poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Rozdział 19

Może zacznę od tego że pod przedostatnim rozdziałem pojawiło się  AŻ 36 komentarzy.
A pod ostatnim TYLKO 17 komentarzy.
Ale nie będę się tym razem czepiać ponieważ naprawdę długo nie było żadnego rozdziały.
Dziękuje za to że czytacie moje wypociny! :)
Pozdro, Pjjona^^

*^*^*^*^*^*



-Kurwa, nie rozumiecie tego że jej nie puszczę na tą akcje? -ryknął gardłowym głosem Cris. Od jakiś 20 minut zbieramy się do wyjścia. Przynajmniej tak miało być, że wszyscy.
- Cris! Josh uważa że powinniśmy wziąć ją ze sobą. Nikt nie wie że ona jeszcze żyje. Może być naszą tajną bronią. Umie zabijać, bić się, strzelać i wygrywać wyścigi. Czemu mamy jej teraz kurwa nie zabrać? - podobnym głosem warknął Travis. Nie myślałam że kiedykolwiek stanie w mojej obronie. A zwłaszcza po tym że go postrzeliłam i nie mieliśmy najlepszych kontaktów ze sobą. Skinieniem głowy podziękowałam mu za jego wkład w przekonanie Crisa.
-A co jeśli coś jej się kurwa stanie? Dopiero co ją odzyskałem, a prawie umarła na moich ramion. Za tym pieprzniętym razem mógłbyś stanąć w mojej obronie, a nie przejmować się hajsem. -Cris cały czas zostawał przy swojej wersji. Siedzieliśmy z Justinem na sofie i wpatrywaliśmy się raz na mojego brata, potem na Travisa i jeszcze na Nicka, który także od czasy do czasu wtrącał swoje 3 grosze, starając się jakoś udobruchać mojego brata.
-Ale zobacz że jest silna. Siedzi kurwa na sofie, oddycha, mruga i patrzy na ciebie z politowaniem. Nie zdycha teraz w trumnie i nie prosi o rozgrzeszenie. Daj sobie spokój!- powiedział wyrwany ze spokoju Nick. Popatrzyłam na Justina z prośbą i nadzieją w oczach, że może on coś zadziała.
- Proszę Justin. Poproś go żebym z wami pojechała. - wyszeptałam bawiąc się palcami u rąk, lekko zawstydzona że muszę prosić Justina o pomoc. Widziałam jak odchyla się do tyłu i wyjmuje telefon z przedniej kieszeni spodni. Przejechał kilka razy po ekranie, po czym wybałuszył oczy i spojrzał na mnie ze zdziwieniem ale także z nutką dumy?. Schował telefon do kieszeni, wstał i podszedł żwawym krokiem do kipiącego gniewem Crisa.
- Rozumiem że jesteś jej bratem ale nie możesz decydować za nią. Ma pieprzone 19 lat. Chorą przeszłość za sobą i cholera jasna dowodziła jednym z prawie tak dobrych gangów jak nasz! Utrzymywała przy życiu 3 dziewczyny przez 7 lat. A nie zapomnij jaką miała pracę. Sami jesteśmy w tym zawodzie i wiemy jak trudno utrzymać przy życiu samego siebie. Nie dość że przeżyła wszystko co jej zrobiłem, to jeszcze normalnie ze mną mieszka w domu i nadal żyjemy. Sam dostajesz szału jak jedziemy na jakąś akcje bez ciebie. Pozwól jej z nami pojechać. Nie musi z nami wchodzić do środka, może być kierowcą. -wypowiedział się Justin, z zaciętą miną wpatrując się w Crisa. Nigdy nie słyszałam żeby ktoś tak podsumował mojego życie. Nie myślałam że miałam aż tak popieprzone życie. Zatkało mnie po tym co powiedział Bieber. Przenigdy w życiu nie pomyślałabym że stanie po mojej stronie. Bardziej spodziewałabym się tego że powie coś Crisowi przez co w ogóle mnie zamknie w pokoju na klucz przed całym światem.
- Ugh, dobra. - warknął przeciągle. - A ty - w tym momencie pokazał na mnie palcem. - Masz porozmawiać z Justinem. Podziękuj mu, bo gdyby nie on byś siedziała w domu.- pokiwałam z niechęcią głową i skierowałam wzrok na Justina. Oczywiście jakby inaczej, na swojej twarzy miał ten chamski uśmieszek. Czasem mi się zdaje że tylko dla mnie on jest przeznaczony, by wyprowadzać mnie z równowagi. Przewróciłam oczami i wskoczyłam na pierwszy schodek by od razu skierować się do mojego pokoju. W połowie drogi po drewnianych schodach zatrzymał mnie głos Crisa.
- Ariel, przyjdzie niańka do Brandona. Ta sama co ostatnio.Alice. Zachowuj się. - mruknął patrząc na mnie z dołu schodów. Ponownie dzisiejszego dnia przewróciłam oczami i skinęłam niezauważalnie głową. Kiedy chciałam wznowić chód do pokoju Brandona, przerwał mi w tym dzwonek do drzwi. Zbiegłam na dół, sapiąc cicho pod nosem i przekręciłam gałkę, otwierając je. Tak jak kiedyś stanęła naprzeciwko mnie wytapetowana tynkiem lalunia. Oczywiście jej szafa ma tylko w zanadrzu miniówkę i króciutką bluzkę z maksymalnym na wierzchu dekoltem.
- Ugh, ty jeszcze żyjesz? - warknęła zakręcając swoje tlenione blond pasemko na palec. - Justinek mi powiedział że jesteś tutaj tylko dlatego bo twój brat nie ma co z tobą zrobić. - mruknęła wchodząc do środka.
- Najwyraźniej się przeliczyłaś. - warknęłam podirytowana. Usłyszałam za sobą jak ktoś cicho oddycha. Justin, Nick, Travis i Cris. Kurwa mać, co oni w wojsku są że stoją jak na baczności. -Znasz zasady dotyczące jak masz zachowywać się w stosunku do Brandona. A teraz sorry, ale opuścimy cię. Nie chcę tracić czasu na kogoś kto miał więcej kutasów w mordzie, niż ja frytek. Nara - powiedziałam chamsko się uśmiechając i zabierając po drodze kluczyki od samochodu, który prawie tak samo wyglądały jak mój samochód do ścigania się. Wyszłam z domu kierując się do garażu, gdy chciałam wejść do środka, ponownie tego dnia zostało we mnie wycelowane pistolety.
- Kurwa, naprawdę? - warknęłam patrząc na każdego z chłopaków z osobna. Mark, Peter, Alfredo, Patrick i John. -Cris! - wykrzyknęłam odwracając się do mojego brata. Na jego twarzy tak samo jak wcześniej na twarzy Justina pojawił się chamski uśmieszek.
- Sorry, nie mogłem się powstrzymać. - zaśmiał się. Przewróciłam oczami chyba już 5 razy dzisiejszego dnia i już bez trudu weszłam do garażu. Nacisnęłam automatycznego pilota by sprawdzić na który samochód trafiłam. Gdy usłyszałam ten charakterystyczny i tak bardzo znany mi dźwięk odbezpieczania zamków w samochodzie, uniosłam wzrok znad kluczyków. Szok. Rozdziawiłam usta i wybałuszyłam oczy. Przede mną stało moje kochane białe Ferrari. Mój wyścigowy samochód. Moje słońce. Zapiszczałam z radości, odwróciłam się do uśmiechniętego Justina, Crisa i oszołomionych reszty chłopaków. Szybko pobiegłam do mojego maleństwa i wsiadłam za kółko. Odpaliłam go i przejechałam leciutko dłońmi po kierownicy, pod koniec mocno zaciskając ręce na czarnej kierownicy. Wysiadłam z samochodu z uśmiechem na ustach i pokazałam gestem ręki że mogą zająć miejsca. Już po chwili wszyscy siedzieli na miejscach włącznie ze mną. Uśmiechnęłam się sama do siebie i skierowałam wzrok na siedzenie obok mnie. Justin.
- Gdzie jedziemy? - spytałam starając się nie brzmieć na aż tak bardzo podekscytowaną.
- Pitfield Street 30b* - oznajmił patrząc na początku na bramę wyjazdową, a następnie na mnie. Skinęłam głową że wiem gdzie się to znajduje i nacisnęłam guzik na pilocie by brama mogła się otworzyć. Już po chwili jechaliśmy po drodze z 130km/h na liczniku. Widziałam na twarzy Justina cień uśmiechu gdy co chwila przyspieszałam.
- Nie to żebym nie ufał twoim zdolnością jazdy. Ale czy mogłabyś zwolnić? - spytał cicho Cris.
- Nie. - warknęliśmy oboje z Justinem. Jeszcze przez chwilę usłyszałam jak mój brat mruczy coś pod nosem w stylu "Tacy sami, szaleńcy". Popatrzyłam na Justina i widziałam ten błysk w oku. Uśmiechnęłam się do niego wiedząc o co mu chodzi. Zwolniłam do 60km/h i przygotowałam się na zaskoczenie chłopaków siedzących z tyłu.
- Jednak się mnie posłuchałaś. - mruknął pod nosem Cris, uśmiechając się z wdzięcznością. Żebyś chłopaku wiedział co dla ciebie naszykowałam. Gdy uśpiłam czujność chłopaków, nie licząc Justina, szukałam wzrokiem jakiś skrótów pobocznych. Widziałam jak Justin uniósł nisko palec i wskazał lewą stronę ulicy i małą, ale gdzie by się zmieścił samochód, uliczkę. Zmieniłam biegi i najmocniej jak umiałam naciągnęłam hamulec awaryjny, po czym od razu zmieniłam biegi i mocno przycisnęłam pedał gazu. Mijałam poboczne kosze na śmieci i inne rzeczy leżące na ziemi. Zaśmiałam się cicho, gdy usłyszałam przeraźliwy pisk Crisa. Do moich uchu także wpadł śmiech Justina. Przed nami stał zaparkowany bocznie tir. Wcisnęłam mocniej pedał gazu naciskając sprzęgło i zmieniając bieg. Zmieszczę się. Nie ma innej opcji. Jeszcze trochę maleńki. Spojrzałam w tylne lusterko. Na twarzach Crisa, tak samo jak Nicka i Travisa czaiło sie przerażenie. Dzięki chłopaki. Widać jak we mnie wierzycie. Spojrzałam następnie na twarz Justina, który akurat w tym samym czasie spojrzał na mnie. Na jego twarzy akurat czaiła się spokój. Jakby wiedział i wierzył że na pewno mi się uda. Przeniosłam wzrok na drogę, która tym razem pokazywała że coraz bliżej jesteśmy stojącego w miejscu tira. Byłam już tak blisko.
- Zmieścisz się Shawty. Wierzę w ciebie. - słowa które wypowiedział Justin, jakby miały jakąś magiczną moc. Dały mi siłę. Wiedziałam że się zmieszczę, że dam radę. Już po chwili zrobiło się na chwilę ciemno i przejechaliśmy pod naczepą Mana**. Uśmiechnęłam się z dumą i skręciłam w prawo, ponownie zmieniając bieg. Słyszałam głośne oddechy chłopaków i jeden cichy ale nadal lekko ochrypły, seksowny głos Justina.
- Bravo Ari. - 
***
Po jakiś 15 minutach, w końcu dojechaliśmy. W ciągu całego czasu który mieszkałam z chłopakami, nie słyszałam przekleństw. Nick, Travis i Cris przez całą drogę od momentu przejechania pod naczepą Mana, albo klnęli jak szewc, lub mówili coś w stylu "Taka podobna do Justina", "Tak samo zakochana w samochodach". Za każdym razem podśmiewałam sobie pod nosem. Gdy dotarliśmy w końcu do jakiś opuszczonych, zardzewiałych i brudnych bunkrów, chłopaki wyszli z samochodu tylko Justin nadal siedział z chamskim uśmiechem na ustach. Oparłam łokieć o okno i odwróciłam twarz w stronę szatyna, zastanawiając się czemu nie wysiada. Także spojrzał na mnie z tym swoim wszechobecnym błyskiem w oku.
- Trzymaj kciuki kochanie... Ale wiesz co? Jednak nie będziesz musiała. - powiedział z tym swoim zawiackim uśmiechem, używając moich słów. Których kiedyś użyłam na wyścigach, kiedy go pierwszy raz zabrałam ze sobą. O nie, tak się nie bawimy. 
- Tym razem ja w was wierze. - zaśmiałam się cichutko i pokazałam palcem na chłopaków czekających przed samochodem. - Możesz już iść. Czekają na ciebie. - mruknęłam.
- A gdzie mój buziak na szczęście? - uśmiechnął się. O dziwo, ten uśmiech był normalny. Szczery. Ponownie się zaśmiałam i przysunęłam głowę do policzka szatyna. Gdy jednak chciałam go pocałować w policzek , odwrócił głowę i pocałowałam go w usta. Szok. Jednak kiedy chciałam odskoczyć od niego pociągnął mnie za rękę i mocniej naparł na moje usta. Coś mnie podkusiło bym odwzajemniła ten pocałunek. Może była to chęć wygrania zakładu. Tak, nadal mam ochotę go wygrać. Na początku był ostry, wymuszony, myślał że nie będę tego chciała. Kiedy jednak poczuł że ja także go odwzajemniam, uśmiechnął się przez pocałunek i zwolnił go. Przejechał koniuszkiem języka po mojej dolnej wardze. Jęknęłam z rozkoszy i udostępniłam mu wejście. Już po chwili jego język pieścił mój, tak samo jak podniebienie. Lecz to co jest piękne szybko się kończy, usłyszeliśmy jak ktoś mocno bije w boczną szybę samochodu. Odskoczyliśmy od siebie i spojrzeliśmy w stronę sprawcy. Nick. Pokazał Justinowi znak głową że muszą już iść.
- Powiedz Nickowi że jeśli jeszcze raz walnie w cokolwiek w moim samochodzie, przyczepie go do koła smyczą i będzie biec za nami. Nie będę się litować. -burknęłam pod nosem. I już po chwili zostałam sama w samochodzie.
***
Siedzę w samochodzie już jakiś czas. Godzina, może dwie? Zdążyłam wypalić 3 fajki, sprawdzić olej, koła, zawieszenie, płyn hamulcowy i wszystko inne co mogłoby mi wpaść do głowy. W tym czasie usłyszałam 3 strzały, a następnie była tylko cisza. Coś mi tu jednak nie pasowało. Na akcje było cicho, za cicho. Ugh, poczekam jeszcze kilka minut i sprawdzę jak z chłopakami.
 ***
Zgadnijcie co się stało? Oczywiście że nic. Siedzą już w środku jebane 2 godziny i 37 minut. Były 4 strzały i cisza. Oh, pieprzyć to. Wyszłam z samochodu, zabierając kluczyki ze stacyjki i podchodząc do bagażnika. Otworzyłam go i wyciągnęłam ze skrytki na koło Pistolet Welrod. Po czym małym guzikiem na pilocie zamknęłam go automatycznie. Skierowałam swoje nogi w stronę wejścia gdzie wchodzili chłopcy. Usłyszałam stłumioną rozmowę, lecz byłam za daleko bym mogła cokolwiek usłyszeć. Szłam powoli, starając się być jak najciszej. Gdy zobaczyłam że jakiś 2 gostków odwraca się w moją stronę, szybko schowałam się za pudłami i paletami. Przez małą szparkę wcisnęłam rewolwer i wycelowałam w jednego z dwóch łysych napakowanych mężczyzn. Kiedy zauważyłam że idealnie ustawił się pociągnęłam za spust, dzięki czemu już po sekundzie ten w białej bluzce leżał na ziemi w swojej własnej czerwonej krwi. Uśmiechnęłam się z dumą.
- Kurwa Jack! Kto tu jest?! - wykrzyknął niższy od niego w czarnej koszulce łysol. W tego drugiej także wycelowałam i ponownie tego dnia pociągnęłam za spust. Przeszłam obok zwłok i truchcikiem pobiegłam w stronę wejść magazynu. Przeszłam przez metalowo-drewniane drzwi, cały czas starając się zrobić jak najmniej hałasu. Gdy jednak zeskanowałam teren  zobaczyłam że mam wolną drogę, pobiegłam schodami na górę, skąd dochodziły strzały. Najwyraźniej przenieśli się z dołu magazynu, na górę i dlatego nie słyszałam żadnych strzałów. Przeszłam po schodach, od razu zauważając czyjeś plecy i kogoś leżącego na ziemi. Widać było że ta osoba chciała się podnieść. Lecz byłam za daleko by cokolwiek innego zobaczyć i zrozumieć coś z tego bełkotu. Cichymi krokami przeszłam do osobnika, stając jakieś 7 metrów od niego.
- I co Bieber? Gdzie macie tą swoją zajebistą laskę? Każdy z was już ją wyruchał i uciekła z płaczem, bo mieliście małego? - zaśmiał się jakiś nieznajomy mężczyzna. Czyli na ziemi leżał Bieber. Kurwa. Nagle wybiegł z korytarza obok Cris, Nick i Travis, lecz kiedy zauważyli w jakiej sytuacji są zatrzymali się i otworzyli buzię z wrażenia.
- Jeśli chociaż kurwa drgniecie palcem, zabije was! Każdego po kolei, a później się za waszą nową dupę. Przyznam ta laska jest gorąca. - ponownie zaśmiał się, lecz tym bardziej szyderczo. I wycelował po kolei w każdego, pokazując prawdziwość tych słów. To się kurwa przeliczyć chłopaku! Zobaczyłam że Nick skierował wzrok za tego mężczyznę, dostrzegając mnie i wybałuszając oczy. Przyłożyłam wskazujący palec do ust, pokazując mi żeby był cicho. Podniosłam pistolet na wysokości głowy tego faceta i czekając na dobry moment. W oczach Justina, czaił się strach. Lecz nie patrzył na tego faceta, patrzył na mnie. Nie bał się o siebie, tylko o mnie. Pokazałam tym samym znakiem co Nickowi by był cicho, skinął niezauważalnie głową.
- Nawet nie wasz się jej kurwa tknąć. - warknął Justin, starając się podnieść na łokciach. Lecz tak szybko jak miał nadzieje się wstanie, ta nadzieja prysła. Ponownie padł na ziemie, ale widać było po nim że się nie podda, będzie walczyć. Odważny.
- Powiedziałem kurwa żeby się nie ruszać! Teraz cię zabije! - warknął, gdyż tego krzykiem nie można było nazwać.
- Ej kutasie! -słysząc mój głos, chłopaki jak i sam mężczyzna odwrócił się w moją stronę.
- Ariel, uciekaj. - warknął Justin przez zęby. Puściłam jednak to zdanie mimo uszu.
- Jeśli kurwa za chwilę się nie odsuniesz się od nich, cały magazynek znajdujący się w tym rewolwerze znajdzie się w twojej dupie! - powiedziałam przeładowując pistolet.
- I znalazła się nasza zguba. Jak miło. - parsknął śmiechem, lecz nawet z daleka można było zobaczyć że stał się nerwowy. Bał się. - A gdzie masz swoje przyjaciółeczki? Nie żyją, jak przykro. - byłam pewna że na wzmiankę o dziewczynach widać było ból wymalowany na mojej twarzy, lecz tak szybko jak się pojawił zastąpiłam ją ponownie maską obojętności.
- Wiesz że przegrałeś dlatego starasz się naciskać na moją psychikę. Bravo! Jestem z ciebie dumna, tylko gdybyś nie zapomniał, to moja gra Luke. - warknęłam nakierowując na jego kolano mój pistolet. Nie pociągnęłam za spust. Jeszcze nie. Nie widziałam Luke'a z 2 lata. Bardzo się zmienił, ale tylko jego nauczyłam jak znęcać się nad kimś psychicznie. Moja gra, moje zasady. - Tym razem przegrałeś tą grę Luke, tylko jest mała zmiana planów. - mruknęłam spoglądając na chłopaków kątem oka. Widziałam że Justin z pomocą chłopaków wstał i swoją spluwę nakierował na Luke'a. Na twarzach chłopaków widać było zaciekawienie. Byli także przygotowani na każdy następny ruch Luke'a. - Nie będziesz miał następnej szansy na wygranej tej wojny. -
- Co masz na myśli? - wyszeptał wystraszony. Jego oczy kierowały się ze mnie na chłopaków i tak w kółko.
- Umrzesz.- warknęłam. Naciskając na spust i przestrzelając mu kolano. Od razu z ust Luke'a padł krzyk, puścił pistolet i zwinął się na ziemi, skowycząc z bólu. Cris podbiegł i wykopał pistolet cały czas mierząc pistoletem w Luke'a. Ukucnęłam przy wykrwawiającym się mężczyźnie i pokręciłam głową z politowaniem.
- Wolisz żebym psychicznie sprawiła ci ból, czy jednak wolisz kulkę? - mruknęłam, okręcając miedzy palcami moje czarne cudo.
- Strzelaj Ariel. - pisnął Luke. Zacmokałam pod nosem i pociągnęłam powolnie za spust trafiając w drugie kolano. Ponownie tego dnia, cały korytarz przeszedł krzykiem bólu mężczyzny.
- Nie tego cię nauczyłam Luke. Wpajałam w ciebie siłę walki, tak samo jak panowanie nad bólem. Musiałeś mnie wcale nie słuchać. - Uniosłam swoje ciało i spojrzałam na chłopaków. Cris patrzył na mnie z niedowierzaniem. No tak, nigdy nie widział mnie w akcji, a że jestem jego siostrą, to pewnie myślał że będę delikatna i w ogóle. - Bym cię może i nie zabijała, ale cóż, straszyłeś moich ludzi, a więc. Jakieś ostatnie słowo? - uśmiechnęłam się chytrze i tym razem wymierzyłam lufą w głowę mężczyzny.
- Savannah była ze mną w ciąży. - przez szok spowodowany zdaniem które usłyszałam pociągnęłam za spust. Tym razem po korytarzu nie rozniósł się krzycz Luke'a, tylko huk wystrzelanego rewolweru i plask krwi spadającej na ścianę.
***
Od razu po wejściu do domu, skierowałam się do kuchni. Otworzyłam lodówkę i wyciągnęłam puszkę piwa. Muszę się napić. Zamknęłam lodówkę i wolnym krokiem poczłapałam się do blatu. Położyłam na blacie puszkę, i pociągnęłam za kapsel, dzięki czemu piwo się otworzyło. Gdy chciałam wziąć już łyk piwa, przeszkodził mi w tym głęboki głos Justina.
- Musimy porozmawiać. -
- Przydało by się. - przytaknęłam odwracając się do niego, siadając na blacie i zaczerpując pierwszego łyka z puszki.
- Jak się czujesz? - spytał, opierając się naprzeciwko mnie o kuchenkę.
- Bywało gorzej. - mruknęłam, biorąc łyk z puszki. Justin skinął głową że usłyszał odpowiedź. Przez długi czas była po między nami cisza. Wysunęłam puszkę z piwem w stronę trochę spiętego Justina. Popatrzył to na puszkę, to na mnie, ale w końcu wziął piwo z moich rąk i zrobił kilka łyków.
- Przepraszam. - mruknął patrząc na mnie kątem oka i drapiąc się po karku. - Przepraszam że zrobiłem ci krzywdę. Przepraszam że uderzyłem cię. Przepraszam za ten stolik. Przepraszam że jestem złym ojcem. Przepraszam że... - powiedział na jednym wdechu. Uciszyłam go ruchem ręki, gdyż nie mogłam po prostu wytrzymać tego jak on się męczy. Uśmiech sam mi cisnął się na twarz.
- Justin, ja nie jestem zła. - powiedziałam przechylając lekko głowę w prawo i w końcu pokazując mu lekki uśmiech. Chłopak rozdziawił usta i patrzył na mnie ze zdziwieniem.
- Jak to? Skrzywdziłem cie. Poobijałem ci żebra, prawie złamałem kręgosłup. -mówił podchodząc do mnie i opierając ręce o blat, obok moich rąk, kręcąc głową z niedowierzaniem.
- Byłeś naćpany. - mruknęłam zabierając puszkę z jego ręki i wypijając do końca piwo, odstawiając puszkę na bok.
- Kurwa. -warknął pod nosem, głowę opuszczając w dół.
- Myślałeś że nikt się nie skapnie. Cóż, nie ze mną takie numery Justin. Wystarczyło przypatrzeć się bardziej twoim oczom i zachowaniu. -powiedziałam podnosząc jego głowę do góry, by brązowe tęczówki patrzyły w moje.
- Chłopaki nie zwracają na to uwagi. Uważali to za moje normalne zachowanie. Skąd, skąd ty wiedziałaś? - wyszeptał ostatnią część zdania. Zaśmiałam się cicho z jego zdziwienia.
- Też w tym siedziałam. -mruknęłam, przeczesując rękom swoje włosy. Po mimice twarzy Justina, widziałam że jest zaciekawiony ale także zdezorientowany. - Tak Justin, byłam ćpunką. - mruknęłam, ponownie poprawiając spadający kosmyk włosów. Za 3 razem miałam dość i zostawiłam go w spokoju, ale najwyraźniej Justina rozśmieszyło moje wkurzenie na kosmyk włosa. Uniósł rękę i delikatnie, schował kosmyk za moje ucho. Uśmiechnęłam się lekko w podzięce, co Bieber od razu odwzajemnił. Justin rozsunął moje nogi i przybliżył się na tyle ile mógł, złapał za tył moich ud i przyciągnął do siebie, wbijając się w moje usta. Z lekkim oszołomieniem odwzajemniłam pocałunek. Kiedy poczułam że Justin chcę wtargnąć do wnętrza moich ust, zaczęłam się z nim drażnić i nie pozwoliłam mu na to. Jednak chłopak miał inne plany. Przeniósł ręce z moich ud, na pośladki i ścisnął je, dzięki czemu z moich ust wypłynął jęk przyjemności, co przyczyniło się do tego że Bieber wsunął język. Poczułam jak uśmiechnął się przez pocałunek. Zarzuciłam ręce na szyje chłopaka i przyciągnęłam go bliżej, co wątpię że było możliwe. Język Justina pieścił moje podniebienie, język, jak i same usta. Pociągnęłam za końcówki jego miękkich włosów, co równo się z jękiem rozkoszy Justina. Gdy zaczęło braknąć nam powietrza, oderwaliśmy się od siebie, opierając czoła, o swoje nawzajem.
- Zakład nadal trwa, kochanie. - mruknął i ponownie wbił się w moje usta.  
 One POV***
Coś myślę, że jednak trudno będzie mi wygrać ten zakład.

*^*^*^*^*^*^*^*^
Pitfield Street 30b*~Ta ulica naprawdę znajduję się w Londynie. Lecz nie mam pojęcia co tam jest.
Mana**~Jest to Tir.
One POV***~ Często to znaczenie występuje w różnych FanFiction. Chodzi o to że będę wtedy pisać w formie narratora. np. Bella podeszła do niego, ale Irwin widząc jej poczynania szybko się cofnął, bojąc się jej dotyku.