż, nie ze mną takie numery Justin. Wystarczyło przypatrzeć się bardziej twoim oczom i zachowaniu. -powiedziałam podnosząc jego głowę do góry, by brązowe tęczówki patrzyły w moje.
- Chłopaki nie zwracają na to uwagi. Uważali to za moje normalne zachowanie. Skąd, skąd ty wiedziałaś? - wyszeptał ostatnią część zdania. Zaśmiałam się cicho z jego zdziwienia.
- Też w tym siedziałam. -mruknęłam, przeczesując rękom swoje włosy. Po mimice twarzy Justina, widziałam że jest zaciekawiony ale także zdezorientowany. - Tak Justin, byłam ćpunką. - mruknęłam, ponownie poprawiając spadający kosmyk włosów. Za 3 razem miałam dość i zostawiłam go w spokoju, ale najwyraźniej Justina rozśmieszyło moje wkurzenie na kosmyk włosa. Uniósł rękę i delikatnie, schował kosmyk za moje ucho. Uśmiechnęłam się lekko w podzięce, co Bieber od razu odwzajemnił. Justin rozsunął moje nogi i przybliżył się na tyle ile mógł, złapał za tył moich ud i przyciągnął do siebie, wbijając się w moje usta. Z lekkim oszołomieniem odwzajemniłam pocałunek. Kiedy poczułam że Justin chcę wtargnąć do wnętrza moich ust, zaczęłam się z nim drażnić i nie pozwoliłam mu na to. Jednak chłopak miał inne plany. Przeniósł ręce z moich ud, na pośladki i ścisnął je, dzięki czemu z moich ust wypłynął jęk przyjemności, co przyczyniło się do tego że Bieber wsunął język. Poczułam jak uśmiechnął się przez pocałunek. Zarzuciłam ręce na szyje chłopaka i przyciągnęłam go bliżej, co wątpię że było możliwe. Język Justina pieścił moje podniebienie, język, jak i same usta. Pociągnęłam za końcówki jego miękkich włosów, co równo się z jękiem rozkoszy Justina. Gdy zaczęło braknąć nam powietrza, oderwaliśmy się od siebie, opierając czoła, o swoje nawzajem.
- Zakład nadal trwa, kochanie. - mruknął i ponownie wbił się w moje usta.  
 One POV***
Coś myślę, że jednak trudno będzie mi wygrać ten zakład.

*^*^*^*^*^*^*^*^
Pitfield Street 30b*~Ta ulica naprawdę znajduję się w Londynie. Lecz nie mam pojęcia co tam jest.
Mana**~Jest to Tir.
One POV***~ Często to znaczenie występuje w różnych FanFiction. Chodzi o to że będę wtedy pisać w formie narratora. np. Bella podeszła do niego, ale Irwin widząc jej poczynania szybko się cofnął, bojąc się jej dotyku.

wtorek, 11 marca 2014

Rozdział 18

Co się kurwa stało?
To była pierwsza myśl od razu po lekkim oprzytomnieniu. Uchyliłam leciutko jedno oko, mając minimalną nadzieje że jest ciemno. Na szczęście matka natura chociaż raz się nad mną zlitowała. Rozejrzałam się po pokoju w którym aktualnie się znajdowałam, nie mogłam za dużo zobaczyć ponieważ jedyne światło jakie było w pokoju oddziaływało z elektronicznego zegara znajdującego się na szafce nocnej. 22:03. Zajebiście. 
Uniosłam głowę ku górze, lecz z cichym jęknięciem ponownie ją położyłam.
Co ja wcześniej kurwa robiłam?
Ból który roznosił się w każdej części żeber był nieznośny.
Kurwa, ktoś po mnie skakał?
Zamknęłam oczy starając przysporzyć informacje z którą ten ból był związany.
Czarne jak węgiel oczy Justina.
Silne ramiona popychające mnie.
Zapłakane oczy Brandona.
Ciemność.
Uniosłam powieki by urywki scenek zniknęły mi sprzed oczu. Bieber. To wszystko wina Justina pieprzonego Biebera. Zwlokłam się z łóżka, cicho sycząc z bólu i od razu łapiąc się za żebra. Obmacałam rękoma ubrania w których się znajdowałam. Szeroka koszulka. Powąchałam ją, zaciągając się zapachem. Cris. I jakieś krótkie spodenki, były w moim rozmiarze. Po omacku przeszłam w stronę ścian, by móc znaleźć drzwi. Gdy dotknęłam czegoś metalowego wiszącego na ścianie, bezmyślnie pociągnęłam. O dziwo, trafiłam z wyborem i po chwili już szłam schodami w dół. Kierowałam się dźwiękami dobiegające najwyraźniej z telewizora. Przekraczając linie framugi, niebezpiecznie zakręciło mi się w głowie, przez co podtrzymałam się drzwi. Podniosłam wzrok nakierowując go na sofę. Travis i Nick wpatrywali się we mnie ze współczuciem. Kurwa, nie potrzebuje litości. U Crisa czaiła się złość, troska i promyk minimalnego szczęścia. Czym on się tak cieszy? Ja tu ledwo co stoje. Mojego brata to ja nigdy nie zrozumiem.
- Macie może Advil*? - spytałam z nadzieją, siadając obok Crisa i spoglądając na dużą plazmę. Mecz. To było do przewidzenia. Już po kilka sekundach Travis przyniósł mi 2 białe tabletki i butelkę wody. Skinieniem głowy podziękowałam i od razu połknęłam pigułki. Chciałam zatopić się w ciepłej sofie i obejrzeć z nimi do końca mecz, lecz przeszkadzało mi ciągły wzrok chłopaków na mojej osobie. Przewróciłam oczami i poprawiłam się na sofie.
- Możecie zadać te jebane pytanie które w was siedzą, bo czuje że nie dacie mi spokojnie obejrzeć TV. - mruknęłam zniecierpliwiona.
- Co się stało przed naszym przyjściem? - wykrzyknęli. Popatrzyłam się na nich wzrokiem "głucha kurwa nie jestem" po czym przewróciłam oczami. Ja tu kurwa z nimi oczopląsu dostanę.
- Po prostu się pokłóciliśmy. O co, nie jest waszą sprawą. - burknęłam.
- Chyba to jest jednak nasza sprawa. To nie ty musiałaś tłumaczyć wszystkiego Brandonowi. - warknął Nick.
- Ani widzieć jak twoja własna siostra prawie umiera, bo miała problemy z oddychaniem przez połamane żebra. - dodał Cris.
- Gdzie jest Brandon? - spytałam, ignorując ich odpowiedź. Nie czekając na odpowiedz, ruszyłam szybkim krokiem do pokoju malucha. Chciałam pobiec, lecz cały czas ból który roznosił się w mojej klatce piersiowej nie ustąpił. Cicho sapnęłam i leciutko uchyliłam drzwi. Leżał zawinięty w kulkę na łóżku. Podeszłam malutkimi kroczkami do łóżka, siadając na brzegu. Płakał. Na policzkach miał zaschnięte ślady po łzach. Pogłaskałam włoski chłopczyka i szczelniej opatuliłam go kołdrą. Chciałam już wstać i wyjść z pokoju, lecz zatrzymały mnie malutkie rączki owijające się wokół mojej ręki. Spojrzałam na Brandona i posłałam mu ciepły uśmiech. Leciutko go odwzajemnił.
- Mamo... - usłyszawszy te 4 litery wspomnienia zawładnęły moim umysłem.
Moja głowa automatycznie pofrunęła w stronę krzyku który wydobył się z ust małego, zapłakanego Brandona.
- Mamo!...
Ból, Światło, Łzy, Krzyk i Ciemność
- Cześć szkrabie. - cicho mruknęłam. I co ja mam mu powiedzieć? Jak mam mu wytłumaczyć że nie jestem jego mamą? Ja nawet nie wiem jak jego prawdziwa matka się nazywała.
- Jak się czujesz? - spytał cichutko, wczłapując mi się na kolana. Owinęłam wokół niego moje ramiona i przysunęłam go bliżej, na tyle ile pozwalał mi ból.
- Bywało lepiej. Ale jest okey. -
- Czy mogłabyś ze mną spać? - spytał zawstydzony. Uśmiechnęłam się leciutko do niego i odchyliłam kawałek kołdry, dając mu znak że się zgadzam. Zakopał się pod kołdrą, po czym ja także położyłam się obok niego. Leżeliśmy w ciszy.
- Brandon, czy mógłbyś mi odpowiedzieć szczerze na jedno pytanie? - zapytałam. Siknął głową że się zgadza, po czym uniósł wzrok nakierowując go na moje oczy. - Czemu nazywasz mnie "mamą"? -
To pytanie nasuwa mi się od razu na myśl. Chociaż było ciemno, widziałam jak chłopczyk się rumieni.
- Bo chodzi o to że... - westchnął - Opiekujesz się mną lepiej niż moja prawdziwa mama, wspierasz mnie, starasz się być zawsze kiedy cię potrzebuje. Nie jesteś jak Aysha. Nie bijesz mnie, gdy płacze. Robisz mi śniadanie. Kocham Cię Mamo. - ostatnią część zdania wyszeptał, bojąc się mojej reakcji. Chciałam mu powiedzieć to samo, lecz coś w środku mnie blokowało. - Wiem że ty mnie też mamo, czuje to tutaj - wyszeptał i przyłożył swoją małą rączkę do mojego serca. Uśmiechnęłam się, starając się zatuszować łzy które chciały wypłynąć na zewnątrz. Brandon popatrzył jeszcze na mnie przez chwilę, odwzajemnił uśmiech i położył się na łóżku, otulając się ciepłą kołdrą w gwiazdki. Również zrobiłam tak samo, zgaszając małą lampeczkę przy łóżku chłopczyka.
- Dobranoc mamo
- Dobranoc skarbie
*Następny Dzień*
- Jak się czujesz? - zapytał Cris, od razu kiedy przekroczył próg kuchni. Przegryzłam, przeżułam i połknęłam płatki, dając mu znak palcem, by poczekał aż zjem tą łyżkę.
- Bywało gorzej. - odpowiedziałam, lekko się uśmiechając. Odwzajemnił uśmiech i przysiadł się obok mnie, wlepiając swoje brązowe gałki oczne we mnie. Przewróciłam oczami, domyślając się co za chwilę się stanie.
- Możemy porozmawiać, szczerze? - cichutko zapytał jakby bojąc się mojej reakcji. Potrząsnęłam wolną ręką dając mu znak że się zgadzam i może zaczynać.
- Nie spytam się ciebie o nic na temat tej katastrofalnej nocy, bo wiem że nie chcesz o tym rozmawiać. Tu masz swój telefon.- skinęłam głową,kiedy położył mój biały iPhone na blacie. - Chciałbym się spytać kim tak szczerze jest dla ciebie Brandon? -
Zdziwiłam się trochę tym pytaniem, nie myślałabym że akurat o to by się mnie spytał. Przełknęłam następną łyżkę płatków i głośno westchnęłam.
- Znam go tylko 3 miesiące, ale mogę szczerze powiedzieć że jest kimś dla mnie naprawdę ważnym. Sprawia że chociaż czuje paraliżujący ból, mogę się uśmiechnąć. Taki mały promyczek słońca. Brzdąc którego nie da się nie kochać. Gdy się we mnie wtula czuję tą matczyną ochronę nad nim. Jestem w stanie za niego życie oddać, nie lękałabym się śmierci, jeśli wiedziałabym że On będzie bezpieczny. Jest dla mnie jak syn. Kocham Go. - ostatnie 2 zdania wyszeptałam spuszczając głowę, mając nadzieje że żadna łza nie wypłynie z kącika mojego oka. Poczułam jak ramiona Cris owijają się wokół mojego ciała, dając mi smaczek bezpieczeństwa. Już dawno się tak nie czułam. Zawsze każdy chciał mnie zabić. Nie dość że musiałam chronić swoją dupę to także dupę dziewczyn. Nie płacze za nimi. Wiesz czemu? Bo wiem że to nie sprawi że przywróci mi je. Tak, były dla mnie ważne, ale nie tak jak teraz jest dla mnie ważny Brandon lub Cris. Są moją nową rodziną. I obiecuję że chociażbym miała stracić życie, będę ich chronić. Położyłam głowę na ramię mojego brata, wsłuchując się w ciche i wolne bicie jego serca.
- Znając ciebie, będziesz chciała się zemścić na Bieberze. Powiesz mi co masz zamiar zrobić? - zapytał, odsuwając mnie lekko od siebie. Wzruszyłam ramionami, biorąc do buzi kolejna łyżkę płatków.
- Nic mu nie zrobie. - wymamrotałam cichutko.
- Jak to?! - krzyknął Cris. Niech on się tak nie wydziera, głucha nie jestem.
- To nie jego wina. - odburknęłam, mieszając płatki. Widziałam że miał zamiar już otworzyć buzię i coś powiedzieć, więc szybko mu przerwałam - Wyprzedzając twoje pytanie, był naćpany. -
Ponownie otworzył buzię lecz tak samo jak wcześniej przerwałam mu.
- Tak, dobrze słyszysz. Naćpany. Ludzie po dawce narkotyków, zachowują się inaczej, lecz to powinieneś wiedzieć. Na każdego to działa inaczej. W Justinie włącza się agresywność i po jakimś czasie zaczyna słabnąć. Dzięki temu, mogłam uciec na dół do salonu. Wiem to gdyż miałam tak samo. - odparłam, mając jednak cichą nadzieję, że nie usłyszał ostatniego zdania.
- Jak to tak samo?!- warknął zszokowany.
- Tak Cris. Byłam ćpunką. - warknęłam wychodząc z kuchni, zabierając po drodze mój odzyskany telefon.
*kilka godzin później*
Cały dzień spędziłam w domu. Albo leżałam w łóżku, albo chodziłam po domu bezczynnie. Znam każdy zakątek domu jak swoją własną kieszeń. Chciałam iść do pokoju z workiem treningowym, lecz napatrzyłam się tylko na zamknięte na klucz drzwi. I to tylko dlatego że Cris jest tak przewrażliwiony moją osobą, że za chwilę tu wikituje. Zamknął do tego wszystkiego okna, tarasowe, drzwi wyjściowe tak samo jak kazał tym facetom spod domu że nie mogą mnie wypuścić. Gdy jednak jakoś udało mi się dotrzeć do drzwi wyjściowych, pomyślałam że trochę za łatwo poszło. Otworzyłam drzwi wsuwką i szeroko je uchyliłam. Nie minęła nawet chwila, 5 pistoletów Browning HP wycelowane były we mnie.
- Naprawdę? - warknęłam do piątki facetów, z krótko obstrzyżonymi włosami.
- Przepraszamy panienko Evans, ale takie mamy zadanie od pana Mendlera. - odpowiedział minimalnie skruszony najniższy chłopak z tej całej bandy. Byli wysocy i naprawdę nieźle umięśnieni. Przewróciłam oczami, po czym ochrząknęłam.
- CRIS! - wykrzyknęłam najgłośniej jak umiałam i na ile pozwalał mi dokuczliwy ból żeber. 
- Co jest siostra? - odparł Cris, jak gdyby nic się nie stało.
- Co to kurwa jest? - warknęłam mocno wkurzona, pokazując na 5 chłopaków, z cały czas wymierzonymi pistoletami w moją stronę. Mój brat widząc gotowych do walki facetów uśmiechnął się i dał im znać rękom że mogą spocząć.
- To są twoi "ochroniarze" - w tym momencie podniósł wskazujący i środkowy palec u obu rąk i zrobił tzw. cudzysłów. - Mark, Peter, Alfredo, Patrick i John. - mówiąc imiona pokazując na każdego z osobna.
- Na chuja mi oni? - warknęłam mocno zirytowana
- Martwię się o ciebie. Chce by ciebie chronili, kiedy mnie przy tobie nie będzie. - odpowiedział uśmiechając się. Jeszcze chwila i przyjebie sobie facepalm'a. Przysięgam.
- Braciszku, ja także byłam w gangu i zauważ że nadal żyje. - odparłam zaczesując włosy do tyłu.
- Ledwo. - burknął.
- Co?- 
- Powiedziałem ledwo. Spójrz, jesteś cała poobijana, byłaś 2 razy nieprzytomna i raz przez całe 6 dni. Dostałaś napadów furii i prawie zginęłaś w wybuchu. - warknął także już lekko wytrącony z równowagi.
- Ale cały czas kurwa żyje.Nie możesz traktować mnie jak kalekę skoro nią nie jestem. - burknął zauważając jak Travis przypatruje nam się od jakiegoś czasu. - Zluzuj trochę. Jak będę potrzebowała pomocy to od razu skieruję się od ciebie. Obiecuję, ale błagam ogarnij się i daj żyć. - powiedziałam patrząc na jego reakcje. Popatrzył na mnie, westchnął i niezauważalnie pokiwał głową.
- Dobra. - burknął poddając się. Podeszłam do niego przytulając i cicho szepcząc "dziękuje".
***
- Mamo, mamo, mamo! - usłyszałam malutkie kroczki i już po chwili Brandon pojawił się w drzwiach kuchni. Zrobiło mi się ciepło na sercu gdy usłyszałam jak się do mnie zwraca. Odłożyłam kubek i uniosłam wzrok znad gazety.
- Co się stało skarbie? - wstałam z obrotowego krzesła i przykucnęłam na jego wysokości. 
- Czy możemy zrobić spagethii? - uśmiechnął się promiennie. 
- Jasne. Idź się spytaj chłopaków czy będą chcieli zjeść. -powiedziałam i skierowałam się do lodówki. Wyjęłam potrzebne składniki i przyszykowałam potrzebne przybory. Gdy wlewałam olej na patelnie, obok mnie pojawił się chłopczyk.
- I jak?
- Wujek Cris i Wujek Nick chętnie zjedzą, Wujka Travis nie ma. A tata... um... no bo...- zdziwiło mnie jego zachowanie. Bał się mi powiedzieć co się stało.Przykucnęłam przy Brandonie. Pogładziłam go po policzku i dałam mu znak że może mi powiedzieć.
- Boje się taty. Boje się że zrobi mi to samo co tobie. Albo że ponownie ci coś zrobi. - wyszeptał chłopczyk. Widziałam jak po jego policzkach popłynęły łzy. Poczułam lekki ból w klatce piersiowej, lecz nie był on spowodowany bólem żeber. Przytuliłam do siebie chłopczyka i pogłaskałam go po włosach. Wyłączyłam kuchenkę i wzięłam go na ręce, kierując się do pokoju Justina. Widziałam że jak byliśmy coraz bliżej drzwi od świata Biebera to chłopczyk coraz bardziej płakał. Odłożyłam go na ziemie i wzięłam za rękę. Zapukałam w drzwi i czekałam na jakiś znak.
- Kurwa mać! Czy wy nie rozumiecie że... - drzwi otworzyły się z głośnym hukiem. Widziałam że gdy Justin nas zobaczył, zmroziło go. Przeszłam z Brandonem pod jego ramieniem i usiadłam na czarnej pościeli biorąc Brandona na kolana. Bad Boy odwróciłam się w naszą stronę z dezorientacją wymalowaną na twarzy. Teraz jak tutaj siedzę, to myślę że raczej to nie był najlepszy pomysł żeby tutaj przyjść. Nie mam pojęcia od czego zacząć. Najwyraźniej nie musiałam bo Justin uprzedził mnie.
- Brandon, dlaczego płaczesz? - spytał z troską Bieber, szybko podchodząc do chłopczyka. Z każdym jego następnym krokiem Brandon jeszcze gorzej zaczynał płakać. Tego nie można było nazwać płaczem to był szloch. Wtulił się we mnie i nie chciał puścić. W oczach Justina kryła się dezorientacja, troska i szczerość. Bał się o niego.
- Skarbie, powiedź tacie co cię gryzie. - poinstruowałam go, pokazując głową na szatyna.
- Al-ale ja nie-nie chce mamo. - wychrypiał ponownie zanosząc się szlochem.
- Mamo? - mruknął zdziwiony szatyn. Pokazałam mu ręką by usiadł obok mnie. Tak też zrobił.
- Dajesz Skarbie. Tata się nie rozzłości. Wierzę w ciebie. - wyszeptałam bujając go na boki. Chłopczyk uniósł głowę i spojrzał zapłakanymi oczyma najpierw na mnie, a potem na Justina.
- Bo-Boję się ciebie Ta-Tato. - wychlipał. - Bo-Boje się że zrobisz pono-ponownie krzywdę mamie. - nawet z daleka można było zauważyć to bijące ciepło Justina do Brandona. Widziałam że przy każdym wypowiedzianym słowie maluszka Bieber cały się spina i zaciska pięści. Przysunął się do nas bliżej i pogłaskał go po główce. Czułam jak Brandon się napina pod jego dotykiem. Pogładziłam go po plecach, starając się rozluźnić malca mięśnie. Uniosłam wzrok i spojrzałam w oczy Justina. Biło od nich zmartwienie, troska i bezradność? Oh, dobra... Pomogę mu.
- Brandon, tata nic mi już więcej nie zrobi, prawda Justina? -
- Prawda. Brandon obiecuję ci że nigdy więcej nie zrobię Ari krzywdy. - wypowiedział to, do Brandona. Ale cały czas patrzył mi w oczy. Jakby chciał żebym to ja  także zrozumiała. Chłopczyk uniósł głowę, wytarł rękoma oczy i uniósł malutkiego paluszka do góry.
- Pinky promise? - wyszeptał. Justin uśmiechnął, ukazując rządek białych zębów. Także uniósł małego paluszka u prawej ręki i zaczepił go o malutki paluszek Brandona.
- Pinky Promise. - chłopczyk zszedł z moich kolan, dając mi buziaka w policzek i usadowił się na nogach Justina. Wtulił się w niego, tak samo jak Justin oplótł rękoma małe ciałko chłopczyka. To był ten moment by wyjść. Uniosłam tyłek z czarnej pościeli i wyszłam z pokoju, zamykając za sobą drzwi. Zbiegłam na dół do kuchni i dokończyłam robienie obiadu. Gdy skończyłam wszystko przyrządzać, zaniosłam każdego talerz spagethii, a sama zjadłam go w salonie przy telewizorze. Akurat leciało w telewizji wiadomości, lecz nic ciekawego się nie pojawiło. Wzięłam talerz i skierowałam się z nim do kuchni. Gdy obmywałam talerz i wsadzałam go do zmywarki, usłyszałam za sobą ten charakterystyczną głos, z chrypką. Poczułam jak po moim ciele przeszło stado mrówek. Zamknęłam zmywarkę i odwróciłam się do brązowookiego szatyna.
- Musimy poro... - Justin nie zdążył dokończyć zdania gdyż Travis przerwał mu. Wszedł do kuchni i wykrzyknął, kumulując cały swój głos na cały dom, by każdy usłyszał.
- Kurwa, mamy akcje! -


***
Nie rozpiszę się za dużo. Po prostu PRZEPRASZAM.
Rozdział pojawi się pod jednym warunkiem. Będzie 22 KOMENTARZY!

środa, 1 stycznia 2014

Rozdział 17

- Nic teraz nie mów Bieberowi, znając go teraz chodzi nabuzowany i obmyśla plan jakby mógł szybko dojechać do Brandona i od razu cię zabić. - powiedział już nieco ciszej. Najwyraźniej musiał się skapnąć że tak głośno wydarł japę i przez co Justin usłyszał ostatnie zdanie.
- Ale dlaczego? - spytałam zdziwiona.
- Nie zadawaj chociaż raz zbędnych pytań i zrób to co ci mówie. - warknął. Tak jak mówił tak zrobiłam. Wzięłam telefon ze sobą i szybko pobiegłam na górę i zamykając się w pokoju Justina. - A teraz mnie uważnie słuchaj. - mruknął poddenerwowany Cris. - Za nic nie otwieraj drzwi, chociażby nawet groził ci jak najgorszą krzywdą. - mówił cicho i spokojnie. Lekko przerażona wybabuszyłam oczy. - Jak nie będzie... - 
-Aaa - pisnęłam wystraszona gdy usłyszałam jak Justin starał się dobić do drzwi, wykrzykując ' Ariel, otwieraj!', 'Kurwa, otwieraj te drzwi suko!'. Czemu nie ma Pattie kiedy jej najbardziej potrzebuje? Nie ma to jak wyjść na herbatkę do sąsiadki i zostawić jej syna z 'jego' dziewczyną kiedy chcę ją zabić.
- Oho.. Już się zaczyna. - wyszeptał cicho Cris - Jak nie będzie już żadnych odgłosów za drzwi, będziesz mogła wyjść lecz musisz być naprawdę cicho. Jeśli jednak uda mu się wywarzyć drzwi... - tu przełknął ślinę, a dzwięki jakie były za dzwiami jeszcze bardzej się nasiliły.
- Bedziesz musiała zrobić coś, co nie uważam za stosowne, ale żeby przeżyć musisz. Gdy dostanie się do pokoju, uwiedź go. Uwiedź go jak nikogo innego. Tylko ty sprawisz że zrobi się spokojny. Nie masz pojęcia jak na niego działasz. My już jesteśmy w szpitalu. - mruknął ściszonym tonem. I w tym momencie drzwi otworzyły się z hukiem, strasząc mnie, prze co telefon wypadł mi z rąk i rozbił się o ziemie, rozwalając szkiełko. Bałam się, a nawet nie, była przerażona. Bieber był jedyną osobą na tym zasranym świecie kogo się cholernie bałam. Podniosłam wzrok i pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to jego zakrwawione kostki w lewej ręce. O kurwa.
- Zabije cię suko. - warknął. Ręce miał zaciśnięte w pięści, jego szczęka była mocno zaciśnięta, a oczy wyglądały jak dwa węgielki. Iskrzyła w nich tylko głęboka nienawiść. Do mnie. Kurwa mać, a skąd miałabym wiedzieć że to był syn lidera Dert Devil'ów. Nie znam kurwa życiorysu wszystkich osób z każdego gangu.
- Bieber, uspokój się. - powiedziałam cicho, powoli podnosząc ręke, jakbym chciała jakąś magiczną mocą zatrzymać go. Normalnie zaśmiałabym się z mojego pomysłu, lecz w tej sytuacji nie było mi za wesoło.
- Zabije cię, rozumiesz? Dwa razy naraziłaś Brandona na niebezpieczeństwo. Teraz moja kolej by tobie mogło się coś stać. - mruczał pod nosem, z każdym jego nastepnym krokiem, moje nogi także robiły mały kroczek w tył. Popatrzyłam przerażona w jego czarne tęczówki. Nigdy nie pomyślałabym że kiedykolwiek to powiem ale już brakuje mi jego karmelowo-czekoladowych oczu. - Bedziesz zdychać w męczarniach. Na początku scyzorykiem wygraweruje na twojej skórze moje inicjały. Byś zawsze pamiętała kto ci to zrobił. Następnie zaczne cię bić, kopać i rzucać o ściane. A na sam koniec, zerżne cię do nieprzytomności, byś przez sen powtarzała moje imie, a moja twarz ujawniała się przed twoimi oczami co noc. - warknął przez zaciśnięte zęby. Trzęsłam się ze strachu. Uniosłam wzrok na tęczówki chłopaka, by znaleźć w nich jakieś małe rozbawienie, ale dostrzegłam coś czego się nie spodziewałam. Miał rozszerzone źrenicę. A to skurwysyn.  
Ćpał.
Jebany ćpun. 
 Gdy moje plecy walneły o coś marmurowego, moje ręce automatycznie  przeszukiwały ją, by znaleźć coś czym mogłabym w niego rzucić. Moje opuszki palców, natrafiły na jakiś metalowy przedmiot, dzięki czemu moje palce zacieśniły się w koło tej rzeczy. Mam plan. Przeniosłam wzrok na drzwi od łazienki, licząc w głowie, jakie mam szanse, by się tam dostać. Oh... Pieprzyć to. Zamachnęłam się prawą ręką, wypuszczając owy przedmiot i jak długa pobiegłam do łazienki, zamykając się w niej. Kurwa, Ari. Myśl, Myśl, Myśl. Telefon Justina jest rozbity, Cris z chłopakami za szybko nie przyjadą, bo dopiero są u Brandona. Ah... Ariel, w co ty się wpierdoliłaś? Tym razem będzie go o wiele trudniej uwieść, gdyż może sobie pomyśleć że znowu go wkręcam. Nigdy nie pomyślałabym że kiedykolwiek będę musiała użyć swojego ciała by przeżyć. Skoro Bieber jest zjarany, oznacza to że jest słabszy. Mam jakieś szanse. Może uda mi się uciec. Cały czas w głowie odbiajały mi się dźwięki wybijane o drewno przez Justina.
 - Otwórz te pierdolone drzwi, suko! -
- Kurwa, otwieraj! -
- Jeśli za chwilę nie otworzysz tych drzwi, to je kurwa wywarze! - co chwilę Bieber wymyślał nowe groźby i wyzwiska bym w końcu mu otworzyła. Trzęsłam się ze strachu. Mój mózg pracował na najwyższych obrotach, starając się znaleźć jak najlepsze wyjście.
- Bieber, uspokój się i pojedź po Brandona. On teraz cię bardziej potrzebuje - krzyknęłam starając się go jakoś zmylić. Najwyraźniej te słowa dotarły do Justina, gdyż wszystko jakby nagle ucichło. Wpatrywałam się w cień stóp Biebera, który było widać u dołu drzwi. Usłyszałam ciche oddalające się dźwięki kroków, a po chwili nie było widać już nic, prócz promieni słonecznych. Stałam jeszcze przy drzwiach łazienki przez jakiś czas, ale gdy nie słyszałam już żadnych dźwięków, wyszłam. Przekręciłam głowę na początek w lewo, a potem w prawo, starając się znaleźć jakieś ślady że Justin tu jeszcze jest. Skierowałam nogi prosto do drzwi, od razu lekko i cicho przekręcając gałkę. Przekraczając futrynę drzwi, nie natrafiłam na żadną żywą duszę. Przeszłam na paluszkach po schodach i tak samo cicho skierowałam się do kuchni. Chciałam polać twarz wodą i czegoś się napić. Muszę ochłonąć. Przekraczając drzwi od kuchni, poczułam mocny uścisk na szyi, oraz naparcie z tyłu pleców. Otworzyłam oczy, które mocno się zacisnęły pod wpływem bólu. Natrafiłam na tę jebane czarne powiększone tęczówki. Zaczęłam się wiercić, gdy spostrzegłam że dyndam w powietrzu, przez to że Justin złapał mnie za szyje z dużą siłą. Kaszlałam cały czas starając się złapać chociaż ciut powietrza. Oczy chłopaka były jak węgiel, czarne i puste. Machałam nogami, a rękami starałam się odciągnąć dużą dłoń Justina z mojej szyi. Widziałam także że chłopak też zaczyna słabnąć. Dziwnie na niego działają narkotyki. Najczęściej jak ktoś coś sobie wstrzyknie, bądź wciągnie to staje się bardzo silny i agresywny. U Justina pojawia się tylko agresywność. Na moje szczęście i nieszczęście. UWIEDŹ GO mignęło mi w myślach. No tak, Cris powiedział że tylko ja na niego działam z taką siłą. Co racja to racja. Tak, znam swoją wartość. Wiem, że gdzie kol wiek się pojawię to mężczyźni patrzą na mnie drapieżczym wzrokiem. Przyznam, mam zajebiste ciało. Lecz żeby takie mieć trzeba dużo pracować. Muszę się uwolnić. Nastawiłam paznokcie i zaczęłam je lekko wbijać w jego skórę. Nie chciałam mu zrobić krzywdy, by leciała mu krew. Wiem, że jego siła dzisiaj jest osłabiona. Żarliwie złapałam powietrze, gdy poczułam jak ręka Justina puszcza moją szyję. Cała moja krtań pulsowała z bólu. Nie mogę się poddawać. Potarłam bolące miejsce i zaczęłam podchodzić wolnym krokiem do Justina. Widziałam że zaczął szukać czegoś w szafce ze sztućcami. Na początku scyzorykiem wygraweruje na twojej skórze moje inicjały.  
Usłyszałam cicho w głowie. Kurwa, on szuka noża. Podeszłam wolnym krokiem do niego, starając się go nie wystraszyć. Zasunęłam szafkę, starając się nie zatrzasnąć mu ręki, a sama się wsunęłam w miejsce gdzie wcześniej była szuflada. Widziałam po jego mimice twarzy że jest zdziwiony, starał się to jak najlepiej ukryć. Ale mnie się nie da tak łatwo oszukać. Stanęłam na palcach, przejechałam nosem o jego policzek po czym przegryzłam leciutko płatek jego ucha, w tym samym czasie lekko zahaczyłam ręką o jego przyrodzenie. Usłyszałam z jego ust, ten upragniony jęk który dał mi satysfakcje że on pragnie mnie. Jego ręce szybko znalazły się na moich biodrach i przysunęły do umięśnionej klatki piersiowej. Ciekawe ile musiał ćwiczyć by był tak zajebisty efekt. Jego usta z zawrotną prędkością znalazły się na moich. Przyznam, mnie też to się cholernie podobało. Ten pocałunek nie był jak te które dzieją się między dziwką a mężczyzną, lub playboyem a kobietą, ten pocałunek miał w sobie coś tajemniczego. Był miły, namiętny, miał w sobie nutkę pikanterii i delikatność, lecz było w nim zawarte coś czego nie rozumiałam. Tęsknota. Tęsknota za poczuciem bycia dla kogoś ważnym. I jestem pewna że nie chodziło tu o Brandona. Z taką samą zachłannością oddawałam te pocałunki. Chłopak leciutko przegryzł moją dolną wargę, przez co z moich ust wydostał się niekontrolowany jęk. Czułam że lekko się uśmiechnął. Zarzuciłam moje ręce za jego szyje i splotłam je leciutko. Uchyliłam lekko usta, czując jak chłopak prosi mnie o wejście, przejeżdżając koniuszkiem języka o moją dolną wargę. Czułam jak nasze ciała stają się rozpalone. Jego język tak zwiedzał moje usta, tak samo jak mój jego. Ciepłe dłonie chłopaka zjechały na tylną cześć ud, po czym od razu powędrowały na mój rozgrzany tyłek. Zacisnął na nich ręce, dając mi tym znak bym podskoczyła. Tak też zrobiłam, od razu czując zimny marmur pode mną. Usta Justina szybko zjechały na moją szczękę i zaczęły wędrować za ucho, na mój tatuaż piórka, lecz później zjechały na moją szyję. 
- Justin... - wysapałam, czując jak jego usta natrafiły na mój czuły punkt. Mruczałam w zachwycie. Oh, Ari. To ty miałaś go uwieźć, a nie na odwrót! Skarciłam się w myślach. Zarzuconymi rękami na jego szyje, jeszcze bliżej przysunęłam jego rozgrzane ciało do mojego. Tym razem to Justin zaczął mruczeć z satysfakcją. Tak, to mnie cholernie podniecało, lecz nie mogłam dać mu się omotać, jego pełnymi, malinowymi ustami. To było taka przyjemność, że na krótko jej nie zapomnę. 7 niebo. Ręce chłopaka z mojej talii zaczęły małymi kroczkami zjeżdżać do moich ud. Ponownie tego dnia poczułam jak zostaje unoszona. Oplotłam automatycznie nogi wokół pasa Justina, bym nie spadła. Moje usta oderwały się od jego ust, by po chwili, mogłabym przycisnąć je do jego szyi. Przejechałam na początku nosem wzdłuż szyi Justina, od razu zostawiając po sobie malutkie mokre pocałunki. Na jego skórze od razu pojawiła się gęsia skórka. Uśmiechnęłam się przez pocałunki. Cris miał rację. Naprawdę dobrze na niego działam. Uchyliłam lekko oczy by zobaczyć gdzie się znajdujemy. Salon. Odsupłam nogi i stanęłam na własnych siłach. Złożyłam jeszcze kilka pocałunków na jego szyi, chciałam wbić się ponownie w jego usta, lecz przeszkodził mi w tym dźwięk otwieranych drzwi. Nareszcie. Bieber najwyraźniej jest tak napalony że nawet nie usłyszał. Jeszcze chwila i bym nie dała rady. Cały czas składałam pocałunki na szyi pomrukującego Justina. Teraz albo nigdy. Uniosłam leciutko kolano i wymierzyłam cios. Przynajmniej miał być wymierzony i trafiony. Bieber złapał szybko moją nogę, czując że chciałam go pozbyć płodności. Ponownie dzisiejszego dnia widziałam jak jego oczy stają się tak samo czarne jak wcześniej, albo i nawet gorzej. W Justinie zbierał się gniew. Starałam mu się wyrwać, lecz na marne. Był za silny, co mnie bardzo dziwiło. Chłopaki, ruszajcie się. pomyślałam, przywołujących ich w myślach. Nagle jakby w Justinie skulminował się cały dzisiejszy gniew. Podniósł bardzo wysoko moją nogę i z całej siły popchnął mnie na szklany stolik. Moja głowa automatycznie pofrunęła w stronę krzyku który wydobył się z ust małego, zapłakanego Brandona.
- Mamo!...
Ból, Światło, Łzy, Krzyk i Ciemność


*^*
Chciałabym strasznie przeprosić i podziękować!
Podziękować za 10156 wyświetleń! To dla mnie bardzo dużo znaczy!
Przeprosić za to że musieliście czekać prawie 3 tygodnie ;c Brak Weny! Jednak udało mi się coś nabazgrać :)
WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO W NOWYM ROKU! 2014!
BY BYŁ O WIELE LEPSZY OD POPRZEDNIEGO, SŁONECZKA!